Pewna grupa osób ma święte przekonanie, że wolność i demokracja są ze sobą niezależne. Wolność w ich mniemaniu to pełne prawo do własnego zdania. A demokracja to w ich przekonaniu poszanowanie każdego stanowiska w dowolnej sprawie. Tak proste podzielenie sceny politycznej jest jednak nieporozumieniem. W sytuacjach konfliktowych powstaje spór i jeżeli nie ma możliwości jego rozstrzygnięcia - wyłania się spór tzw. "kompetencyjny" - czyli nie wiadomo, komu przyznać prawo głosu rozstrzygającego.
W tym miejscu pada propozycja, by udać się do sądu... I tu znowu problem - do którego sądu. Sądy - te obecne - mają za sobą doświadczenie lat 40. i 50. XX stulecia a zwolennicy ich ustroju ciągle nie odcinają się od wątpliwości - na ile "te sądy" są prawdziwie niezależne i od czego.
Jest Instytut Pamięci Narodowej i ciągle nie ma jednoznacznej oceny - jaka była rola "tych niezawisłych" sądów w świetle rozkopanych"łączek" ze skrytymi pochówkami ofiar ówczesnego wymiaru sprawiedliwości.
Podobnie jest z mediami. Media mają za sobą doświadczenia manipulacji wiadomością i legendarnym przykładem jest tutaj Dziennik Telewizyjny jako główne źródło tej manipulacji. Legenda Michnika czy legenda Wałęsy - ciągle nawiązująca do tej "prawdy obiektywnej niezależności"... Michnik - wiadomo, realizujący linię manipulacji rodem "komuny" i Wałęsa - jako lider zmiany polityki państwa zarządzany przez środowiska "tajnej cenzury policji".
Czym zatem jest dzisiaj "wolność" ?
Wolność jest świadomym ograniczeniem praw jednego człowieka na granicy z prawami drugiego człowieka.
A "demokracja" to jest sposób rozstrzygania sporu na tle hierarchii "wolności" stron pozostających w konflikcie...
Myślę, że tak jest najprościej ująć problem sceny politycznej dnia dzisiejszego.
Od sporu na temat - "KTO" ma rację należy przejść do analizy - jaki interes własny mają zwaśnione strony.
A wola większości przy wyborze sposobu rozwiązania sporu powinna tutaj mieć istotne wskazanie kierunku rozwiązania sporu.
https://www.youtube.com/watch?v=v68VJ7VO8a0
