dorola dorola
721
BLOG

Powstaniec szczeciński

dorola dorola Polityka Obserwuj notkę 6

 

Nie lubię zasady odpowiedzialności zbiorowej, niemniej jest chyba coś w tej naszej polskiej mentalności, co nie pozwala się podporządkować. Pół biedy, kiedy fikamy zaborcom czy innym okupantom, gorzej, kiedy taki styl przenosi się na legalnie wybrane władze. Oczywiście, nie chcę gloryfikować całego społeczeństwa, zawsze większością będzie stado baranów, które prędzej swój bunt wyrazi podpierdalając śrubki z zakładu pracy socjalistycznej, a na pochód pierwszomajowy z pieśnią na ustach po kiełbasę pójdzie. Niemniej, porównując sobie rozmaite narodowe zrywy i dążenia, istnieje elita, która dla idei wolności jest w stanie poświęcić życie. Vide, oczywiście, Powstanie Warszawskie.
Przyznaje, do tej pory byłam raczej przeciwniczką idei Powstania, uważałam, że przyniosło szkody, straty, poświęciło elitę, zebrało krwawe, niepotrzebne, tragiczne żniwo.
W zasadzie niewiele się zmieniło w moim podejściu, z tym, że bardzo przemówił do mnie argument – zasłyszany chyba w zeszłym roku, nie pamiętam niestety autora- o tym, że po tych 20-stu latach niepodległości jedyną większą torturą od krwawej jatki powstania było doświadczenie ponownej okupacji.
Nic w mojej ocenie Powstania do dziś się nie zmieniło, zmieniła się jedynie perspektywa- rozumiem, albo przynajmniej wydaje mi się, że rozumiem- po karnawale wolności, czymkolwiek by się nie przejawiała, czasem organicznie nie da się wrócić do bycia niewolnikiem.
 
Przy całej arogancji kolejnego stwierdzenia, dla mnie temat Powstania jest absolutnie zamknięty, chyba, że – co niegłupie- za radą Sikorskiego postaramy się wyciągnąć wnioski z tej tragedii.
 
Samo Powstanie to historia, ale jest pewna rzecz, która mnie poruszyła.
Tą rzeczą jest komentarz w Internecie, w którym Powstanie traktuje się jako pewien punkt odniesienia, definiowania własnej tożsamości, reasumując- o ile dobrze zrozumiałam intencje autora- moment definiowania siebie, jako Polaka, obywatela.
Mam głębokie poczucie, że z taką a nie inną identyfikacją idzie w parze dzisiejsze oburzenie – od Sasa do lasa- na słowa Sikorskiego. Oburzenie, wyrażające się choćby tekstem- „niech sobie tam myśli po cichu, co chce, ale żeby nie mówił na głos”.
Słowacki wielkim poetą był, za komuny Powstanie było be, dziś Powstanie jest cacy. Koniec dyskusji. Przy całym wolnościowym fikaniu, w obliczu powszechnie obowiązującej wersji wydarzeń należy się morda w kubeł. Można się buntować zbiorowo, myśleć indywidualnie, a co gorsza, indywidualnie zdanie wyrażać- nie. Ludzie, którzy byli gotowi poświęcić życie dla wolności dziś nie lubią słuchać wolnych ludzi. Rozumiem, są starzy, dziesiątki lat niedoceniani. Ale cynizmem jest, co najmniej cynizmem, lub głupotą, potępianie innego sposobu myślenia na temat Powstania niż powszechnie, a przyznajmy, często i bezrefleksyjnie, obowiązujący przez polityków czy publicystów. I- jestem o tym święcie przekonana- potępienie nie jest wynikiem głębokich analiz, sprowadza się głównie do tego, że skoro za komuny nie wolno było czcić, to teraz nie wolno nie czcić.
 
Ja się buntuję. Ja mogę zrozumieć, że ktoś się dzięki Powstaniu identyfikuje z narodem, z tradycją, tam widzi swoje korzenie. Ale nie mogę identyfikować się z narodem, który nie pozwala porozmawiać o wolności do interpretacji, który każe identyfikować się za pomocą klęski, za zwycięstwo jednocześnie uznając konformizm i jakiś potworny, kolejny front jedności narodu, który wyklucza – po raz kolejny- ze swojego grona spadkobierców tych samych genów tylko z powodu odrębnego zdania.
Ja bym się bardzo chciała identyfikować z narodem, który uznając swoją historię, uznaje jednocześnie swoje prawo do błędów, który nie miota się pomiędzy kompleksami klęsk, a poczuciem wybrańca, któremu nie ma prawa przydarzyć się to, co innym narodom zdarza się nagminnie- niesprawiedliwe wojny, ludobójstwa na mniejszą lub większą skalę, pogromy, dyskryminacje całych grup czy ras….Nie, inne narody to ludzie, którzy oczywiście- jak wszyscy- popełniają błędy. My to herosi, co najwyżej krzywdzeni, bo nigdy krzywdzący. Błędów nie popełniamy.
Trudno cały naród posłać na kozetkę, ale bliżej nam chyba do diagnozy psychiatrycznej, bo z syndromem jednomyślnego, zwartego, homogenicznego, bezbłędnego boga w 38 milionach osób ja się jakoś identyfikować nie mogę.
dorola
O mnie dorola

włażę między wrony, ale nie kraczę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka