Niektórzy publicyści katoliccy, podpierając się badaniami socjologicznymi, twierdzą, iż procesy modernizacyjne nie dotyczą polskiej religijności. “Nowoczesność”, “pluralizm idei” i “demokracja” mają według nich nie przeszkadzać w funkcjonowaniu Kościoła, a nawet pozostawać z nim w pewnej symbiozie.
Trudno spierać się z socjologami, którzy dysponują “dowodami” w postaci badań, warto jednak zapytać na jakiej podstawie wspomniani publicyści twierdzą, że są to tendencje stałe i, że jest możliwy trwały ożenek liberalnej demokracji z katolicyzmem?
Cud i paradoks
Tak naprawdę mamy do czynienia ze zjawiskiem, które trudno nazwać inaczej, jak cudem. Nie słyszano bowiem, żeby gdziekolwiek na świecie się powtórzyło. Badania socjologiczne wskazują jednoznacznie, iż procesy modernizacyjne wpływają na obniżanie poziomu religijności. Dlaczego więc w Polsce jest inaczej? Złożyło się na to kilka czynników przywoływanych raz po raz w różnych analizach. Po pierwsze – specyficzny katolicyzm ludowy, rodzinny, który gromadzi wiernych w rodzinie i łączy wokół rytuałów religijnych. Po drugie – szczególna charyzma Jana Pawła II, która przynajmniej w sferze deklaratywnej (gorzej z praktyką) potrafiła ,,przytrzymać” wiernych przy Kościele. Po trzecie – silne ośrodki oporu wobec demoliberalizmu (na co miały wpływ dwa wcześniej wymienione czynniki), które edukują i mobilizują wiernych do walki z sekularyzacyjnymi ideologiami i sposobami życia narzucanymi przez media.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na pewien paradoks. Otóż, polska religijność nie dlatego trwa, iż podbiła (może lepiej “ochrzciła”) nowy system społeczno-polityczny, ale wręcz przeciwnie - jest silna, bo Kościół potrafi organizować wiernym ,,przestrzeń do życia” niejako “obok systemu” czy wbrew niemu. Sytuację można przyrównać do rwącej rzeki (to ideologie liberalnej demokracji, media, popkultura), a na łódkach, tratwach czy wysepkach grupują się wierni ocaleni z nawały (różne grupy i media katolickie).
Niekorzystne procesy
Jednak z czasem czynniki, które do tej pory sprzyjały podtrzymywaniu wiary, w wyniku nowych trendów społecznych będą słabły. Na przykład, emigracja zarobkowa czy nowe obyczaje społeczne nie sprzyjają kultywowaniu więzi rodzinnych, co automatycznie uderza w tradycyjnie polski model wiary. Jeśli nawet deklaratywny kult Ojca Świętego przez jakiś czas utrzyma się, to trudno przypuszczać, by przełożył się na sferę praktyki religijnej. Przy ciągłym nasileniu propagandy liberalnej, będzie bowiem pogłębiało się zjawisko dysonansu poznawczego. Każdy człowiek w sposób naturalny dąży do jedności myślenia i działania. Jeśli wiara i czyny nie pokrywają się ze sobą dochodzi do konfliktu wewnętrznego i pojawia się pragnienie uporządkowania tej sytuacji: albo przez “przeinterpretowanie” światopoglądu (np. odrzucenie wiary), albo porzucenie sprzecznego z nim stylu życia. Na dłuższą metę trwanie w takim rozdwojeniu prowadzi do zaburzeń w funkcjonowaniu osobowości.
Faktem jest, iż demoliberalizm zwalcza dziś wiarę głównie w wymiarze moralnym. W odniesieniu do doktryny mamy raczej do czynienia z jej rozcieńczaniem. Oczywiście, przyjdzie czas i na ostrą propagandę ateistyczną, ale na razie chodzi o wytworzenie opisanej wyżej schizofrenicznej sytuacji, gdy w jednym ciele katolik walczy z liberałem-hedonistą. Przy czym ,,system” na starcie daje fory temu drugiemu. Na przykład, nikt w szkołach dzisiaj nie wdraża do pracy nad charakterem, do przezwyciężania się. Dominują lekkie i przyjemne “szkoły wychowania” oparte na psychologii humanistycznej i psychoanalizie, które nie dają większych szans wiernym w przypadku pojawienia się wyżej opisanej alternatywy.
Bajania postępowców
Dlatego też wszelkie bajania (głównie) postępowców katolickich o wytworzeniu się czegoś na kształt demokatolicyzmu są absurdalne. Krótkotrwały precedens związany z polską specyfiką wcale nie świadczy o możliwości trwałego i korzystnego dla religii katolickiej współistnienia z demokracją liberalną. Te bajania o tyle są niebezpieczne, że zamiast mobilizować do stawiania oporu, wprowadzają atmosferę sielanki: - Modernizujmy się śmiało, nic nam nie grozi! - zdają się mówić zwolennicy referowanej tezy. A przecież nie da się połączyć antykatolickiego systemu idei, prawideł i stylu życia - z katolickim. Mieszanki cywilizacyjne, jak pisał Feliks Koneczny, nie istnieją! Nikt nie może być cywilizowany na dwa sposoby!
Jeszcze jedno. Czy rozpoczęte procesy można jednak powstrzymać? Owszem, istnieje taka możliwość... Gdyby na przykład katolicy byli w stanie zdominować główne nurty życia społecznego (polityka, media, kultura), narzucając własny ton mediom, wypierając z nich prymitywną popkulturę, postmodernistyczne “tryndy”, ideologie hedonistyczne itp. Ale by tego dokonać musieliby być spójni wewnętrznie, silni i przekonani co do słuszności takiego kierunku działania. Niestety - warunki te nie są dziś spełnione. Między innymi przez wspomnianych postępowców, którzy przekonują, że wiara Kościoła powinna być tylko jednym z kolorków tęczy w demokratycznej mozaice i wszelkie “narzucanie się” w sferze publicznej uważają za niemal grzech ciężki.
Z tego też względu statystyki religijność Polaków będą niestety z roku na rok słabły. Co do tendencji jest to sprawa raczej przesądzona, co do tempa – otwarta. Oczywiście, wszystko co tu napisano odnosi się do czysto naturalnych przesłanek. I w tym właśnie jest pewna nadzieja...
Inne tematy w dziale Polityka