Słucham właśnie dyskusji miedzy Kowalem i Rostowskim i zastanawiam się czy Platforma ma jakieś swoje badania, z których wynika, że sromotnie przerżnie te wybory. Nie bardzo wierzę, że to, mówiąc delikatnie, specyficzna inteligencja człowieka, który przez lata odpowiadał za pieniądze Polski i Polaków, sprawia, że nie potrafi on wymyślić nic innego, jak tylko toporne straszenie PiS-em w wersji, która bardziej pasowałaby do mniej błyskotliwych, anonimowych stronników PO z internetowych forów. Argumentacja w rodzaju „co w poniedziałek powiemy Europie” to dokładnie ten poziom.
Ale niewiele wcześniej w podobny sposób, cofając się do 2007 roku, gdy tego rodzaju chwyty okazały się skuteczne, agitował Donald Tusk. „Idźcie i uratujcie Polskę przed PiS-em tak, jak zrobiliście to wtedy”. Poszli i co z tego. To, że dziś, po latach rządów, proponuje się im dokładnie to sami, co na początku. Jakby ostatnich siedmiu lat w ogóle nie było. Jakby faktycznie, nic ta władza przez ten czas nie zrobiła. I mówi o tym, choć oczywiście nie wprost, „PiS-em”.
Kiedy słyszę z ust polityków PO jak szalenie ważne, właściwie najważniejsze na świecie są te zbliżające się wybory, wierzę im. Choć nie mam w zasadzie powodu dawać wiary temu, co ludzie obecnie władzy mówili i mówią. Tym razem wierzę, bo widzę, że przemawia przez nich nie, jak zawsze dotąd, wyrachowanie czy cwaniactwo ale prawdziwy strach. Dla nich chyba faktycznie one są najważniejsze na świecie. W adrenalinie, tak jak w winie, prawda.
Zagadką, która na szczęście wkrótce zostanie rozwiązana, pozostaje czemu tak właśnie widzą i tak podkreślają tę wagę.
Zatem do poniedziałku.
ps. Kowal mówi, jakby już był w PO.