Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej
1736
BLOG

Schwerin czyli Balcerowicz, Grudeq & Co.

Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej Polityka Obserwuj notkę 53

 

Odbyły się „Dni Mediów” w Schwerinie. Choć były to tylko niecałe trzy dni, to działo się bardzo wiele. Opis merytoryczny tych dni, tą całą politykę, pozostawiam Czarkowi – ja, jak to ja, chciałbym przekazać raczej trochę subiektywnych impresji z tego wyjazdu i wpleść w to wszystko kilka fotek, za których jakość z góry przepraszam ponieważ rzeźbiłem je z komórki.

W naszym kraju problemy z komunikacją oraz transportem, to już coś w rodzaju sportu narodowego. Do tego stopnia to u nas wszystko kuleje, że jak raz na ruski rok, okaże się że coś działa w jakimkolwiek przybliżeniu względnie po ludzku, to cieszymy się tym niemalże jak murzyn blaszką. Tak samo czułem się ja, kiedy skoro świt zapakowałem się na Dworcu Centralnym do pociągu do Berlina. Uwielbiam jeździć pociągami, ale w Polsce wiąże się to najczęściej z wieloma niedogodnościami – tak by pewnie eufemistycznie powiedział Sławek Nowak. Tymczasem stał się cud. Ten pociąg naprawdę zasuwał. Ledwie zdążyłem się wkręcić w książkę, byłem już w Poznaniu. Następne kilka strzałów znikąd i już jestem w Berlinie! Nieźle, naprawdę nieźle. To zresztą nieludzka paranoja, że z Warszawy do Berlina jedzie się dużo szybciej niż z tej samej Warszawy powiedzmy do Gdańska.

No więc jestem w Berlinie, nawet niespecjalnie wstrząśnięty i zmieszany. Krążę sobie z walizką po Ostbahnhof i wsłuchuję się w ludzki szmer. Już nie chce mi się w ogóle kryć z tą moją sympatią do niemieckiego języka, niechże se tam każdy o tym sądzi co chce – dla mnie przemieszczanie się w morzu szprechających zewsząd Niemców to niemałe doznanie słuchowe. Lubię melodykę tego języka i już. Lubię te ich wszystkie charknięcia, bezdechy i utwardzanie niczym buldożerem i tak już twardszych głosek.

Przesiadka w regionalny i już mknę w kierunku Schwerina. Tu już jest tak jak lubię, czyli podróż nie w samolocie czy pociągu dalekobieżnym, gdzie sytuacja zwykle sama z siebie jest trochę niecodzienna, a pomiędzy zwykłymi mieszkańcami. Lubię obserwować takie zwykłe życie ludzi z innego kraju. Szczególnie w pociągach lokalnych. Ludzie wsiadają z zakupami, rozmawiają przez telefony, śmieją się, milczą, dyskutują. Jadą do szkół, na zakupy, do pracy czy do domu. Wtedy człowiek czuje dobitnie, że pomimo tego, że ten świat jest tak już ułożony że różnimy się wieloma kwestiami – choćby samym językiem – to przecież w gruncie rzeczy życie wszystkich tzw. „zwykłych ludzi” jest bardzo do siebie podobne. Zwłaszcza w przypadku obserwacji Niemców jest to wrażenie podwójnie mocno sugestywne. Widzę siedząca przede mną jakąś dziewczynę – na oko około dwudziestu lat – czytającą książkę i pałaszującą przy tym jakąś gigantyczną kanapkę. Jest ubrana dokładnie tak samo jak nasze nastolatki i tak samo jak one ma pomazane trampki długopisem. Od razu w głowie rodzi się pytanie – czy ona ma cokolwiek wspólnego z tym, że jej przodkowie robili 80 lat temu różne bardzo złe rzeczy? I dalej – czy ona jest materiałem na to aby te złe rzeczy jej rodacy znów zaczęli robić?

Patrzę przez okno, obserwuję mijane prowincjonalne miasteczka i miejscowości. W końcu zatrzymuję się w Schwerinie. Ledwo ciepły docieram do hotelu, loguję się i wybijamy się w końcu z Czarkiem „na miasto”.

 

Dworzec w Schwerinie

 

Długo zastanawiałem się nad tym, jak ująć w jedno słowo wrażenie jakie zrobiła na mnie stolica kraju związkowego Meklemburgii – Pomorza Przedniego. Po długich zastanawianiach, uznałem że najlepsze będzie nazwanie go „martwym”. Przyszło mi to do głowy, kiedy szliśmy zabytkowymi uliczkami Schwerina. Niby zabytkowe kamieniczki są ładnie odrestaurowane, niby chodniki są równe, niby jest zamek jako siedziba Landtagu ale..No właśnie. Trudno odeprzeć poczucie, że to miasto zamarło w pewnego rodzaju letargu. Gdzieś przenosi się na jego ogólną atmosferę fakt, iż duża część jego mieszkańców wyjechała stąd na zachód, a jeszcze inna duża część nie ma tam za bardzo co ze sobą zrobić. To po prostu czuć w powietrzu, niczym w piosence Phil'a Collins'a.

 

Widok z okna hotelowego na plac przed Dworcem Głównym

 

Potem jak już ruszył rollercoaster to już nie chciał się zatrzymać. Same slajdy. Jakieś konferencje, przemówienia, dyskusje, poznawane nowe twarze, przemieszczanie się po Schwerinie, spotkany przez nas zupełnie przypadkowo na ulicy nie kto inny jak sam...Leszek Balcerowicz, z którym zamieniamy parę zdań. Bonanza. W pewnym momencie biegaliśmy już jak w amoku. Tu jem kolację stojąc obok pani prezydent landu Meklemburgii, a za chwilę pijemy kawę z panią z TVP Szczecin, która po chwili wpada na szalony pomysł że zrobi z nami wywiad. Nagrywanie tego wywiadu to zresztą materiał na odrębny tekst, taki w nieco Barejowskim stylu, może się kiedyś pokuszę. Jest jeszcze spotkana sympatyczna starsza pani, polityk lokalnego SPD z którą dyskutujemy mieszanką niemieckiego, angielskiego i..rosyjskiego, gdyż była ona kiedyś nauczycielką tego języka.

 

W oddali zamek -siedziba Landtagu Mecklenburg-Vorpommern

 

Co tam jednak TVP i co tam szefowa Landu. Muszę na chwilę przewinąć taśmę wstecz. Stoję przy drzwiach mojego pokoju w hotelu i próbuję otworzyć drzwi za pomocą karty. Nie chcą mi ustąpić. Widzę kilka drzwi dalej, że stoi tam jakiś gość i też ma podobny problem. Robimy szybką konsultację i w końcu się nam udaje. Niedługi czas później ten sam gość podchodzi do nas i przedstawia się jako...Grudeq:) Nie będę się rozpisywał, ale powiem Wam tylko jedno. Zamiast określenia „dusza towarzystwa” powinno się mówić po prostu Grudeq:) Oficjalnie nadaję Grudeqowi miano Mistrza Świata i Okolic, już dawno nie poznałem tak pozytywnie zakręconego człowieka, którego obecność działa na otoczenie niczym paczka Prozacu. Tylko tyle napiszę:)

 

Oranżeria w której odbywały się posiłki i przyjęcie otwarcia

 

Dyskusja z udziałem Steffena Kampetera (sekretarz stanu w ministerstwie finansów RFN) i Leszka Balcerowicza

 

Jeden z paneli "Dni mediów" odbywających się w sali plenarnej Landtagu

 

Krzesła przygotowane do dyskusji

 

Co poza tym? Było po prostu fajnie. Zwłaszcza we wtorek na przyjęciu z okazji przyznawania nagród dziennikarskich. Co prawda zagrzaliśmy się z Czarkiem niepomiernie wystąpieniem redaktora ZDF, ale potem już było wesoło. Dobre jedzonko, towarzystwo Grudeqa, sympatyczne koleżanki:), oraz dyskusje w polsko-niemieckim gronie. Bardzo sympatyczne małżeństwo polsko-niemieckie, powrót przez pogrążony w śnie Schwerin do hotelu i czas wracać.

 

Pogoda nas nie rozpieszczała - jeden z nielicznych momentów słonecznej pogody

 

Rano, tuż przed wyjazdem kiedy jestem już spakowany i mam iść na pociąg...pęka mi sprzączka od paska w spodniach i całą podróż do Polski odbywam trzymając portki w garści:) Korzystając z tego iż mam blisko dwie godzinki do przesiadki w Berlinie, wychodzę trochę się rozejrzeć. Szybko wracam na dworzec, ponieważ pogoda w Niemczech w tych dniach była iście nie wiosenna a raczej późno jesienna. Poza tym – Berlin to piękne miasto, ale akurat w rejonie Ostbahnhof wygląda niemalże identycznie jak..warszawska Wola. W hali głównej tego dworca stoi przeszklony Fan Shop Herthy Berlin, gdzie można kupić nawet dziecięce skarpetki z herbem tego klubu. W środku smutek i przygnębienie. Nie ma się co dziwić. Kiedy wchodzę do kiosku z gazetami widzę lokalne gazety, w których na pierwszych stronach przygnębiające info o spadnięciu przez „Starą Damę” do 2. Bundesligi. Kupuję więc sobie tylko breloczek w postaci miśka w koszulce Herthy i czas odjeżdżać.

Auf Wiedersehen...


Marcin Kacprzak

 


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka