Przemykamy nadal ze strachem po pomnikami bolszewików. Pozwolono nam co prawda na odrobinę pamięci w Dniu Żołnierzy Wyklętych, ale nie dano nam obalić pomników naszch okupantów, co gorsza powstają nowe.
Nie ma ciągle pomnika rotmistrza Pieleckiego, a powinien stać taki w każdym większym polskim mieście, by przypominać młodym Polakom co to znaczy być bohaterem. Niestety nadal idąc do szkoły mijają pomniki wystawione przez „wdzięcznych” PRLczyków w hołdzie bolszewickim oprawcom,
w podziękowaniu za ZBRODNIĘ KATYŃSKĄ, za rozstrzeliwanie na miejscu całych oddziałów AK na polskich terenach "wyzwalanych" przez Armię Czerwoną, w podziękowaniu za wstrzymanie ofensywy w sierpniu 1944, tak żeby Niemcy mogli zamordować Warszawę, w podziękowaniu za "pomoc" w wywiezieniu tych AKowców, których jeszcze nie zamordowano na "wycieczkę" do ZSRR.
Gdzie pomniki generała Nila? Powinny stanąć na głównych placach polskich miast.
Walka trwa nadal. Upadła komuna, ale NKVD działa jak dawniej, zmienili nazwę, udają Europejczyków, ale nadal mordują i nadal są bezkarni, nadal mają swoich ludzi w Prywislanskim Kaju, którzy sprawują władzę w interesie Moswy.
Walka trwa.
Ciągle wydłuża się lista ofiar.
Nie mam wątpliwości, że należy zaliczyć do nich 95 osób zabitych w Katastrofie Smoleńskiej.
