Parę tygodni temu miałem dosyć ciekawą wymianę zdań. Siedząc w kantynie przeglądałem polską prasę. Byłem właśnie w trakcie czytania artykułu na tematy polityczne, kiedy nieoczekiwanie podszedł do mnie kolega Niemiec i zagadnął. "O! My też mamy w Niemczech takiego aktora. Facet ma tak samo charakterystyczną twarz i jest regularnie obsadzany w rolach ruskich mafiozów" - powiedział pukając palcem w zdjęcie nieogolonego osobnika o dosyć nieprzyjemnej twarzy. Wyjaśniłem mu uprzejmie, że Zbigniew Ćwiąkalski nie jest aktorem tylko Ministrem Sprawiedliwości nowo stworzonego rządu. "O! To u was aktorzy grający ministrów nie muszą się golić?" - zapytał. "Ależ oczywiście - odpowiedziałem - Tak samo jak aktorzy grający kanclerzy nie muszą farbować włosów. Polska to wolny kraj". Roześmieliśmy się obydwaj.
Mówiąc poważnie. Chyba jest coś na rzeczy z tym pomieszaniem ról. Tylko w ten sposób można określić sytuacje, w której adwokat oskarżonych o spektakularne przestępstwa zostaje prokuratorem generalnym i nieformalnym sędzią większości istotnych spraw. Skonfliktowany ze swoim poprzednikiem, zamiast do finału doprowadza do błyskawicznego wygaszania procesów, które jeszcze pare miesięcy (lat) temu uważane były za bulwersujące. Nie wiem czy ów pan ma w swoim gabinecie specjalny telefon, z którego dzwoni do swoich podwładnych z "delikanymi" sugestiami, czy wzorem jednego ze swoich klientów korzysta z pre-paida. Wiem, że dzień po jego nominacji rozpoczeło się wysyłanie dosyć jednoznacznych sygnałów jakiego kierunku działań oczekuje.
Już na początku swojego urzędowania Ćwiąkalski stwierdził, że działania CBA wobec Leppera i Sawickiej były "na pograniczu podżegania do przestępstwa". Jednocześnie w tej samej wypowiedzi przyznał, że nie zna szczegółów najważniejszych śledztw ani personalnych zmian w prokuraturze. W niespełna miesiąc później doprowadza do czystki w prokuraturze apelacyjnej i obecnie jest w trakcie tego samego w prokuraturach okręgowych. Czy taka postawa jest spójna? Czy to są praktyki uczciwego urzędnika państwowego?
To co uderza to fakt, że Ćwiąkalski nie posiada zwięzłej i wyrazistej wizji i programu zmian w polskim systemie sprawiedliwości. Jego sposobem na zarządzanie ministerstwem jest walka z poprzednikiem i ludzmi, których tamten wypromował. Zapowiadany jest co prawda rozdział funkcji Mnistra od Prokuratora Generalnego, ale mam dziwne przeczucie, że nie nastąpi to przed umorzeniem wszystkich spraw, które do niedawna bulwersowały opinie publiczną.
Zawód adwokata zmusza do walki o reputacje i interes klienta. To nie jest profesja, która wyrabia takie cechy jak uczciwość, niezależność czy niezawisłość. W sposób nieubłagany spycha na bok wartości i bardzo często eliminuje sprawiedliwy osąd w imię dobra oskarżonego. Szukanie kruczków prawnych, wynajdywanie błachostek-przeszkadzajek, torpedowanie działalności sądu przez przewlekanie czynności procesowych czy najzwyklejsza manipulacja to nagminna praktyka polskiej palestry.
Obserwując Zbigniewa Ćwiąkalskiego można dojść do wniosku, że nadal postępuje i myśli jak adwokat. Tak jak kiedyś jest zainteresowany tylko i wyłącznie tym, żeby swoje spory wygrywać a nie rozstrzygać w duchu sprawiedliwości czy jakichkolwiek zasad. Różnica pomiędzy stanem poprzednim a obecnym polega na tym, że obecny Minister Sprawiedliwości ma dużo większe możliwości przy oddziaływaniu na rzeczywistość. Do całej gamy adwokackich sztuczek dorzucił wpływ na obsadę prokuratur i innych stanowisk w sektorze sprawiedliwości. I zdaje się z tego korzystać pełną ręką.
Pytanie brzmi. Z jakim skutkiem dla kondycji polskiego systemu sprawiedliwości?
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka