Miałem tutaj nie pisać ale co mi tam, w końcu ostatnia notka na moim głównym blogu dotyczy Salonu, wiec czemu nie przepisać..
Krzysztof Leski wziął w obronę Damięckiego. Choć w notce "Maciek Damięcki - czy "Dziennik" zagrał fair?" otwarcie przyznaje, że przyjaźni się z Damięckimi, warto przyjrzeć się temu, co pisze (głównie cytuje Joaśkę, żonę Damięckiego):
"Rozmawiałem długo z Joaśką [żoną Damięckiego] i opiszę teraz, jak to było. Nie: miało być według... - lecz: było."
Hmm... czyli wystarczy z kimś się przyjaźnić, żeby to, co mówi uznać za prawdę obiektywną. Na dodatek za taką uznać tylko relację, bo Joaśki przy opisywanych wydarzeniach nie było.
"Maciek, który nigdy nie krył, że wówczas pił sporo, bawił się z kumplami w hotelu. Nagle podszedł do nich facet znacznie bardziej od nich pijany i wymachując legitymacją SB zaczął wrzeszczeć: Ja was wszystkich, aktorzy, załatwię. Maciek wstał, wyrwał facetowi legitymację, a ten niepewnie się oddalił."
Takiej bujdy na resorach dawno nie czytałem. Czy ktoś w czasach głębokiej komuny odważyłby się wyrywać z rąk ubeka legitymację?! No chyba, że Maciek był przełożonym bardziej pijanego ubola..
"Nie minęło pół roku, gdy Maciek po kolejnej libacji wyszedł z hotelu MDM i z dwoma promilami wsiadł do auta. Po chwili uderzył w tramwaj. Większości aktorów - a trzeba pamiętać, że Maciek był wtedy na samym topie - uszłoby to w PRL na sucho. Ale nie Maćkowi: zabrano mu prawo jazdy i wóz, dostał też mandat."
Chociaż tu szczere oburzenie - wsiadł z dwoma promilami, uderzył w tramwaj i spotkały go za to "represje". A "większości aktorów uszłoby to na sucho". Biedny Maciuś, zaraz wyjdzie, że to opozycjonista.
"Odtąd znów unikał kontaktów, a po przeprowadzce kontakt się urwał. Koszmar odżył po telefonie z Dziennika.."
Brawo! Dziennik równie koszmarny jak SB.
"Samochód i prawo jazdy były wtedy dla Maćka niezbędne, by móc przemieszczać się z jednego planu na drugi, z TV do teatru itd.[..] Prawo jazdy było dla niego wszystkim."
Z tym akurat się zgadzam.
Inne tematy w dziale Polityka