maciekimaciek maciekimaciek
138
BLOG

Rajskie powidoki

maciekimaciek maciekimaciek Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Nie zaczęło się dobrze.

Most był zamknięty na klucz, nie można było jechać dalej. Musiał zostawić samochód przy znakach zakazu i zacząć się dyskretnie śpieszyć. Zbliżało się południe, plan przewidywał dojście do odległych ruin dworu i powrót do auta przed nocą. A chciał przecież jeszcze, po drodze, jakby mimochodem spróbować złowić tego wielkiego pstrąga, którego wczoraj gdy przestawało padać spłoszył na płyciźnie obok głębokiej rynny przy podwodnych skałach na środku rzeki.

Zebrał szybko do plecaka potrzebne rzeczy. Tylko ulubiona muchówka się w nim nie zmieściła. Wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, ale ona spojrzała wymownie na tę drugą trzymającą wędkę i wysiadła nie przyjmując pomocy.

Ruszyli w górę rzeki lewym brzegiem. Szutrowa droga w olsie i łozinie zamieniła się szybko w ścieżkę, znikającą miejscami pod kałużami z wczorajszego deszczu. Tam dziewczyna nie odrzucała pomocnej dłoni, nie puszczała jej już nawet po wyjściu ze śliskiej gliny. Ścieżka wiła się, miejscami gubił ją w wysokiej trawie. Dawno nikt poza zwierzyną z niej nie korzystał. Kierował się słońcem i czasem szumem niewidocznej za drzewami rzeki. Gdy jednak ścieżka oddaliła się od rzeki na dobre, ruszył na wschód zboczem między bukami. Po kwadransie podchodzenia zobaczył z góry rynnę wielkiego pstrąga. Szypotu, który wbijał się w rynnę na zakręcie w górze rzeki jeszcze nie widział, ale już słyszał jego głos. Bez trudu wytyczył trasę zejścia stromym zboczem w dół, na zakręt, do którego wczoraj dojechał dziurawą drogą na prawym brzegu.

Zeszli na nadrzeczne kamienie trzymając się za ręce. Słońce przekroczyło właśnie zenit, mocno grzało piarg wnętrza zakrętu. Był zgrzany po forsownym marszu, ale nie chciał zbliżać się do wody by nie spłoszyć wielkiego pstrąga. Nim jednak wymyślił pretekst by zaoponować dziewczyna rozebrała się, weszła do wody i spłynęła, leżąc leniwie na plecach, od końca szypotu aż do końca pstrągowej rynny. Zachwyt nad tym widokiem walczył w nim z żalem za utraconą szansą na spotkanie z pstrągiem. Zanim dziewczyna wróciła tańcząc boso na nabrzeżnych kamieniach wyjął z plecaka jedzenie, otworzył butelkę wina. W milczeniu jedli ser kupiony w przydrożnej bacówce i pyszną zwyczajną z Zagórza. Dziewczyna, poruszona pięknem odludzia, ukojona szumem rzeki zadowolona, że zdominowała ten czas i miejsce jadła z apetytem i piła zbyt wiele by prowadzić auto w drodze powrotnej. On pochłaniał jedzenie i widoki żywej i martwej natury, zapominał o leżącej na kamieniach wędce. Oboje zdawali się nie pamiętać o pozostałościach dworu, czekających w górze rzeki na obecność człowieka.

Nim skończyli jeść, w dole rzeki pojawił się samotny wędkarz. Szedł wolno pod prąd i obrzucał ze spiningu co głębsze dołki za głazami w nurcie wody. Bardziej by bronić ich odosobnienia, niż by cokolwiek złowić w przepłoszonym miejscu zmontował szybko wędkę i rzucił streamery w dół szypotu. Ledwie przynęty spłynęły z prądem na spokojniejszą, głębszą wodę poczuł lekkie szarpnięcie. Poderwał wędkę i wyczuł na jej końcu ciężar, o którym od wczoraj marzył.

Dalej wszystko potoczyło się jak trzeba, bez pośpiechu.

Dziewczyna niespiesznie zakładała bieliznę, spiningista rozczarowany odległym widokiem innego wędkarza przeprawiał się przez rzekę na drugi brzeg a on, schodząc ostrożnie z prądem walczył z pstrągiem i po paru minutach wyciągnął pół metra żywego złota na nabrzeżne otoczaki. Schował ogłuszonego pstrąga do plecaka i złożył wędkę, zanim dziewczyna zawiązała buty. Po drodze do ruin dworu zrobili przystanek na bujnej nadrzecznej łące. Na zmiany, mrużąc oczy patrzyli pod słońce na powidoki a to Szczobu, a to Połomy.

U celu, odgadywali rozkład pomieszczeń dworu, siedzieli długo w ruinach dworskiej kaplicy, dojadali chleb, dopijali wino, obserwowali wygrzewające się jaszczurki i krążącego nad Otrytem orła. Gdy cień podnoszący się zboczami sięgał prawie szczytu Hulskiego, na południową łąkę wychynęło z lasu stado żubrów. Pora była wracać. Chciał przeprawić się przez rzekę brodem przy wyspie i wrócić na most wygodniejszą szutrówką. Dziewczyna, nie mówiąc czemu, wolała wrócić trudniejszym, lewym brzegiem. W połowie drogi znów zanurzyła się w rajgras łąki. Nie musieli mrużyć oczu popatrując w górę. Słońce dawno schowało się za Połomą.

 

There is more to life than the bottom line on a balance sheet.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości