W historii idei przedrostek "post" pełni szczególną rolę. Z zasady zwiastuje odejście od reguły pierwotnej na rzecz czegoś nieokreślonego. Czegoś co ma pozory kontynuacji, ale w rzeczywistości jest zaprzeczeniem myśli bazowej. Rzeczy na tyle odmiennej, że zasługującej na osobną, ale z powodu braku wyrazistości - niesamodzielną nazwę.
Przez całe lata dziewięćdziesiąte różnego rodzaju publicyści, socjologowie i politycy używali przymiotnika "postsolidarnościowy". Cóż on oznaczał? Poza wyznacznikiem rodowodowym - niewiele. Jak dużo miał wspólnego z definicją solidarności? Wystarczy wspomnieć pierwsze kadencje sejmu III RP i regularne awantury do jakich dochodziło (i nadal dochodzi) pomiędzy dawnymi kolegami z panny "S" aby uzmysłowić sobie że słowo solidarność było permanentnie nadużywane. Tzw. środowiska postsolidarnościowe kłóciły się o byle co. Od pietruszki - po wizje Polski. Na efekty takich postaw nie trzeba było długo czekać. Po niecałych czterech latach "postsolidarnościowej" szarpaniny do władzy powrócili postkomuniści. Ludzie, którzy ideowy komunizm mieli głęboko gdzieś, a na codzień zajmowali się regularnym złodziejstwem i nadużywaniem władzy.
W tym kontekście nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jako naród uparcie i wytrwale podtrzymujemy tradycje politycznych post-idei. No bo cóż mamy obecnie? Dziwaczny rząd, który przejmował władzę z hasłami liberalnych reform, a który wycofał się z tychże nazajutrz po wyborach. Rząd składający się z czegoś co można w szerszym skrócie nazwać bezideowym pospolitym ruszeniem (PO), skojarzonym z równie bezideowym środowiskiem wiejskich polityków z PSL. Rząd, który sam o sobie mówi "liberalny", a który z rzeczywistym liberalizmem ma tyle wspólnego co Putin z demokracją.
Liberalizm gabinetu Donalda Tuska jest rzeczą czysto fikcyjną. I trudno żeby było inaczej. Ideowe podstawy przewodniczącego PO są tak samo ulotne jak telewizyjny makijaż. Wystarczy niewielki podmuch realiów i wszystko znika niczym kiepskiej jakości puder. Podatek liniowy idzie w diabły (ponieważ mniejszościowy koalicjant mający 15% siły PO mówi "nie"). Reforma finansów zostaje odłożona na termin nieokreślony. Bon edukacyjny okazuje się ideą nie do zrealizowania z powodu skomplikowanej sytuacji szkół na prowincji. O jednomandatowych okręgach wyborczych lepiej nie wspominać.
Jeżeli w Polsce normą byłoby coś, co w cywilizowanym świecie zwykło się określać mianem niezależnego dziennikarstwa, to czołówki polskich gazet już od kilku tygodni powinny się roić od rewelacji pokazujących praktykę działań ludzi PO i PSL, która ani na jotę nie przystaje do głoszonych liberalnych haseł. Jak chociażby to o czym opowiadał w jednym ze swoich radiowych felietonów Rafał Ziemkiewicz, gdzie przypomniał początki kariery niedoszłego ministra gospodarki z PO - pana Zbigniewa Chlebowskiego, który jako burmistrz prowincjonalnego Żarowa do tego stopnia zadłużył miejscowy budżet, że jego następca zmuszony był złożyć urząd "z powodu niemożności spłacenia długów po swoim poprzedniku". Jak chociażby to, że człowiek który właśnie został wiceministrem infrastruktury w tym rzekomo liberalnym rządzie, w przeszłości dopuścił do złamamnia prawa antymonopolowego przez korporację, której przewodził. Tę listę, pomimo zaledwie paru tygodni rządów "miłości" już możnaby długo ciągnąć. Błyskawiczna wymiana kadr w ZUS bez jakiegokolwiek konkursu, próby ingerencji w strukturę dziennika "Rzeczpospolita", zapowiedzi zablokowania powszechnego dla dziennikarzy dostępu do akt IPN. A to dopiero początek czekających nas "cudów".
Powstaje wrażenie, że Polacy wybierając Tuska zdecydowali się na kolejne kłamstwo. Najbliższy czas nie będzie czasem obiecywanego liberalizmu. Nie będzie mocowania się z rzeczywistością, ani nawet rzetelnej pracy dla dobra państwa. Zamiast czteroletnich rządów będziemy mieli trzyletnią kampanie prezydencką pełną małych i wrednych incydentów medialnych mających na celu ośmieszenie oponenta w Belwederze. Nic ponadto.
Mieliśmy już socjalizm, który okazał się totalitaryzmem. Solidarnościowy przewrót z uwłaszczeniem postkomunistycznych elit (w ramach bardzo szeroko pojętej solidarności). Pora na kolejną maskarade, która tym razem obrzydzi Polakom liberalizm.
Pozdrawiam
PS: Chciałbym się mylić.
Inne tematy w dziale Polityka