unukalhai unukalhai
1196
BLOG

Kudak - kresowe Westerplatte

unukalhai unukalhai Rozmaitości Obserwuj notkę 21

w drodze wyjątku notka:

Już coraz mniej ludzi kojarzy o czym mówią słowa pieśni, która była śpiewana przy wieczornych ogniskach, bo i tytuł jej jest coraz mniej adekwatny do takich właśnie okoliczności. Współczesnym obywatelom środkowo-wschodniego kawałka zjednoczonej Europy ognisko kojarzy się prawie wyłącznie z podlewanym piwem, tudzież rozmaitymi produktami Polmosu, grillem. Nie uczęszczam na tego rodzaju imprezy, zatem nie wiem co się przy tych okazjach zdarza śpiewać, ale nie podejrzewam, by w aktualnym repertuarze pojawiała się wzmiankowana pieśń.


Tekst utworu „Płonie ognisko i szumią knieje” napisał w listopadzie 1918 roku, czyli w dniach odzyskiwania niepodległości przez Polskę, ówczesny komendant Hufca Harcerzy w Tarnowie - druh Jerzy Braun. Po raz pierwszy tekst tego utworu ukazał się drukiem w pierwszym numerze z 1920 r. miesięcznika „Czuwaj”, które to pismo było organem Harcerskiej Komendy Dzielnicowej w Tarnowie, a którego założycielem i pierwszym redaktorem był właśnie druh Jerzy.


https://m.youtube.com/watch?v=LUpapJz-Wwg


Ten wstęp był mi potrzebny do postawienia tezy, która sprowokowała mnie do napisania niniejszej notki. Otóż w tekście wspomnianej pieśni znajduje się fraza mówiąca o rycerstwie spod kresowych stanic. Nawet gdy się ją powtarza, to konia z rzędem temu, kto byłby w stanie wymienić nazwy jakichś stanic broniących w XVI i XVII wieku polskich kresowych granic. Recz jasna, bez sięgania do pomocy źródłowych typu Wiki czy klasyczna biblioteka. Nie wykluczam, że coś komuś zaświtałoby, gdyby przypomniał sobie wątki z fabuły powieści „Ogniem i mieczem”. Może wymieniłby jakiś Bar, Kamieniec Podolski albo Zbaraż. Nie wykluczam całkowicie, iż mogłoby się zdarzyć, że wyjątkowy pasjonat historii polskiej wymieniłby także nazwę Kudak, ale jestem pewien, że wszystkim pozostałym nazwa ta z niczym się nie kojarzy, chociaż kojarzyć się powinna.

W niniejszym tekście chciałbym uzasadnić dlaczego powinna.


Początki


Konieczność wybudowania warowni na południowo-wschodnich kresach ówczesnego Wielkiego Księstwa Litewskiego (zjednoczonego już wówczas unią z Koroną Królestwa Polskiego) na terenach, gdzie stykały się domeny tego księstwa z domenami Imperium Ottomanów oraz ich wasala, czyli tatarskiego Chanatu Krymskiego, zaczęła być dostrzegana w ostatnim  ćwierćwieczu XVI stulecia podczas panowania króla Zygmunta III Wazy. Sułtan turecki coraz poważniej groził polskiemu królowi podjęciem zdecydowanych kroków odwetowych za ustawiczne napady na swoje włości przez „kozaków” z Niżu dnieprowego. Sułtan zażądał ukrócenia rabunkowych rajdów przeprowadzanych przez „niżowców”, gdyż terytoria na Niżu już podówczas, to jest po podpisaniu w 1569 roku unii polsko-litewskiej tereny ówczesnego województwa kijowskiego formalnie należały do Korony Królestwa Polskiego, a nie jak dotychczas do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Ale także z powodu, że Wielki Książę Litewski był jednocześnie królem polskim i władcą Rzeczypospolitej Obojga Narodów, żądania takie w coraz ostrzejszej formie były kierowane pod adresem króla.


W końcu XVI stulecia król Stefan Batory przyznał „kozakom” niżowym tereny do wykorzystania, a mianowicie miejscowość Trechtymirów nad Dnieprem jako ośrodek administracyjny oraz wieś Samar nad rzeką Samarą jako ośrodek szpitalny i dla inwalidów wojennych. Król miał na względzie bodaj częściowe związanie zwiększającego się liczebnie „wolnego kozactwa” z Królestwem Polskim poprzez tzw. rejestr, czyli wzięcie ich na żołd za obronę rubieży kresowych. Oczywiście te formacje (max. 12 000 zbrojnych, z których gros angażowanych zazwyczaj było na innych frontach, bynajmniej nie na Niżu dnieprowym), które mogły być utrzymywane w ramach „rejestru”, miały pełnić głównie rolę straży granicznej, czyli  monitorować czy znad stepów czarnomorskich nie nadciągają zagony tatarskie albo oddziały tureckie od Pól Oczakowskich. Mobilne konne patrole kozackie mogły się szybko przemieszczać i np. skutecznie sygnalizować o nadciągającym zagrożeniu systemem ogni rozpalanych na kurhanach górujących nad bezleśnymi stepami (systemem ognisk zwanym jassy). Poza wszystkim władcy polscy nie mogli bez końca wmawiać sułtanowi tureckiemu, że są to ziemie” niczyje”, zaś ludność na nich przebywająca nie podlega królewskiej jurysdykcji, a zatem, król nie może brać odpowiedzialności za rozboje dokonywane przez mieszkańców „niczyich” ziem. Bo oto wśród tych niżowych rozbójników, trafiających co i raz do niewoli tureckiej, niemało było takich, którzy wcale nie pochodzili z kresowych ziem „Poddnieprza”, przy czym nierzadko trafiali się i  przedstawiciele stanu szlacheckiego. Na Niżu dnieprowym znajdowali bowiem schronienie czy to bankruci - uciekinierzy przed wierzycielami, albo przegrani w wyniku niekorzystnych wyroków sądowych, ale najczęściej pospolici przestępcy szukający schronienia przed zemstą prywatną albo sądową. Rzecz jasna byli tam uciekinierzy nie tylko z ziem Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale również ze wszystkich ziem okolicznych. Tym samym większość „kozactwa” stanowili ludzie nieokreślonego autoramentu, przymusowi oraz dobrowolni banici z dotychczasowego swojego środowiska i miejsca zamieszkania.


Właśnie tam, za porohami dnieprowymi, mniej więcej 500 km na południowy wschód od Kijowa z nurtem tej rzeki, gdzie już nie sięgała swoim oddziaływaniem żadna faktyczna władza, wszyscy oni mogli wieść życie nie podlegając niczyim prawom, poza ustanawianymi dla własnych potrzeb regułami. Ich rosnąca populacja powodowała, że byli zmuszeni podejmować coraz częstsze łupieżcze rajdy, coraz bardziej zuchwałe i coraz bardziej dokuczliwe zarówno dla sułtana tureckiego i jego lenników, jak również dla  osadników osadzanych na kresowych ziemiach przez litewskich i polskich możnowładców. Osadnictwo to było z jednej strony narażone na samowole hajdamaczyzny, z drugiej na równie niszczycielskie najazdy tatarskie, a z trzeciej na skutki ekspedycji karnych i odwetowych podejmowanych przez wojska tureckie. Z tego głównie powodu brakowało chętnych do osiedlania się na tych odległych terenach, aby zajmować miejsce po wcześniejszych pionierach, których złupiono, zabito lub uprowadzono w jasyr. Koniecznością stawało się zbudowanie sieci warowni, które ograniczałyby swobodę poczynań grabieżców, dawały schronienie osadnikom, zaś stacjonujące w nich garnizony budziłyby respekt oraz mogłyby podejmować zarówno skuteczną obronę jak i działanie interwencyjne.


Miejsce akcji


Prawie każdy, kto tylko nie przewagarował okresu nauki w szkole średniej, zetknął się z określeniem „Dzikie Pola”, a może i nawet „Zaporoże”. No, ale gdyby chcieć to opisać konkretniej, przedstawiałoby to zapewne spory problem. Tak więc, choćby z tego względu, należałoby tę kwestię doprecyzować. Na przełomie stuleci XVI i XVII granicą oddziaływania Królestwa Polskiego w województwie kijowskim była warownia Krzemieńczuk, założona w końcu XVI stulecia na wysokości lewego dopływu Dniepru - rzeki Psioł. Czyli płynąc z nurtem Dniepru, w odległości około 250 km na południe od Kijowa. Rzecz jasna, nadal to nie daje wyobrażenia o odległości tych „Dzikich Pól” czy „Zaporoża” od centrów Królestwa Polskiego. A więc odległośc w linii prostej od Lwowa do Kamieńca Podolskiego wynosiła co najmniej 220 km, zaś z Kamieńca do Krzemieńczuka kolejne 510 km. Razem sporo ponad 800 km po szlakach marnych i rzadko rozmieszczonych, zaś spływ rzekami miałby trasę znacznie dłuższą. Dodatkowo, odległość z Lwowa do Krakowa to ok. 300 km. Z Warszawy do Kijowa było w linii prostej ok. 800 km, czyli Krzemieńczuk znajdował się w odległości ponad 1000 km od stolicy. Tak bardzo  odległa od centrów Królestwa Polskiego była północna granica obszaru nazywanego Dzikimi Polami. Co prawda na tym rozległym terenie istniały już wcześniej nad Dnieprem dwa inne ośrodki, tj. Kaniów i Czerkasy, ale po wyparciu Mongołów, którzy odchodząc pozostawili spaloną ziemię jak i nie zostawili żywej duszy tam zamieszkałej, trzeba było na nowo odbudowywać te miejscowości. Kaniów był założony przez księcia kijowskiego już w XII stuleciu ze względu na konieczność kontrolowania strategicznie ważnego szlaku wiodącego wzdłuż Dniepru od Kijowa przez greckie faktorie na Krymie do Konstantynopola (szlak tawański). Gdy księstwo kijowskie dostało się pod panowanie Mongołów, wówczas w Kaniowie urzędował baskak, czyli poborca podatków, który do ich ściągania miał do dyspozycji oddział Czerkiesów stacjonujący jakieś 50 km na południe od jego siedziby. Nazwa Czerkasy najprawdopodobniej nadana została przez miejscowych temu obozowisku. Gdy w połowie XV stulecia Turcy zdobyli Konstantynopol, po czym zwasalizowali chanat krymski, wówczas straciły na znaczeniu dotychczasowe strategiczno-handlowe atuty Kaniowa i Czerkasów. Skutkiem czego miejscowości te podupadły i wyludniły się.


W samej końcówce XVI stulecia książę Aleksander Wiśniowiecki zbudował niedaleko od granicy Dzikich Pól warownię w Czehryniu, wyposażoną w działa i obsadzoną przez kilkudziesięcioosobową załogę zbrojnych, a następnie podobną pobudował w trochę bardziej odległym Korsuniu. Miasta wokół warowni lokowane były na prawie magdeburskim, a zatem starostowie mieli prawo nakładać i pobierać podatki od ludności zamieszkałej w obrębie ich starostwa. Z tego, między innymi, powodu powstawały konflikty z tzw. wolnymi kozakami, które w końcu przeradzały się w bunty o mniejszym lub większym zasięgu. Bunty krwawo tłumiono, przywódców kozackich skazywano na śmierć, zaś spirala wzajemnych pretensji i urazów przeradzała się w nienawiść, skrywaną lub jawnie okazywaną, ale zawsze oczekującą na dogodny moment do rewanżu. A nieliczne warownie w żaden sposób nie miały możliwości kontrolować tego, co dzieje się na bezkresach Dzikich Pól.


Dzikie Pola


Co zatem takiego kryło się pod określeniem Dzikie Pola? Rzecz jasna, geneza nazwy nie wywodzi się od poziomu cywilizacyjnego mieszkańców tychże, ale z powodu, że pola na ww. obszarze  nie były uprawiane. Był to teren stepowych nieużytków, a tylko w rzadkich miejscach małe skrawki ziemi były uprawiane przy chutorach, niczym oazach na pustyni. Z powodów objętościowych muszę pominąć długą i zawiłą historię określania granic terenów objętych terminem Zaporoże, a potem wydzielonych jeszcze z niego Dzikich Pól. Zarówno różni najeźdźcy rozmaicie określali ziemie nad dolnym Dnieprem, jak też ich czasowi mieszkańcy mieli nań własne nazwy (np. nyz, czyli Niż).Rzecz jasna, podróżnicy albo raczej szpiedzy, wysyłani do zbadania i opisu tych ziem, również niejednakowo określali granice tego terytorium. Dla potrzeb tej opowieści wystarczy całkowicie oparcie się o zapisy na mapach sporządzonych przez francuskiego markiza Guillaume (Wilhelm) le Vasseur de Beauplan, który na przełomie lat 20 i 30 XVII stulecia podjął na zaproszenie Zygmunta III Wazy służbę jako kapitan artylerii i inżynier wojskowy ze specjalnością budowa fortyfikacji. Dalsze jego losy związane są z wieloletnią służbą na dworach królewskich (później Władysława IV i Jana Kazimierza) oraz magnackich (Stanisław Koniecpolski). Poza pracami kartograficznymi ważnym zadaniem Beauplana było stworzenie systemu ryglowego twierdz na pograniczu Dzikich Pól, które miały za zadanie ograniczyć zasięg najazdów tatarskich i kozackich. W tym celu Beauplan zaprojektował budowę lub rozbudowę takich, między innymi, warowni jak np. Bar, Brody, Kudak, Krzemieńczuk, a także przebudowę zamku w Podhorcach.


Ogólnie można przyjąć, że Dzikie Pola to obszar stepowy rozciągający się na południe od prawego dopływu Dniepru – Taśminy, którego zachodnią granicą był dopływ rzeki Boh – Siniucha (Sine Wody), a od południa rzeka Boh do jej ujścia (liman) do Morza Czarnego, natomiast wschodnią jego granicę wytyczała rzeka Ingulec, prawy dopływ dolnego Dniepru. Z kolei teren zwany Zaporożem rozciągał się na wschód od rzeki Ingulec do Dniepru na wysokości jego lewego dopływu – rzeki Samary oraz na wschodnim brzegu Dniepru obejmował teren wzdłuż Dniepru na południe od Samary i jej dopływu Wołczy aż do rozlewisk dnieprowych określanych nazwą Końskie Wody (obecnie teren zalany wodami Zbiornika Kachowskiego spiętrzonymi dla potrzeb jednego ze składników    kaskady pięciu dnieprzańskich hydroelektrowni).


W granicach Królestwa Polskiego obszar Dzikich Pól i Zaporoża obejmował nie mniej niż 50 000 km kw., z zastrzeżeniem, że obszary stepowisk, które stanowiły kresy dla wszystkich ówczesnych mocarstw prowadzących ekspansję w tym rejonie świata, wykraczały znacznie poza granice Królestwa Polskiego. Czyli całość tego obszaru była znacznie rozleglejsza, choć jego wielkość nie jest możliwa do dokladnego oszacowania. Ale gdyby uwzględnić tylko tereny graniczące z Królestwem Polski, które rozciągały się do wybrzeży Morza Czarnego, utworzyłyby one obszar o co najmniej dwukrotnie większej powierzchni, czyli ponad 100 000 km kw., choć stanowiłoby to piątą część ziem nazywanych „Ukrainą”.


Zaporoże


Wcześniej opisane zostały granice obszaru nazywanego Zaporożem, ale tereny na których lokowane były koczowiska kozackie, wykraczały poza tak określone terytorium. Szczególnie po lewej - wschodniej stronie Dniepru (Zadnieprze) były one bardzo umowne. Otóż na początku XVII stulecia jedyną warownią najbardziej wysuniętą ku południowi był Krzemieńczuk nad Dnieprem, zbudowany u ujścia Psiołu. Dopiero prawie 100 km na północ od Krzemieńczuka znajdowała się miejscowość Połtawa (Pułtawa), należąca do dóbr książąt Wiśniowieckich i licząca wówczas ok. 800 gospodarstw domowych. A w kierunku południowym od Psiołu nie było żadnych stałych osad przez ponad 200 km, aż do Starej Siczy na dnieprowej wyspie Chortyca (obecnie w centrum miasta Zaporoże). Na południe od Krzemieńczuka, ale po prawej stronie Dniepru aż do rzeki Ingulec, także nie było większych stałych osad, poza rzadko spotykanymi jednozagrodowymi siedliskami (chutor).


Zaraz za ujściem do Dniepru jej lewego dopływu - rzeki Samary, zaczynały się w dół rzeki progi skalne, które stanowiły poważną przeszkodę dla transportu towarów drogą wodną. Progi te udawało się sforsować na małych, „zwinnych” łódkach zwanych czajkami, których używali kozacy, ale nie można było ich pokonać statkami czy łodziami załadowanymi towarem. Kupcy musieli przed tymi progami przybijać do brzegu i przewozić towary lądem aż do minięcia odcinka Dniepru na którym występowały te przeszkody. Ale można było również wynająć kozaków, którzy przeładowywali towar z jednej dużej łódki na kilka swoich czajek i znając świetnie miejsca w progach nadające się do przepłynięcia, pośredniczyli w transporcie. Podobne operacje były narażone na ryzyko utraty towaru, albo drogą rabunku, czyli ucieczki w gęstwinę bezludnych wysepek i rzeczek, albo zatopienia w nurtach Dniepru.Tak więc nazwa Zaporoże oznaczała teren za progami skalnymi na Dnieprze (progi – porohy). Było tych progów na długości 70 km, w zależności jak kto je liczył, co najmniej sześć, a niektórzy doliczali się nawet trzynastu. Pierwszy z tych, które pokonywała rzeka, zwany był „z tatarska” Kojdackim. Do jego nazwy wypadnie powrócić w dalszym ciągu tej opowieści.


Ostatnie zwarte kompleksy leśne, obfitujące w drzewa nadające się do budowy kozackich łodzi, znajdowały się nad brzegami rzeki Samary. Te leśne kompleksy rozciągające się na granicy stepów były miejscami najbliżej położonymi dla „kozaków” z Dzikich Pól i Zaporoża, gdzie oni mogli zaopatrywać się w ten surowiec. Oczywiście, lasy zaopatrywały kozaków nie tylko w drzewa konieczne do wyrobu łodzi, ale i w zwierzynę. Ponadto wody Samary obfitowały w ryby. Jak było zasygnalizowane już wcześniej, sułtan turecki stanowczo żądał ukrócenia rabunkowych „chadzek” kozackich na nadbrzeżne miasta w imperium Ottomanów. A tych „chadzek” dokonywano na owych czajkach, które zbudowane zostały z drzew wycinanych w lasach nad Samarą.


Tak więc zamysł wybudowania warowni u ujścia Samary, której działa sprawowałyby nadzór nad żeglugą w tak strategicznym miejscu, narzucał się z tzw. całą oczywistością wojewodom odpowiedzialnym za kresowe rejony przygraniczne. Warownia taka miała również powstrzymać napływ zbiegów z terenów Korony na Zaporoże i liczebne zasilanie kozaków nierejestrowych. I chociaż król Batory przekazał kozakom tereny wokół Samary, które od tamtej pory były przez nich uważane za własność, to w początkach XVII stulecia realia z czasów króla Batorego były już nieaktualne. Rzeczpospolita Obojga Narodów znajdowała się u szczytu potęgi po tym, gdy w 1609 roku podczas wojny o Inflanty pokonała pod Kłuszynem szwedzko-rosyjską armię, w wyniku czego powiększyła swoje domeny na wschodzie o ziemie smoleńską, czernihowską i siewierską, zaś król Władysław IV Waza został na przeciąg kilku lat carem Rosji (lata 1610-1613). W wyniku kontrakcji rosyjskiej wojsko polskie opuściło Moskwę, a na mocy traktatu rozjemczego w Dywilinie (w 1614 r.) król zrzekł się pretensji do tronu carskiego (za co otrzymał rekompensatę w wys. 20 000 rubli, ówczesnych, rzecz jasna), przy czym jednocześnie car Michał I Romanow zrzekł się pretensji do Inflant.


Trochę później zawarty został pokój z Turcją (1634 r.), w którym Rzeczpospolita zobowiązała się do powstrzymania kozaków zaporoskich od „chadzek” na ziemie tureckie. W imieniu Rzeczypospolitej zobowiązanie takie podjął hetman wielki koronny i wojewoda kijowski Stanisław Koniecpolski (herbu Pobóg). Hetman utrzymywał kontakty z Portą i sułtanem, bowiem włości będące w jego władaniu graniczyły z Imperium Ottomańskim, przy czym poznał język jak i zwyczaje tureckie. Tym samym, zobowiązanie podjęte przez tego konkretnie przedstawiciela Rzeczypospolitej posiadało dla sułtana tureckiego walor wiarygodności.


W styczniu 1635 roku, zwołano w Warszawie sejm który podjął uchwały mające w założeniu zdyscyplinować sytuację na Niżu Dnieprowym, czyli Zaporożu i Dzikich Polach. Po pierwsze zmniejszono kontyngent kozaków rejestrowych do 7 000 jeźdźców, czyli prawie do połowy poprzedniego stanu. Po drugie, co w tym opowiadaniu interesuje nas najbardziej, a zatem i po ostatnie, zgodzono się na wybudowanie twierdzy nad Dnieprem przy porohu Kojdackim, przeznaczając na ten cel 100 000 złotych polskich.


Beauplan czyli piękny projekt


Sejm dał zielone światło aby powstała w tym miejscu fortyfikacja o charakterze twierdzy. Polacy twierdz nie budowali, a jeśli jakieś znajdowały się wówczas w granicach Rzeczypospolitej, były to fortece zbudowane przez innych (np. Malbork). Nie dbano o nie, nie remontowano ani nie modernizowano. Z czasem popadały w ruinę, zresztą w przypadku konfliktów zbrojnych przeważnie nikt ich nie bronił. Od czasów Grunwaldu rycerstwo polskie szczyciło się dewizą głoszącą, że „Polak to ma po naturze, bić się w polu a nie w murze”. Rzecz jasna, miejscowości już istniejące otaczane były z konieczności szańcami i obwałowaniami, ale Kudak był pierwszą fortyfikacją na kresach „ukrainnych”, wzniesioną z przeznaczeniem wyłącznie militarnym.


Wojewoda kijowski, hetman Stanisław Koniecpolski wyznaczył do projektu i nadzoru nad pracami budowlanymi warowni w Kudaku, przedstawionego już wcześniej inżyniera wojskowego Wilhelma le Vasseur de Beauplan (Beauplan to przydomek, gdyż w starym i licznie rozgałęzionym rodzie Levasseur powtarzały się imiona, zatem trzeba było jakoś się rozróżniać). Miejsce było wybrane już wcześniej, na wzgórzu naprzeciwko ujścia Samary do Dniepru, a niedaleko przed pierwszym z porohów. Przeznaczeniem warowni było kontrolowanie żeglugi na Dnieprze oraz nadzór nad pływaniem w ujściu Samary. Od strony stepów nie obawiano się zbytnio ataku, gdyż ani czambuły tatarskie ani kurenie zaporoskie nie dysponowały armatami, które są konieczne przy obleganiu umocnień fortecznych. Nazwa Kojdak dla powstającej warowni narzucała się, choćby dlatego żeby z łatwością skojarzyć jej położenie. Ale hetman St. Koniecpolski znał język turecki, a pewnie i tatarski, który poznał w czasach przebywania w jasyrze, stąd wiedział, że po tatarsku kojdak ma znaczenie sprośne, w żaden sposób nie pasujące do strażnicy strzegącej ważnej rubieży, natomiast zdecydowanie lepiej pasujące do skały wystającej ponad nurt rzeczny. I z tego powodu zdecydował, że nazwa Kudak będzie bardziej stosowna dla twierdzy. Oczywiście, była to nazwa urzędowa, oficjalna, zaś okoliczna ludność, kozacy, Tatarzy czy nawet żołnierze rekrutowani na pobliskich terenach używali nazwy dotychczasowej.


Zbudowano fosy, wały i bastiony wg schemat rozrysowanego przez Beauplana, z powodu pośpiechu wznosząc wyłącznie ziemno-drewniany czworobok fortyfikacji. Pośpiech był spowodowany pogłoskami o rychłym kolejnym buncie kozaków „zaporoskich” i trzeba było przed nadchodzącą zimą przeprowadzić demonstrację siły, która miałaby zniechęcać do wszczynania rebelii. Z końcem lata 1635 roku Kudak obsadzono załogą, mimo iż nie dokończono w całości prac nad umocnieniami, ani nie sprowadzono artylerii, którą miano zamiar dostarczyć dopiero na wiosnę 1636 roku. Załoga warowni mieściła się w ziemiankach, lepiankach i szałasach, składy i magazyny znajdowały się w ziemnych piwnicach, a jedynie dla komendanta postawiono mały drewniany domek. Komendantem ziemno-drewnianej twierdzy mianowano kondotiera (najemnika) z Francji, niejakiego Jeana Marion, być może desygnowanego do tej roli z poręczenia Beauplana. Komendant miał przydzielonego łącznika do kontaktów z miejscowymi, szlachcica Przyjałgowskiego, który był w Kudaku „komisarzem” z ramienia Rzeczypospolitej. Niezbyt liczna załoga (bodajże liczyła wówczas mniej więcej 200-300 ludzi) stanowiła zbieraninę najemników z rozmaitych stron, z tym iż poszczególni dowódcy wywodzili się głównie z krajów niemieckojęzycznych. Czyli najemnicy ci stanowili twór obcy wśród ludności rusińskiej, w zasadzie jej wrogi, nie znający ani nie rozumiejący obyczajów tutejszych mieszkańców. Przybysze znad lub zza Renu jawnie okazywali pogardę miejscowym „dzikusom” i stosownie do tego ich traktowali. Było więc jedynie kwestią czasu, gdy nabrzmiewająca wzajemna nienawiść znajdzie sobie ujście w jakimś krwawym rozstrzygnięciu. I okazało się, że nie trzeba było na nie zbytnio czekać.

Otóż tereny nad rzeką Samarą, czyli kraina zwana wówczas Samarią, oprócz bogactwa lasów, posiadały także połacie żyznej ziemi, na której ochotnicy kozaccy, którzy opuszczali kosze siczowe na dnieprowym Niżu i tamtejsze życie w celibacie, zakładali tutaj swoje siedliska i rodziny decydując się na prowadzenie osiadłego trybu życia. Ośrodkiem wokół którego powstawały ich chutory był, założony 60 lat wcześniej, samarski klasztor prawosławny (monaster), który pełnił także funkcję szpitala dla „zaporożców”, a także tutejsi mnisi prowadzili szkółkę dla dzieci osadników. Położenie monasteru i osad po lewej stronie Dniepru pozostawiało je poza głównymi szlakami najazdów tatarskich, których zagony przeprawiały się na prawy brzeg Dniepru daleko na południu, u wyspy Tawań (
dzisiaj na wysokości miasta Nowa Kachowka), po czym kierowały się na północny zachód. Tak więc do czasu pojawienia się zgrai międzynarodowych rzezimieszków i opryszków, z których głównie składał się garnizon w Kudaku łącznie z jego komendanturą, nikt nie niepokoił mieszkańców Samarii. Załoga warowni natychmiast zaczęła utrudniać kozakom połowy ryb, czyli po dzisiejszemu zorganizowała „reket” niejako opodatkowując te połowy. Na domiar złego, w  jednej ze swoich łupieżczych ekspedycji na początku września 1635 roku „dragoni” w obecności Przyjałgowskiego, złupili klasztor samarski.  Prawdopodobnie doszło do tego w wyniku rzucenia podejrzenia na przełożonego monastyru, ojca Paisjusza, że knujeon  jakiś spisek przeciwko wojewodzie kijowskiemu. Komendant Kudaku, licząc się z oporem mnichów, wyekspediował na akcję liczny oddział „dragonów”. Mnisi faktycznie stawiali zacięty opór i wieść o napadzie rozeszła się szybko po całej okolicy. W drodze powrotnej oddział ekspedycyjny został dopędzony przez przybyłych na pomoc kozaków i   wybity, zanim zdążył dotrzeć do przeprawy na prawy brzeg Dniepru i schronić się za murami Kudaku. Pojmanego Przyjałgowskiego natychmiast powieszono. Kozacy „poszli za ciosem”, bo oto inny oddział kozacki, dowodzony przez rutynowanego zabijakę Iwana Sulimę, podpłynął pod Kudak, po czym kozacy wysiedli ze swoich czajek i uderzyli szturmem od najsłabiej ufortyfikowanej strony, gdyż podejście od południowych stepów miały ryglować armaty, których nie zdążono dostarczyć. Szturm rozpoczęty w nocy z 3 na 4 września 1635 roku zakończył się po kilku godzinach wybiciem resztek obrońców, wszak w twierdzy pozostało niewielu zbrojnych, gdyz ich większość zginęła w starciu nad Samarą. Francuski komendant Kudaku zginął rozstrzelany z łuków przez kozaków.


Takim oto tragicznym finałem skończył się pierwszy etap poskramiania kozaków zaporoskich za pomocą wzniesienia warowni na granicy Dzikich Pól. Niebawem po nim nastąpił ten właściwy etap, czyli ważniejszy, choć jednocześnie ostatni.


Jeszcze trochę tła historycznego


Konieczność zbudowania warowni na progu „Dzikich pól” pojawiła się po skutkach buntów kozackich z lat poprzednich, krwawo tłumionych przez wojska hetmanów Mikołaja Potockiego, Stanisława Koniecpolskiego czy książąt Koreckich, a klamka zapadła po wybiciu pierwszej załogi Kudaku, gdy w ramach retorsji Sejm koronny cofnął dotychczasowe przywileje dla „niżowców”(rok 1638 i 1639) spychając wszystkich mieszkańców Zaporoża znajdujących się poza rejestrem do statusu chłopstwa. Oznaczało to, iż utracili oni status ludzi wolnych, a zostali podporządkowani w sensie formalno-prawnym właścicielom latyfundiów na ziemiach kresowych ze wszystkimi rygorami odnoszącymi się do chłopów, zaś ziemie „ukrainne” otrzymały status „królewszczyzn” pod zarządem ludzi wyznaczonych przez króla. Rzecz jasna nastawiło to mieszkańców Dzikich Pól, przywykłych do swobód i życia bez nadzoru żadnych zwierzchności, skrajnie nieprzyjaźnie do reprezentantów władzy („koroniarzy”), a taki bieg spraw sytuował Kudak i jego dowódcę na pozycji posterunku żandarmerii w dzielnicy objętej permanentnym stanem wyjątkowym, a najczęściej wojennym. Sejm koronny składał się głównie z ludzi, którzy mieli albo słabe albo błędne wyobrażenie o realiach życia na tych odległych ziemiach. Wyobrażenia oparte na gęsto zaludnionych i z niezłą infrastrukturą zachodnich czy centralnych rejonach Rzeczpospolitej Obojga Narodów (dalej: RON) przykładane były do rozległego obszaru bezludnych stepów, gdzie nie było żadnych miast, dróg czy zamków, a przemieszczanie się po tym obszarze zimowa porą wymagało zabierania ze sobą zapasów dla ludzi i koni na cały czas wyprawy. Ponadto nie było możliwe przez część roku w porze wiosennych wylewów Dniepru i jego dopływów. W pierwszym półroczu XVII stulecia zimy stawały się coraz sroższe, co jak dzisiaj wiemy, wiązało się z malejącą aktywnością Słońca, które wchodziło w tzw. minimum Maundera, skutkując „małą epokę lodowcową”, umiejscawianą w okresie 1645 – 1715 (efekt maksimum). Poza klęskami spowodowanymi najazdami grabieżczymi był to rejon nawiedzany regularnie innymi plagami w rodzaju chmar szarańczy, pożerającej wszystko na swojej drodze. Z jednej strony stwarzało to rosnącą presję ludności kozackiej na wyprawy grabieżcze, a z drugiej presję, dotyczącą spacyfikowania ich samowoli i konieczności podporządkowania ludności tych terenów reprezentantom władzy królewskiej, wywierała kresowa szlachta.


Jednak w początkach XVII stulecia rozwiązanie spraw na Niżu pozostawiono „odłogiem”, gdyż po śmierci cara Borysa Godunowa w kwietniu 1605 roku kresowi możnowładcy polscy i litewscy zaangażowali się w popieranie sukcesji samozwańczych pretendentów do władzy w carstwie rosyjskim. W latach 1601-1603 wystąpiła na terenach Rosji katastrofalna susza, która spowodowała masowy głód, wędrówki ludności w poszukiwaniu lepszych miejsc do życia, a w konsekwencji niepokoje i bunty, zwłaszcza wszczynane przez kozaków dońskich i chłopstwo na Kubaniu. Magnaci zakładali, że stworzyło to dobrą okazję do zdobycia ziem na wschodzie, gdyż państwo moskiewskie zdawało się chylić do upadku. Z tego względu na potrzeby ekspedycji militarnych prowadzono masowy zaciąg na Zaporożu, angażując praktycznie wszystkich chętnych i zdolnych do walki przez obiecywanie im wszelkiego rodzaju przywilejów. Dodam, że już wówczas Sicz mogła wystawić nawet kilkanaście tysięcy zbrojnych. Ich ilość szybko wzrastała, gdyż wraz z rosnącą siłą i znaczeniem Siczy, przybywało na Niż dnieprowy wciąż więcej uciekinierów spod samowoli feudałów, licznych banitów z wyrokami sądowymi czy pospolitych zbójców i łotrzyków.


W czerwcu 1605 r. 25-letni Dymitr Samozwaniec (pierwszy z ”łżedymitrów”), konwertyta na katolicyzm, wspierany przez kilkutysięczne oddziały kozackie oraz oddziały magnatów kresowych, głównie Mniszchów, Strusiów i Wiśniowieckich zdołał zająć Moskwę, a w następnym miesiącu objąć tron carski. Ale już w maju następnego roku Dymitr został stracony w Ugliczu, gdzie schronił się przed powstańcami dowodzonymi przez Wasyla Szujskiego, po tym gdy wyrżnięto do nogi 500 – osobową załogą polską stacjonującą na moskiewskim kremlu. Okoliczności związane ze śmiercią „samozwańca” były bardzo widowiskowe, mówi o tym następujący fragment zapisków dotyczący tych zdarzeń:


„Zwłoki Dymitra zostały najpierw pochowane, później odkopane, zawleczone na sznurze uwiązanym do genitaliów na Łobnoje Miesto, a tam zmasakrowane, poćwiartowane i spalone. Prochami nabito armatę ustawioną na rogatkach Moskwy i wystrzelono je na zachód w kierunku Polski.”


Na fali niepokojów ogarniającej coraz większe obszary Rosji wzniecone zostało następnie powstanie skierowane przeciwko władzy cara Wasyla Szujskiego, a także pojawił się w 1607 roku kolejny Dymitr Samozwaniec, którego pretensje do objęcia władzy w Moskwie poparło tym razem jeszcze więcej zwolenników, na czele z Wiśniowieckim (Adamem), Różyńskim (Romanem), Sapiehą (Janem), lisowczykami oraz kozakami z Zaporoża, nie licząc rodzimych bojarskich przeciwników Wasyla Szujskiego. Gdy drugi Dymitr zginął w bójce w 1610 roku, zniknął cel i sens wszczętej dymitrady. Do kolejnej próby odzyskania tronu moskiewskiego podjętej w 1617 r. przez królewica Władysława Zygmuntowicza (syna króla Zygmunta III Wazy) włączyło się ponad 20 tysięcy Niżowców pod wodzą pułkownika kozaków rejestrowych Piotra Konaszewicza-Sahajdacznego, herbu Pobóg. Oddziały kozackie, w których tzw. „rejestr” liczył tylko 1000 zbrojnych, a reszta była z wolnego zaciągu, połączyły się z wojskami królewicza Władysława pod murami Moskwy w celu jej oblężenia i zdobycia. W nagrodę Sahajdaczny otrzymał od królewica buławę hetmańską. Gdy jednak nie udało się zdobyć Moskwy, a następnie podpisano rozejm z Rosją na jesieni 1618 r., kozacy przestali być potrzebni i, oczywiście, nie wypłacono nierejestrowym obiecanego wynagrodzenia, zaś z wypłatą żołdu dla rejestrowych stale zalegano. W tej sytuacji kozacy ograbili oraz spustoszyli wszystkie miejscowości znajdujące się na trasie drogi powrotnej oraz w jej okolicy. Pomimo pewnej dozy wdzięczności za udział kozaków w ekspedycji moskiewskiej Rzeczpospolita chciała definitywnie załatwić sprawyz Siczą z powodu, że Niżowcy nie przestrzegali żadnych warunków znajdujących się w podpisywanych dotychczas porozumieniach. Doskonale zdawali sobie sprawę z nierealności ich egzekwowania przez władzę królewską czy poszczególnych hetmanów. Ponadto sułtan turecki postawił ultimatum, że jeśli Rzeczpospolita nie ukróci grabieżczych rajdów kozaków niżowych na terytoria tureckie oraz włości zarządzane przez wasali Turcji (np. Mołdawia, Wołosza, Besarabia-Budziak), wówczas armia Imperium Otomańskiego sama podejmie się pacyfikacji Zaporoża i Dzikich Pól. Ultimatum zawierało realną groźbę, gdyż gdyby ta armia tam weszła, to niezwykle trudno byłoby ją zmusić do opuszczenia zajętych terytoriów. W tej sytuacji wojska królewskie dowodzone przez wielkiego hetmana koronnego Stefana Żółkiewskiego wyruszyły na Zaporoże, docierając w kierunku Białej Cerkwi i założyły obóz ok. 130 km na południe od Kijowa nieopodal miejscowości Pawołocz nad rzeką Rastawicą. Ta demonstracja siły nie odniosła skutku, a przeciwnie, ponad dziesięć tysięcy kozaków dowodzonych przez Sahajdacznego wyruszyło wraz z artylerią na spotkanie ekspedycji hetmańskieji również założyło w początkach września 1619 r. warowny obóz nad rzeką Uzeń ok. 40 km na południe od Białej Cerkwi. Ze względu na wyrównane siły obydwu stron przywódcy kozaccy (m.in. Jan Kostrzewski, Piotr Odyniec, Racibor Borowski i Jacyna Liutorenko) rozpoczęli negocjacje, które nie przynosiły skutku ale były przez stronę polską przeciągane, gdyż kozacy chcąc przygotować siedliska na przezimowanie zaczęli dość gremialnie opuszczać obozowisko.


W końcu września przewaga po stronie wojsk hetmański stała się oczywista, toteż starszyzna Niżowców oraz strona polska zawarły ugodę w dniu 17 października 1619 r., którą w imieniu Rzeczypospolitej podpisali hetman polny koronny Stanisław Koniecpolski h. Pobóg, wojewoda ruski Jan Daniłowicz h. Sas, Jan Żółkiewski h. Lubicz (syn kanclerza wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego), wojewoda kijowski Tomasz Zamoyski h. Jelita (syn Jana Zamoyskiego) oraz starosta kamieniecki i bracławski Adam Kalinowski h. Kalinowa (syn Walerego Aleksandra Kalinowskiego - generała ziem podolskich i właściciela rozległych dóbr humańskich). Kanclerz koronny St. Żółkiewski spodziewał się, że kozacy, którzy uzyskali zarówno zapłatę zaległych poborów, podniesienie rejestru do 3 tysięcy ludzi, podniesienie wysokości żołdu dla rejestrowych oraz mieli zrezygnować za odszkodowaniem z podejmowania „chadzek” na wybrzeża tureckie i krymskie, tym razem zechcą dotrzymać warunków ugody. Ale na Zaporożu zachodziły zmiany, których w praktyce nikt nie kontrolował. Rejestr dotyczył tylko nikłej części kozaków, natomiast rosnącą ich część stanowili ludzie „luźni”, którzy mogli utrzymywać się wyłącznie z rozboju i łupieżczych ekspedycji. Wymuszali oni na wybieranych dowódcach (atamanach) organizowanie takich właśnie eskapad. Sahajdaczny wraz z Zaporożcami natychmiast po podpisaniu ugody z hetmanami zorganizował wypad na pogranicze Chanatu Krymskiego i gdy jego mołojcy łupili okolice Perekopu, na dnieprowej Siczy kozacy nie biorący udziału w wyprawie na ułusy tatarskie wybrali kogoś innego na własnego hetmana. Tymczasem Turcja zmierzała do podjęcia zapowiedzianych kroków wojennych, podobnie chan krymski. Groźba interwencji turecko-tatarskiej była skierowana przeciwko kozakom na Niżu, więc niejako z konieczności w wojnie lat 1620-1621 ich kilkudziesięciotysięczne oddziały podporządkowały się Sahajdacznemu i walczyły z sukcesami po stronie wojsk polskich. Sahajdaczny, korzystając z okazji we wrześniu 1621 r. skazał na śmierć Jacka Borodawkę (Jakow Adamowicz Borodawka-Nierodycz), hetmana wybranego przez Siczowców w 1619 r., wówczas gdy oddział Sahajdacznego pustoszył pogranicze Chanatu krymskiego. Po klęsce cecorskiej w 1620 roku oraz zawarciu ugody z sułtanem tureckim po nierozstrzygniętej batalii pod Chocimiem w 1621 roku, okazało się, że kozacy ponownie przestali być potrzebni. Na Zaporożu było coraz więcej ludzi bez przydziału („wypiszczków”), bo rejestr został podwyższony w ugodzie z Sahajdacznym tylko do sześciu tysięcy ludzi, (na więcej nie pozwalała zasobność skarbu królewskiego, mocno uzależniona od każdorazowych zrzutek szlachty na cele wojenne). Hetman St. Koniecpolski nie dowierzał Sahajdacznemu, że ten dotrzyma warunków ugody, a z kolei kozacy skutecznie walczący w kampanii przeciw silom turecko-tatarskim poczuli się pewniej i zaczęli być świadomi swojego potencjału militarnego, skoro Rzeczpospolita zdołała wystawić na wspomnianą wojnę kontyngent mniej liczny niż Sicz Zaporoska.


Tak więc od lat trzydziestych XVII stulecia Sicz Zaporoska szybko emancypowała się tworząc swoiste „państwo w państwie”, które rosnąc w siłę i znaczenie, zaczynało się stawać cennym taktycznym sojusznikiem w rozgrywkach prowadzonych na tym obszarze przez Turcję, Chanat Krymski, Rzeczypospolitą, Carstwo Rosyjskie oraz Austrię Habsburgów. A nawet Szwecję za Gustawa Adolfa, którego agenci dotarli na Sicz kaperować Zaporożców do udziału w wojnie trzydziestoletniej, aczkolwiek bez rezultatu. Ale dla Rzeczypospolitej były to wciąż odległe kresy położone na jednej z otaczających ją granic. I tylko hetmani posiadający włości na południowo-wschodnich krańcach RON orientowali się w powadze sytuacji, ale i te ich włości, oprócz południowej, posiadały również inne granice, którym musieli poświęcać uwagę. Na ziemiach pogranicza z Zaporożem reagowali więc jedynie na doraźnie pojawiające się zagrożenia. Dopiero projekt warowni w Kudaku miał stać się początkiem trwałej infrastruktury instytucjonalno-militarnej na Zaporożu. Ale było już za późno na ujarzmienie przez RON rosnącej siły na dnieprowym Niżu, która pod przywództwem przebiegłych i zdolnych hetmanów postanowiła wybić się na samodzielność. Patronem tej samodzielności w zakresie ideowym stało się, zaczęte przez Sahajdacznego, podporządkowanie Zaporoża cerkwi prawosławnej, aby uciec od ekspansywnego katolicyzmu w wydaniu jezuickim. W odpowiedzi hetmani kresowi i hierarchowie kościoła katolickiego zaczęli siłą odbierać cerkwie prawosławne i przekazywać je duchowieństwu, które podpisało unię z Rzymem (unici). Tym samym rywalizacja polityczno-militarna toczona na Zaporożu zaczynała przyjmować również oblicze ostrego konfliktu religijnego. Zaczęły się otwarte bunty Kozaków i osiadłego po chutorach chłopstwa, co powodowało próby ich pacyfikacji skutkujące przybierającymi z obydwu skonfliktowanych stron coraz bardziej brutalnymi formami, włącznie z ludobójstwem dokonywanym na mieszkańcach całych miejscowości. Wrzenie na Zaporożu stało się w latach trzydziestych elementem trwałym, przerywanym krótkimi okresami przesilenia po podpisaniu kolejnych porozumień, wkrótce zrywanych przez mnożących się, wraz z wzrastającą liczebnością kozaczyzny, watażków siczowych. Co więcej, lokalni watażkowie z Zadnieprza (po lewej stronie Dniepru) nie uznawali zwierzchnictwa przywódców wybranych na Naddnieprzu (prawa strona Dniepru) i Zaporożu, a z kolei atamani siczowi nie uznawali żadnej władzy nad sobą. Chaos i anarchia potęgowany był przez samowolne działania pacyfikacyjne pojedynczych dowódców, co nakręcało spiralę nienawiści i żądzy odwetu. Dopiero w sierpniu 1638 roku zdecydowane działania sił ekspedycyjnych dowodzonych przez hetmana Stanisława „Rewerę” Potockiego (h. Pilawa), księcia Jeremiego Wiśniowieckiego (h. Korybut) i starostę kaniowskiego Samuela Łaszcza (h. Prawdzic) rozbiły pod Łubniami, Żowninem i nad rzeką Starzec ostatnie duże zgrupowania powstańcze dowodzone przez hetmanów kozackich Jakuba Ostrzanina (Ostranicę) h. Kopacz i Dymitra Hunię. W rezultacie, po podpisaniu kolejnego porozumienia na kresowych ziemiach Niżu dnieprowego nastało dziesięciolecie względnego i pozornego spokoju. Pozornego, bo wykorzystanego przez niedocenianego i lekceważonego przez „koroniarzy”, sprytnego lawiranta nazwiskiem Bohdan Chmielnicki. I ten nierozgarnięty „chłopek” (na mocy uchwały sejmowej klejnot herbu Abdank nadano w 1659 r. dopiero synowi Chmielnickiego, Jerzemu) zadał śmiertelne ciosy RON po których już tylko wykrwawiała się. Ale intrygi i zaniechania polskich i litewskich oligarchów, które doprowadziły B. Chmielnickiego do pozycji rozdającego karty przy elekcji króla w 1648 roku, to jest temat na zupełnie odrębne opowiadanie.


W tej sytuacji najwyższa już pora, by powrócić do zasadniczego wątku.


Gdy RON podpisała we wrześniu 1635 r. rozejm ze Szwecją w Sztumskiej Wsi (Strumsdors), hetman St. Koniecpolski mógł powrócić z częścią swoich hufców zbrojnych do rodowej siedziby w Brodach, w wyniku czego zdobywca Kudaku, Iwan Michajłowicz Sulima został „koroniarzom” wydany przez kozaków siczowych zakontraktowanych w ramach tzw. rejestru i stanowiących część wojsk hetmańskich. Kozacy ci obawiali się wykreślenia z rejestru oraz odwetu na osadach kozackich (zamieszkałych przez ich rodziny). W wyniku czego ów hetman kozacki został ścięty w Warszawie w dniu 12 grudnia tego samego roku wraz z trzema innymi przywódcami buntu. Tylko jeden z przywódców uniknął wówczas śmierci, niejaki Paweł Michnowicz (Pawluk), wyreklamowany przez kanclerza koronnego Tomasza Zamoyskiego, oligarchę ziemi podolskiej i starostę generalnego krakowskiego. Pawluk natychmiast po powrocie na Zaporoże wszczął bunt kozacki, za co zapłacił głową dwa lata później, po klęsce zadanej buntownikom przez wojska hetmana Mikołaja Potockiego pod Kumejkami. któremu został wydany przez kozaków. Ceną za odstąpienie od oblężenia taboru kozackiego przez wojska koronne było wydanie przywódców buntu. Dwaj z nich uciekli, a Pawluk został schwytany. Wyrok śmierci wydany na niego dwa lata wcześniej, wówczas zaniechany, tym razem wykonano.


Natomiast Sulima podczas rozprawy przed sądem utrzymywał, iż podniósł bunt nie przeciwko majestatowi Rzeczpospolitej Obojga Narodów, ale zrobił to przeciwko uprawiającemu samowolę uzurpatorowi w osobie komendanta Kudaku. Przed egzekucją przeszedł na katolicyzm, ale i to mu nie pomogło uniknąć śmierci, a jego zwłoki , po poćwiartowaniu na cztery części, wystawiono w czterech miejscach miasta jako przestrogę dla innych buntowników.


Samotność kresowej stanicy


Raptowny i niespodziewany upadek warowni kudackiej w końcu lata 1635 roku, zaledwie w kilka miesięcy po jej obsadzeniu załogą, został potraktowany przez hetmana Koniecpolskiego jako „błąd w sztuce”, który wynikł ze zbytniego pośpiechu oraz nietrafnego wyboru osoby komendanta twierdzy. Za jeden z kluczowych błędów uznano także to, że w skład garnizonu warowni wchodził oddział Zaporożców, który prawdopodobnie odegrał w warowni rolę konia trojańskiego podczas szturmu przez oddział Sulimy.


Już na wiosnę 1636 roku rozpoczęto prace nad odbudowaniem i rozbudowaniem twierdzy. Tym razem nie spieszono się, wznosząc fortyfikacje ściśle wg planu wykonanego ponownie przez francuskiego inżyniera, kapitana Wilhelma le Vasseur de Beauplan, zaś rozmieszczenie bastionów ze stanowiskami artylerii oraz wyznaczenie dla armat pól ostrzału wykonał jeden z kilku najlepszych fachowców artylerzystów w RON w XVII stuleciu, niemiecki ogniomistrz Fryderyk Getkant;
http://www.promemoria.pl/arch/2004_12/getkant/getkant.html


Natomiast pozostali są wymienieni w appendix na końcu notki.


Według nowego projektu zdecydowanie zostały podwyższone obwałowania Kudaku, na których ustawiono trzynaście armat (sześć spiżowych i siedem żelaznych) z puli tych, w które wzbogaciła się Rzeczypospolita w trakcie wojny z Rosją, gdzie samo tylko zwycięstwo pod Smoleńskiem przyniosło w łupie sto kilkadziesiąt armat o kalibrach od 30 do 70 funtów. Tak więc było z czego wybrać i właśnie zainstalowanie armat przesądzało o tym, że ordyńcy i kozacy nawet nie podejmowali prób zdobycia szturmem warowni kudackiej.


Od południowej strony widok z obwałowań był przesłonięty przez wznoszący się grunt, dlatego wybudowano tam wysoką wieżę (czatownię) wysuniętą prawie 3 km przed głównymi fortyfikacjami, aby można było z niej obserwować stepowe pola w dalekim horyzoncie (przy dobrej widoczności nawet do odległości kilkudziesięciu kilometrów).


Link do ilustracji obrazujących twierdzę w Kudaku:


https://www.google.pl/search?q=%D0%BA%D1%80%D0%B5%D0%BF%D0%BE%D1%81%D1%82%D1%8C+%D0%BA%D0%BE%D0%B4%D0%B0%D0%BA&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0ahUKEwiAvc3AiILXAhUDJlAKHc5aBOMQsAQILg&biw=1366&bih=64


Gdy na jesieni 1637 roku budowa twierdzy została ukończona, hetman St. Koniecpolski obsadził w niej funkcje dowódcze wojakami nie tylko sprawnymi w boju, ale również zaufanymi.


Dowództwo fortecy (gubernator) powierzył bohaterowi spod Cecory, rycerzowi Janowi Wojsławowi Żółtowskiemu, walczącemu pod komendą księcia Janusza III Zasławskiego (ród Żółtowskich miał zawołanie pod herbem Ogończyk). Natomiast na stanowisko kapitana twierdzy (zastępca gubernatora) desygnował swojego krewniaka Adama Przedbór Koniecpolskiego h. Pobóg (syna Zygmunta Stefana Koniecpolskiego), podówczas starościca będzińskiego (starościc- syn starosty), tuż zaraz po jego powrocie z Niderlandów, gdzie ów krewniak kształcił się w wojskowości. W Kudaku otrzymał on pod komendę załogę wieży obronnej liczącą stu zbrojnych, w tym dziesięciu konnych zwiadowców. Liczebność tego oddziału stanowiła , mniej więcej, szóstą część całego garnizonu twierdzy. Podstawowy segment załogi warowni stanowili najemnicy z rozmaitych, głównie europejskich krain, a których okoliczna ludność oraz kozacy siczowi zwała, in gremio, dragonami.


Rozmiar odbudowanej warowni (w tym ilość pomieszczeń dla załogi ) był niemal trzykrotnie obszerniejszy niż poprzednio. Oczywiście dotyczy to pojemności maksymalnej, a ponadto w różnych okresach czasu liczebność załogi ulegała zmianie. Zasadniczą jej częścia byli cudzoziemscy najemnicy - dragoni, a w róznych okresach wzmacniał załogę kontyngent z jednego z pułków rejestrowych, czyli wojska zaporoskiego. Pułki kozaków rejestrowych, w przypadku znaczniejszych walk z kozakami siczowymi z reguły nie wykazywały lojalnosci wobec hetmanów Rzeczypospolitej.


W twierdzy został wprowadzony regulamin typowy dla obozu wojskowego, z zamykaniem bram na każdą noc oraz z wystawianiem straży obchodzącej obwałowania (ront), co wymagało używania hasła i odzewu, zmienianych co każdą dobę. Ponadto kapitan twierdzy otrzymał polecenie, aby każdego roku podwyższać obwałowania na łokieć (ok. 60 cm), którą to pracę, oprócz załogi oraz najmujących się do niej okolicznych mieszkańców, wykonywali także jeńcy tatarscy, tureccy, wołoscy itp. Na etapie kończenia prac budowlanych hetman Stanisław Koniecpolski, wraz ze stosownym orszakiem, odwiedził fortecę by ocenić wykonanie zadania. Ponoć obecny był przy tej lustracji Bohdan Chmielnicki, wówczas pisarz wojska zaporoskiego, który znał się z hetmanem z racji wspólnego ich pobytu w niewoli tureckiej, do której trafili po przegranej bitwie pod Cecorą (w bitwie stoczonej w 1620 roku z armią Turków osmańskich , Tatarów krymskich i Wołochów, po stronie wojsk koronnych walczyło ok. 1600 zaporożców - kozaków rejestrowych), i należał do protegowanych rodu Koniecpolskich. Zapytany przez hetmana co sądzi na temat nowej fortecy, miał odpowiedzieć, że to co ludzką ręką zostało zbudowane, ludzka ręka może zburzyć. Powyższa maksyma miała znaleźć swoje potwierdzenie również i w tym przypadku.


W latach 1637 -1648 warownią kudacką zarządzało trzech kapitanów, a wszyscy wywodzili się z rodu Koniec-polskich. Po Adamie Koniecpolskim, o którym było wcześniej, i który w 1641 roku został skierowany na inne odcinki służby Rzeczpospolitej, dwaj kolejni byli synami kuzyna hetmana Stanisława Koniecpolskiego, a miano- wicie Aleksandra - syna podkomorzego sieradzkiego z jego związku z Dorotą Dębińską h. Rawicz, córką Kaspra, podkomorzego mielnickiego. Bracia nosili imiona Jakub i Stanisław i obaj zginęli w Kudaku, ten pierwszy w zasadzce poza jego murami, a drugi został zasiekany po poddaniu twierdzy, gdy kozacy nie dotrzymali warunków kapitulacji.


Z kolei na stanowisko gubernatora twierdzy po Janie Wojsławie Żółtowskim, który w 1640 r. utonął w nurtach Dniepru, został wyznaczony Krzysztof Grodzicki, h. Łada (vide: appendix), który funkcję tę pełnił aż do kapitulacji garnizonu kudackiego przed dowodzącym oblężeniem pułkownikiem pułku korsuńskiego wojska zaporoskiego, Maksymem Nesterenko, h. Pobóg, w początku października 1648 roku.


Po stłumieniu rozmaitych dużych buntów kozackich przez wojsko podległe rozkazom hetmana St. Koniecpolskiego, sytuacja na Zaporożu od roku 1630 weszła w fazę względnego spokoju, którego stanem permanentnym były zwykle rozboje i napady na kupców, transporty z zaopatrzeniem, wypady na tatarskie czambuliki w takich samych celach zapędzające się na Niż dnieprowy. Załoga Kudaku wysyłała stale patrole, które miały za zadanie również konwojować dostawy zaopatrzenia, które z reguły przypływały z nurtem Dniepru z Kijowa i okolic. Ale załga miała jakby przydzielone okoliczne tereny, z których mogła pozyskiwać produkty niezbędne dla swojego utrzymania. Rzecz jasna zabieranie takich danin zwykle wiązało się z oporem osiadłej w okolicy ludności, która starała się prowadzić tutaj uprawy rolne czy hodowle. Nadużycia, czyli wymiar danin „na oko” był na porządku dziennym i, rzecz jasna, stanowił powód wrzenia pośród kozaków chutorowych. Brzegi Samary stanowiły dla kozactwa siczowego bazę zaopatrzeniową, gdyż tutaj koncentrowało się osadnictwo i znajdowały się ludzie parający się rzemiosłem, w tym wyrobem lodzi (czajek), na których kozacy dokonywali swoich chadzek na nadbrzeżne czarnomorskie miasta. Działa Kudaku kontrolujące ujście Samary do Dniepru bardzo ograniczyły swobodę w tym zakresie, co budziło stałe niezadowolenie na Siczy, gdyż kozaków w rejestrze (na żołdzie bywało maksymalnie 6 lub 7 tysięcy), podczas gdy na Siczy ich liczba pozostająca poza rejestrem zaczęła przekraczać 30 tysięcy i wciąż  wzrastała. Lokalni watażkowie zmuszeni byli żyć z rozbojów i napadów, ale rozboje lokalne nie załatwiały sprawy, bo ziemie na Niżu i w okolicy były biedne i nieustannie ograbiane, ludność niekozacka (koloniści) po krótkiej próbie gospodarowania, porzucała te tereny. Krótko mówiąc, ciśnienie niezadowolenia rosło i szukało okazji do rozładowania. Patrole dragonów kudackich wysyłane w teren również parały się napadami np. na rozmaite grupy, które uprzednio gdzieś dokonały rabunku, i odbierały im łupy. Rzecz jasna, nikt łupów nie oddawał dobrowolnie, zatem potyczki przy tego rodzaju okazjach były częste, a nienawiść do „kudackiego żandarma” utrzymywała się na wysokim poziomie. I właśnie przy okazji podobnej zbrojnej utarczki zginął kapitan twierdzy kudackiej Jakub Koniecpolski, kuzyn hetmana.


Wiosną roku 1646 zmarł Stanisław Koniecpolski, hetman wielki koronny i starosta krakowski, ale nazwisko Koniecpolski już na stałe bardzo źle kojarzyło się kozakom. Być może respekt przed karzącą ręką hetmańską, który odczuwali kiedy hetman żył, powstrzymywał ich od otwartego buntu. Po jego śmierci poczuli się pewniej, a chęć rewanżu u wielu pobitych i upokorzonych atamanów zdawała się znajdować sposobność. Na dodatek władza królewska piąty rok zalegała z wypłatą żołdu  w ramach rejestru. Potrzebna była bodaj jedna iskra.


Pierwszy sygnał do buntu dał w lutym 1648 roku pułk korsuński wojska zaporoskiego, którego rejestrowi za namową Bohdana Chmielnickiego, powodowanego krzywdą sądową, wypowiedzieli służbę Rzeczpospolitej. To właśnie była ta iskra, na którą tęsknie wyczekiwano na Niżu dnieprowym.


Dzieje buntu kozackiego wszczętego przez B. Chmielnickiego są znane i dokładnie opisane, zatem w tym miejscu pominę ich chronologię. Ale jedną z wielu ofiar tej rewolty stała się również warownia w Kudaku. Zapomniana przez wszystkich, odcięta od zaopatrzenia oraz okrążona przez oddziały buntowników od ponownego obsadzenia jej załogą nigdy nie została zdobyta szturmem. Jednak kiedy skoczył się proch do armat i muszkietów, gdy skończyły się zapasy żywności i po klęskach wojsk koronnych (Korsuń, Żółte Wody, Piławce) stało się jasnym, że na żadną odsiecz liczyć nie będzie  można, po kilku miesiącach skutecznej obrony komendant twierdzy Krzysztof Grodzicki podpisał w końcu września 1648 roku warunki honorowej kapitulacji.


Kozacy nie dotrzymali tych warunków i urządzili krwawą łaźnię wielu wziętym do niewoli obrońcom, ze szczególnym uwzględnieniem oficerów oraz cudzoziemskich najemników. Zlinczowali, między innymi, kapitana Kudaku Stanisława Koniecpolskiego, imiennika i kuzyna hetmańskiego. Komendant Grodzicki przeżył, został wymieniony jako jeniec wojenny rok później w ramach  ugody zborowskiej.


A po 1711 roku, na mocy umowy pokojowej zawartej pomiędzy Rosją i Turcją (tzw. traktat prucki), fortyfikacje Kudaku zostały rozebrane.


Appendix


Krzysztof Grodzicki, h. Łada
http://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/krzysztof-grodzicki-z-grodziska-h-lada


http://phw.org.pl/cyklop-kudaku-zycie-dzialalnosc-wojskowa-krzysztofa-grodzickiego-generala-artylerii-koronnej/


jego brat, Paweł Grodzicki h. Łada,


http://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/pawel-grodzicki


Kazimierz Siemienowicz, h. Ostoja
https://bialczynski.pl/2015/06/17/wielcy-polacy-kazimierz-siemienowicz-1600-1651-tworca-podrecznika-artylerii-i-rakiet-zwlaszcza-wielostopniowych/


Krzysztof Arciszewski, h. Prawdzic
ttps://www.wprosth.pl/historia/10041626/Jako-pierwszy-Polak-dotarl-do-Brazylii-w-Amsterdamie-witano-go-jak-Cezara-Niezwykla-historia-najslynniejszego-XVII-wiecznego-awanturnika.html


Zygmunt Przyjemski h. Rawicz
http://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/zygmunt-przyjemski-h-rawicz


 


 


 


 


 


 


 


 


unukalhai
O mnie unukalhai

Na ogół bawię się z losem w chowanego

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości