Dominika Ćosić Dominika Ćosić
1030
BLOG

Zaduszki dziennikarskie

Dominika Ćosić Dominika Ćosić Rozmaitości Obserwuj notkę 7

To drugiego listopada, nie pierwszego powinno się wspominać Zmarłych. Ja dzisiaj przypominam sobie moich Kolegów z różnych redakcji, którzy na ogół przedwcześnie odeszli. W ostatnich dniach ich grono poszerzył Mirek Cielemęcki i Jurek Rzewuski, koledzy z Wprost. 

Publiczne wspominanie Zmarłych z mojej rodziny jest dla mnie zbyt bolesne, a inna rzecz, iż jest to zbyt osobiste doświadczenie, by wychodzić z nim w przestrzeń publiczną.

Zaczęłam wspominać moje Koleżanki i Kolegów z różnych redakcji, którzy zmarli w ostatnim czasie. Jest ich zdecydowanie zbyt wielu. W większości przypadków śmierć była też przedwczesna.

W ubiegłym tygodniu w czasie wakacji w Egipcie utonął Mirek Cielemęcki, z którym pracowałam w dawnym Wprost, szef działu biznesowego, swego czasu też zastępca naczelnego. Dobry, rzetelny dziennikarz i przede wszystkim - jak to ktoś z wspólnych znajomych trafnie ujął - bardzo przyzwoity człowiek. Chciałoby się powiedzieć, taka głupia śmierć.

Dopiero dzisiaj się dowiedziałam, że zmarł także inny z kolegów Wprostowych - Jurek Rzewuski, fantastyczny dziennikarz muzyczny, który swój zawód wykonywał z wielką pasją i miłością. A jeszcze nie tak dawno czytałam Jego tekst o Amy Winehouse.

I wreszcie, Waldemar Kedaj, szef działu zagranicznego Wprost, były dyplomata. Wiem, że są bardzo mieszane opinie na temat Jego przeszłości zawodowej i środowisko jest bardzo podzielone, ale takiego szefa, jakim był pan Kedaj życzyłabym wszystkim - mądry, kulturalny człowiek, od którego wiele można się było nauczyć. Nie mówiąc już o lingwistycznych zdolnościach, znał kilkanaście języków. Myślę, że praca przedłużyła mu życie.

W tym roku zmarł też Jasiu Rojek, ostatnio szef krakowskiego ośrodka TVP. I znów chciałoby się powiedzieć o głupiej śmierci - żle postawiona diagnoza lekarska, nieprawidłowe leczenie, stracony czas i w efekcie zbyt wczesna śmierć. W wieku zaledwie 49 lat.

Ale w Zaduszki myślę też o tych, którzy zmarli i wcześniej. Pewnie nie wymienię wszystkich, ale przynajmniej choć kilka osób.

Z mojej poprzedniej krakowskiej redakcji, "Dziennika Polskiego" odeszłu kilku kolegów, szefów.

Redaktor Władysław Cybulski, pan Władeczek, jak go nazywaliśmy lub Pan Redaktor. O nim zdawało się, że śmierć zapomniała, dożył w znakomitej formie bardzo sędziwego wieku. Wybitny krytyk filmowy, jeden z najlepszych w kraju, człowiek o wielkiej wiedzy, bardzo dużym poczuciu humoru i uroku osobistym. Ciągle mam go przed oczyma, jak przechadza się po korytarzu trzeciego piętra w budynku redakcji przy Wielopolu, niewysoki, szczuplutki w okularach z gazetą w ręku. Człowiek legenda.

Redaktor Kazimierz Starowiczbył jednym z wydawców "Dziennika", w redakcji pracował chyba dłużej niż ja żyłam. Zawsze w dżinsach i okularach, z papierosem w ręku.

Legendą był też Bruno Miecugow, któremu przypisuje się powiedzenie, że najlepsze reportaże napisał nie odchodząc od biurka.

I oczywiście Maciej Rybiński...

Redaktor Andrzej Lenczowski, były naczelny. Człowiek niesamowicie oddany pracy, który w "Dzienniku" pracował przez całe swoje życie, przechodząc wszystkie szczeble kariery, skrupulatny, rzetelny, pracoholik. Przedwcześnie zmarł na raka.

O wiele za wcześnie odszedł też Piotrek Sikora, z którym zetknęłam się w "Echu Krakowa", dobry dziennikarz i bardzo ciepły, dobry człowiek. Zmarł kilka lat temu na serce, w Wigilię. Tak, jak kilkanaście lat wcześniej zmarł jego ojciec.

Paweł Grawicz- kolega z "Czasu Krakowskiego", świetny fotografik...

Marysia Ziemianin, żona Adama Ziemianina, dziennikarka m.in. "Gazety Krakowskiej". Przez kilka lat walczyła z rakiem. Była świetną dziennikarką, bardzo fajną energiczną kobietą, najlepszą żoną dla swojego męża-poety, który dzięki niej nie musiał zmagać się z prozą życia.

Iśka, Jadwiga Rubiś, legenda fotografików krakowskich. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu spotkałyśmy się na jakimś poligonie. Iśka dała mi wówczas życiową radę - jak jesteś na poligonie, patrz tylko na spodnie. Te bez lampasów nie interesują cię w ogóle - to zdanie powiedziała jej lata wcześniej jej starsza koleżanka :)  Isia przez kilkanaście lat walczyła z rakiem, bardzo dzielnie, wiedząc, że jej syn ma tylko ją. Doczekała jego matury.

I na koniec, ktoś prawie z nabliższej mojej rodziny, przyszywana babcia. Mieczysława Hanuszewska Schaefferowa. Żona Bogusława Schaeffera, jednejgo z najwybitniejszych polskich artystów (kompozytora, dramaturga, dyrygenta, historyka muzyki). Sama była krytykiem muzycznym, dziennikarką, najlepszym doradcą męża. Niezwykła kobieta, która mając czterdzieści kilka lat i skończoną romanistykę i muzykologię postanowiła studiować filozofię (na Uniwersytecie Jagiellońskim rzecz jasna, sama po latach też poszłam w jej ślady) i skończyła te studia. A mając już lat siedemdziesiąt z kawałkiem uprosiła u biskupa Pieronka możliwość studiowania (jako wolny słuchacz) teologii. Najbardziej urocze było, jak się czasami urywała na wagary :) Zmarła dwa lata temu.

Czytałam dzisiaj listę dziennikarzy, którzy zmarli w ciągu ostatniego roku. Uderzył mnie ich młody, na ogół, wiek. Mój Ojciec często mi powtarzał, żebym póki pora zmieniła zawód, bo albo skończę jako alkoholiczka, albo przewcześnie zejdę na zawał lub wylew. Albo jedno i drugie. Bo tak kończyli jego serbscy przyjaciele dziennikarze (zapomniał dodać o czwartej opcji, specyfice krajów ogarniętych wojną lub reżimem). Może i Tata ma rację, ale ... serce nie sługa.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Rozmaitości