puchatek puchatek
643
BLOG

Po czym poznać żyda... przepraszam, wykształciucha*

puchatek puchatek Polityka Obserwuj notkę 17
   Temat wykształciucha w pewien sposób intrygował mnie od dawna. Zwłaszcza w kontekście ataków na Gazetę Wyborczą, których echa w tej, czy innej formie, docierały do mnie od lat szczenięcych. Mam to szczęście, że będąc dawniej jej czytelnikiem, mogę prześledzić proces nabierania dystansu do tego źródła informacji na własnej osobie.
   Zaznaczam, że Gazeta jest tu pewnym przykładem. Inne media zmieniają nieco swój cel marketingowy (znaczy zakładaną grupę czytelników - tzw. target) i metody jego pozyskiwania, utrzymywania i manipulowania. Ze względu na ciszę wyborczą nie będę tu wyciągał żadnych wniosków dotyczących linii politycznej Gazety, jak i innych mediów. Ugodowo stwierdzę, że mniej liczą się programy, a bardziej ludzie, którzy mają je realizować. Wrócę do kwestii wykształciucha.
   Otóż z biegiem czasu i wyrastania z lat licealnych, coraz bardziej uderzały mnie w GW dwie rzeczy: łopatologia, z jaką wykładano w zamieszczanych artykułach punkt widzenia redaktorów, oraz nachalne mruganie okiem do czytelników na zasadzie „między nami inteligentami”. Zaczęło mi się coś nie zgadzać. Gazeta dla elity narodu, a tu takie prymitywne sztuczki stosują? O co z tym chodzi? (W tym miejscu muszę dodać, że dość łatwowierny ze mnie typ. Z założenia wierzę w dobre intencje ludzi i długo wierzyłem w to, że manipulacja i propaganda to domena tych naprawdę złych – nazistów, komunistów, dyktatorów i im podobnych.)
   Powoli zaczęło mi się krystalizować wyjaśnienie. W latach szkolnych jako jeden z tych, co to trzymali się na uboczu, interesując się, w przeciwieństwie do rówieśników bardziej książkami, niż boiskiem i dziewczynami, niezmiernie wysoko ceniłem wykształcenie.
   Czytałem poważne artykuły, których autorzy powoływali się na poważne autorytety. Czytałem traktaty, których twórcy drobiazgowo roztrząsali wybrany aspekt wiedzy. A wszystko z wielkim szacunkiem dla tych myślicieli, co wyciągali tak odważne wnioski na podstawie tak mało mówiących i nieinteresujących, wydawało mi się, faktów. W miarę jednak, jak dorastałem, zdobywałem nową wiedzę, poznawałem nowe źródła, często właśnie te, na które powoływali się czytani wcześniej autorzy. Obraz świata zaczął układać mi się we w miarę spójną całość. Spotykałem nowych ludzi o nowym dla mnie spojrzeniu na świat. Dawne autorytety stawały się zaledwie głosicielami jednej z wielu alternatywnych wizji świata. W dodatku nie zawsze sensownych. Uwierzcie, był to dla mnie - może rozłożony w czasie, ale - szok. Słowem, dojrzewałem.
   Wbrew temu, co w poprzedniej notce napisałem, to właśnie parę lat studiów na dziennikarstwie otworzyło mi oczy na fakt, że media to nie dobrotliwi dostawcy najświeższych wiadomości, lecz także tuby propagandowe swoich właścicieli i kreatorzy opinii publicznej. Dojrzałem wreszcie do tego, by stwierdzić, że Gazeta Wyborcza to nie rada zatroskanych o los Polski mędrców, lecz kolektyw pracowników - nie zawsze specjalnie mądrych, często stosujących niskie chwyty, chcących zarobić na niezłe życie i w dużej mierze zadufanych w sobie. Jednak przede wszystkim realizujących linię programową naczelnego. Spojrzenie pod tym kątem, a także wnioskowanie dotyczące wspomnianego wcześniej targetu (który wedle wyłożonych mi zasad biznesu medialnego, jest praktycznie pierwszą rzeczą, jaką ustala właściciel gazety), pozwoliło mi stwierdzić, że czytelnikiem naszego pierwszego postkomunistycznego dziennika ma być osobnik wykształcony, a jakże, ale... mimo swego wykształcenia mało wiedzący o świecie! O prawdziwym świecie. O świecie ludzi kierujących się nie szczytnymi ideami, a swoimi najprostszymi instynktami – wyspać, najeść się, pochędożyć...
   Źle napisałem – czytelnik Wyborczej zna ten świat, co więcej, nieźle się w nim orientuje. Chce jednak wierzyć, że to, co robi na co dzień, nie jest wynikiem wspomnianych niskich instynktów, lecz realizacją szczytnych idei. Brutalnie mówiąc, czytelnikowi sprzedawane jest gówno w papierku.
   Jak to możliwe - spytałem siebie - że ludzie, bądź co bądź, wykształceni, nie dostrzegają tej manipulacji. Odpowiedź jaka mi się nasunęła, jest prosta – oprócz tego, że nie chcą tego dostrzegać, działa tu ich własne zadufanie. Wierzą, ze wykształcenie daje im patent na nieomylność. Na przenikliwość. Na niepodatność na manipulację. Wierzą, że zdobycie papierka automatycznie zalicza ich do elity, także intelektualnej. Słowem wierzą, że wykształcenie, wyższe wykształcenie, jest jakimś Świętym Graalem. Przyznam bez bicia – też w to wierzyłem. Dalej wierzę. Lecz teraz już szczątkowo.
   Właśnie opisaną kategorię ludzi obdarzam mało zaszczytnym mianem wykształciucha. To ci, co swoje wykształcenie stawiają pomiędzy jasną a ciemną stroną siebie.
   To ci, których skarb wiedzy po prostu przerósł.


* Co, moim zdaniem, mają do tego wszystkiego żydzi, będę musiał napisać następnym razem. Notka i tak zrobiła się wystarczająco długa. ;-p Mogę tylko zapewnić, że nie będzie to nic tak niskiego jak personalny atak na Pana AM.

P.S.   Mam nadzieję, ze nie będzie to naruszenie ciszy wyborczej. Otóż tytułem wyjaśnienia chcę napisać, iż najśmieszniejsze jest to, że politycznie jestem dość bliski GW.

P.S. 2    Do moderatora - jeśli uzna Pani/Pan, że cały wpis, lub post scriptum, narusza ciszę wyborczą, proszę mi dać znać, np. w komentarzu. Zdejmę go niezwłocznie i przetrzymam do poniedziałku


puchatek
O mnie puchatek

Pragmatyczny idealista - wiem jaki jest świat, wiem jednak też, jaki chciałbym, żeby był. Z reguły nie usuwam komentarzy, chyba, że rażąco przekroczą przyjęte zasady życia społecznego, ten sam autor będzie się dublował lub okażą się kompletnie nic nie wnoszące. Tylko żeby nie było: blogi polecane są wg mnie ciekawe. Nie znaczy to jednak, że zawsze się zgadzam z ich autorami.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka