Wiktor Kornhauer Wiktor Kornhauer
61
BLOG

Twardziel i bon vivant

Wiktor Kornhauer Wiktor Kornhauer Polityka Obserwuj notkę 7
Tak naprawdę na naszej scenie politycznej mamy tylko dwie, góra trzy siły polityczne. Te dwie główne w skrócie można określić jako lewice patriotyczną i lewice postkomunistyczną. Obie odwołują się mniej więcej do tych samych treści socjalnych i obie z tym samym zacięciem nawzajem się zwalczają. To, co ich różni to historia, podejście do państwa i osoby liderów. Trudno znaleźć bardziej różniących się od siebie polityków aniżeli Jarosław Kaczyński i Aleksander Kwaśniewski. Są jak dwa przeciwległe bieguny i różni ich praktycznie wszystko. Od środowisk, z których się wywodzą, przez wykształcenie, stan posiadania, na mentalności kończąc. Jedyne, co ich może łączyć to konsekwentne parcie do władzy.

Jarosław Kaczyński. Inteligent z warszawskiego Żoliborza. Doktor prawa z dziedziny nauki o państwie. Człowiek, który z powodu swoich fascynacji polityką postanowił nie zakładać rodziny. Były opozycjonista (członek podziemnej „Solidarności”, KOR, były szef Komitetu Helsińskiego w czasach komuny). Założyciel PC i PiS. Dobry analityk. Uparty. Typ samotnika nieprzepadający za mediami o ile nie są mu przydatne.

Aleksander Kwaśniewski. Aktywista z Białogardu. Niedokończony magister ekonomii. Człowiek powszechnie uważany za oportunistę. Były aparatczyk partyjny (członek PZPR, Minister w rządach Messnera i Rakowskiego). Założyciel SDRP przekształconego później w SLD. Zręczny gracz. Towarzyski. Świetnie czujący się w otoczeniu mediów.

Dlaczego o nich pisze? Dlatego, że uważam, że te dwie postacie to klucz do naszej polskiej rzeczywistości. Świetnie reprezentują dwa typy mentalności, które najczęściej dominują w naszym życiu publicznym. Parę dni temu Władysław Frasyniuk powiedział odchodząc z polityki, że na naszej scenie są tylko dwaj główni gracze. Kaczyński i Kwaśniewski. Coś w tym jest.

Kaczyński jest osobą dosyć twardo i konsekwentnie osiągającą swoje cele. To człowiek o ustalonym światopoglądzie i przekonaniach. Sprawia wrażenie zawsze przygotowanego do obrony swoich racji. Mimo nieustannych prób wytrącenia go z rytmu realizuje swój program tak dalece jak to jest możliwe.

Kwaśniewski jest typem oportunisty. Sam deklaruje się jako poszukujący agnostyk, co tak naprawdę nic nie oznacza. Mówi się, że przychodzi na gotowe. Chyba nie do końca jest to prawdą, bo gdyby tak było nie byłby dzisiaj w tym miejscu, w którym jest. Ewidentnie natomiast unika otwartych starć, które mogłyby się negatywnie odbić na jego wizerunku. Z tego też powodu sądzę, że program, który ma opracować dla LiDu nie będzie niczym szczególnym. Z pewnością odwoła się do wartości europejskich, praw mniejszości seksualnych, etc., ale nie przekroczy pewnej granicy wyznaczonej przez Kościół Katolicki. Nie zaryzykuje wojny ideowej. To jest raczej pewne.

I jeszcze jedna, dosyć istotna różnica. Media związane z prywatnymi koncernami Agory, ITI i Polsatu, mówiąc najoględniej, nie przepadają za Kaczyńskim. Kiedy tylko nadaża się okazja, walą w niego jak w bęben. I szczerze powiedziawszy nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby w naszym życiu publicznym dziennikarze wyznawali zasadę symetrii. Niestety tak nie jest. Symboliczną sceną dla mnie jest wywiad, jakiego Kwaśniewski udzielił w TVN 24 dzień po ujawnieniu taśm Oleksego. Pisałem o tym. Po dosyć formalnych i łagodnych pytaniach o rewelacje Oleksego dziennikarka prowadząca wywiad wyjęła nagle kartkę jakiegoś papieru i oznajmiła: „A teraz mamy dla Pana informacje Panie Prezydencie. Według najnowszego sondażu około 60% Polaków deklaruje chęć głosowania na pańską partie w najbliższych wyborach”. Kwaśniewski pokiwał ze zrozumieniem głową. Przyjął to jako coś oczywistego. Zadałem sobie wówczas kilka pytań. Jak wyglądałoby zachowanie tego człowieka, gdyby nagle, z dnia na dzień, usunięto cały ten dziwaczny klosz ochronny? Jak ten człowiek by działał w warunkach silnego stresu i kryzysu? Czy okazałby się skutecznym i dalekowzrocznym liderem? Czy wytrzymałby to wszystko? Mam co do tego wątpliwości.

To co Kwaśniewskiego obciąża to pewien tobołek afer i niejasności, które się za nim ciągną i przed, którymi ciągle, jak na razie z sukcesem, ucieka. Począwszy do kłamstwa magisterskiego, przez spektakularne pijaństwo z „niedowładem goleni” w Charkowie, fabrykę osocza na życzenie „księżniczki”, niejasne ułaskawianie morderców i bandytów (Filipczyński, Sobotka), dziwnym zamiłowaniu do luksusowych zegarków, które mogły być przedmiotem korumpowania, skończywszy na otaczaniu się dziwnymi ludźmi pokroju Ungiera, etc.

Kończąc. Jeżeli chodzi o oportunizm to bynajmniej nie jest to z mojej strony zarzut. W świecie polityki to codzienność. W normalnym państwie oportuniści zgodnie koegzystują z ideowcami. Ci pierwsi bardzo często cechują się większym profesjonalizmem i starannością przy kontaktach z wyborcami i światem mediów. Ci drudzy stanowią zaplecze i tzw. think-tanki, które tak naprawdę kreuje konkretne trendy i tworzą politykę. Pierwsi dają twarz, drudzy idee. Pamiętam pewne przemówienie Billa Clintona, które zostało przyjęte owacyjnie przez Senat USA. Później się okazało, że nad tekstem pracowało w sumie 17 osób. Podobno instruowano Clintona do tego stopnia, że dokładnie wiedział, w którym momencie zmodulować głos i kiedy podnieść prawą brew. Profesjonalizm. Tragedią Polski jest to, że oportuniści, ludzie bardzo często wartościowi pod względem zawodowym, musieli w czasach PRL wybierać pomiędzy przyzwoitością, a więc w pewnym stopniu normalnością, a "karierą" proponowaną przez państwo komunistyczne. Mam wrażenie, że cały czas za to płacimy jako społeczeństwo.

Pozdrawiam.

Polecam:

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka