Doświadczenie uczy, że jeżeli Donald Tusk boi się podjęcia jakiejś decyzji to na gwałt szuka ludzi, z którymi mógłby się podzielić ewentualną odpowiedzialnością. Tak było w przypadku nieszczęsnej kandydatury Ministra Sikorskiego na stanowisko sekretarza NATO kiedy było wiadomo, że Oksfordczyk z Bydgoszczy nie ma najmniejszych szans na sukces (pamiętne słowa Donalda Tuska: „Sprawa(Sikorskiego) jest trochę w Lecha Kaczyńskiego rękach”). Tak jest i teraz, kiedy dla większości obserwatorów jest oczywiste, że Tusk popełnił serie kardynalnych błędów w sprawie śledztwa smoleńskiego, między innymi dając sobie narzucić nieszczęsną konwencję chicagowską, którą stosuję się do wypadków samolotów cywilnych.
Dzisiejsze spotkanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego można porównać do łapanki i szukania frajerów, którzy z entuzjazmem przyjmą rolę współodpowiedzialnych za blamanż państwa polskiego kierowanego przez PO. Jest czymś oczywistym, że ci którzy trafili dzisiaj do Belwederu staną się pewnego rodzaju zakładnikami i nie będą mogli sobie pozwolić na nadmierną krytykę postępowania ludzi Tuska w obawie przed oskarżeniami o chęć ujawnienia tzw. tajemnicy śledztwa.
Z tego powodu Prezes PiS dobrze zrobił nie przyjmując współodpowiedzialności za nieudolność polskich władz. Dzięki temu zachował możliwość zadawania pytań i wyrażania wątpliwości. Zresztą niewykluczone, że cała sprawa była niczym innym jak pewnego rodzaju pułapką na Kaczyńskiego. Bez trudu można sobie wyobrazić sytuację, w której polityk Prawa i Sprawiedliwości przymuję ofertę spotkania, zapoznaje się z nieszczęsnymi stenogramami po czym w parę godzin po fakcie dochodzi do kontrolowanego przecieku. Brat zmarłego Prezydenta zostaje oskarżony o złamanie tajemnicy państwowej, Palikot rusza do akcji, Monika Olejnik podsuwa mikrofon z tacą smakowitych pytań, i tak dalej, i tak dalej. Podobne scenariusze już przerabialiśmy w przeszłości. Może tym razem będzie inaczej.
Pozdrawiam
PS: Właśnie przeczytałem komentarz Ernesta Skalskiego, który służbowo się dziwi, że Kaczyński odmówił przyjęcia części odpowiedzialności za decyzję, która i tak nie leży w jego gestii. Pyszne i pocieszne.
PS2: Tytułem refleksji. Ciekawym jest fakt, że Komorowski z Tuskiem nie potrzebowali poparcia Kaczyńskiego kiedy uwalili funkcjonowanie IPN ustawą napisaną na kolanie. Teraz nagle się to zmieniło. Myślałby kto.
Inne tematy w dziale Polityka