Polska powoli staje się miejscem osobliwym. Miejscem gdzie najzwyklejsze złodziejstwo okazuje się być cnotą, na której po odpowiedniej obróbce medialnej można zbić polityczno-medialną fortune. Pod każdą inną szerokością geograficzną korupcja jest czymś pogardzanym i wstydliwym. Jedynie w kraju prywislanskim proceder ten doczekał sie czegos w rodzaju mitologizacji i wyniesienia na ołtarze medów. Mediów, które zapewniły łapówkarzom perfekcyjny coming-out, dzięki czemu mogli oni wyjść z ukrycia i pokazać swoje ludzkie oblicza. I to nie byle gdzie, bo na pierwszych stronach opiniotwórczej gazety „Newsweek". Niedawno mogliśmy tam oglądać nową gwiazdę łapówkarskiego popu - panią Beatę Sawicką. Tych gwiazd jest oczywiście więcej. Na razie nie palą się do wykonywania coming-out'ów wzorem Sawickiej, ale wydaje się, że ta kolejna bariera zostanie przełamana już niedługo. Niewątpliwie pomoże w tym nowy pełnomocnik Rządu RP d/s walki z antykorupcją. To tylko kwestia czasu.
Mówiąc poważnie. Nie przestaje mnie zadziwiać konsekwencja z jaką Platforma Obywatelska do spółki z postkomunistami dąży do przysłonięcia afery węglowej tragedią samobójczej śmierci Barabary Blidy. Upór z jakim niektórzy politycy i media próbują tę osobę nobilitować, kreując ją na kogoś w rodzaju świeckiej świętej jest godny podziwu. Kim była pani B.B? Politykiem formacji postkomunistycznej zamieszanym w wiele mętnych interesów (wystarczy przypomnieć jej szemraną znajomość z niejaką panią Kmiecik). Osobą, która, gdyby nie jej samobójcza śmierć, siedziałaby dzisiaj w policyjnym pierdlu oczekując na proces. To co w tej sprawie wyprawia PO do spółki z SLD można określić mianem polityczno-medialnej nekrofilii.
Kompletnie przy tym ignorowana jest rzeczywiście poważna sprawa wyprowadzania gigantycznych kwot z sektora węglowego, kiedy to w cudowny sposób znikały całe transporty węgla a kopalnie bankrutowały pozostawiając państwu długi i niezadowolonych górników. Jak to się dzieje, że zamiast tę sprawę wyjaśnić, robi się wszystko żeby ją ukryć pod cmentarną płytą? Nie rozumiem jak można budować tak niepewną konstrukcje oskarżeń wobec swoich politycznych oponentów na tak przegniłej podstawie. Na zdrowy rozum - to nie może się udać. Chyba, że... zdarzy się cud.
* * *
Dwa tygodnie temu Polskę obiegł news, że resort sprawiedliwości (czyli państwo polskie) jest gotów przeprosić słynnego łapówkarza - doktora Mirosława G. - oskarżonego o około 50 czynów przestępczych. Za co? Za to, że poprzedni minister nierozważnie wypowiedział słowa "Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie".
Sprawa ma kilka aspektów. Symboliczny, prawny i praktyczny. W przypadku tego pierwszego może powstać wrażenie, że rząd RP przeprasza nie tylko za poprzedników, ale także za jakiekolwiek zarzuty dotyczące podejrzanego. Jest to o tyle groźne, że może spowodować precedens i całkowite odwrócenie pojęć co częściowo już się zaczyna dziać. Od dłuższego czasu doktor-łapówkarz jest przedstawiany jako bohater i ofiara. W aspekcie drugim - co widać gołym okiem - obrońcy G. chcą doprowadzić do sytuacji, w której zostanie wycofany nietylko zarzut zabójstwa, ale także nieumyślnego doprowadzenia do śmierci, co byłoby absurdem wziąwszy pod uwagę fakt, iż podejrzany odmawiał leczenia pacjentów w wypadku nie otrzymania łapówki. Praktyczny aspekt jest natomiast taki, że jeżeli do społeczności lekarskiej wyjdzie przekaz mówiący, że zaniechanie leczenia nie jest obarczone ryzykiem spowodowania śmierci to jako społeczeństwo możemy zapomnieć o jakiejkolwiek normalności w sektorze służby zdrowia.
Mirosław G. nadal ma około 50 zarzutów o charakterze kryminalnym. Począwszy od łapownictwa, przez molestowanie seksualne, skończywszy na tych najpoważniejszych - zabójstwa i nieumyślnego spowodowania śmierci pacjenta. Zgadzam się, że można rozważać wycofanie się z oskarżenia o morderstwo. Ale jak wytłumaczyć chęć wycofania się z zarzutu o nieumyślne spowodowanie śmierci? Czy Mirosław G. nie wiedział , że zaniechanie leczenia pacjentów, którzy nie płacili łapówek, grozi pogorszeniem ich stanu? Wolne żarty.
Obecny Minister Sprawiedliwości - pan Zbigniew Ćwiąkalski - robi wszystko by po jakichkolwiek chęciach walki z korupcją pozostały jedynie wspomnienia. Przypominam, że na początku swojego urzędowania Ćwiąkalski autorytarnie orzekł, że w sprawach łapówkarskich afer Leppera i Sawickiej, CBA działało „na granicy podżegania do przestępstwa". Na podstawie jakich przesłanek wypowiedział taki osąd? Niewiadomo. Nie przeszkadza to jednak temu, że w odbiorze wielu komentatorów stanowiło to wyraźny sygnał dla podległych mu prokuratur.
* * *
Pewien czas temu rozmawiałem z kolęgą, który był oburzony tym, że poprzedni rząd ścigał skorumpowanych lekarzy, policjantów i urzędników a nie tych, którzy biorą „naprawde duże łapówki". Zadałem mu wówczas pytanie. Co jest groźniejsze? Jeden człowiek, który bierze kilkaset tysięcy łapówki czy tysiące drobnych spryciarzy, którzy dają i biorą przy byle okazji po przysłowiowe sto złotych? Chłopak bez namysłu odpowiedział, że to pierwsze. Czy aby na pewno? Czy jeden łapówkarz jest groźniejszy od tysiąca innych?
Całość nienastraja optymistycznie. Mam wrażenie, że niektórzy rodacy przyrośli do peerelowskiej tradycji dawania w łapę i poczytują to jako przynależny przywilej. W końcu dużo łatwiej jest dać pięć dych policjantowi niż płacić trzysta za mandat i jeszcze zainkasować jakieś punkty.
A tak wogóle to po co komu w Polsce uczciwy policjant?
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka