wariant wariant
117
BLOG

Bajka o gazetach

wariant wariant Kultura Obserwuj notkę 0

 

Gdy w królestwie Domlandii miały miejsce wielkie i ważne wydarzenia, a Król Ambroży chciał poinformować o nich swoich poddanych, na ulice miast i wsi wychodzili heroldowie i gromkimi głosami czytali napisane na pergaminie wiadomości od króla. Były to rozkazy dla poddanych z racji mającej się odbyć wojny, albo informacje podatkowe, albo panegiryki sławiące rodzinę królewską, albo wyroki wydane na poddanych i wiele, wiele innych.

Podani tak przywykli do krzyczących na ulicy heroldów, że po pewnym czasie przestali na nich zwracać uwagę, ba, przestali ich słyszeć, tak jak nie słyszy się hałasu przejeżdżającego pod oknem po raz setny dyliżansu.

I nic nie pomogło, że heroldzi ubarwiali swoje urzędowe monologi nieurzędowymi ozdobnikami. Po czasie mieszkańcy przestali zwracać uwagę na towarzyszące heroldom występy linoskoczków, oferty pań swawolnych, wróżby czarnoksięskie, walki na miecze i inne.

 

Wpływy z podatków malały, na wojnę było coraz mniej chętnych a i o królewskiej rodzinie wiadomości w społeczeństwie były coraz bardziej fałszywe. Niektórzy byli przekonani, że król ma dwie żony, osiem dzieci i od czasu do czasu lubi sobie golnąć, co było oczywistą nieprawdą.

Gazet w tym czasie nie było wiele, a te, które były, wymagały znajomości czytania. Ratując dobre imię rodziny królewskiej, dzieci króla postanowiły wydawać swoje gazety. Na pomysł gazety, mającej się ukazywać pod tytułem „Kobiecym okiem” wpadła Natalia z niewielką pomocą Wiktorii. Wyrośnięte dziewczęta, by nie powiedzieć – dziewczęce wyrostki – zamarzyły być redaktorkami.

W tym samym czasie , na taki sam pomysł wydawania gazety, tyle że zatytułowanej „Męski punkt widzenia” wpadł Łukasz z niewielką pomocą Krzysztofa. Roiło im się w chłopięcych głowach, że łatwo zostaną sławnymi redaktorami, posiadającymi wielki wpływ na opinię publiczną, czyli na tych, co nie chcieli słuchać heroldów z ich jerychońskimi trąbami.

 

O pergamin z przydziału było dzieciom łatwo, ot zabito parę cieląt więcej i problem pergaminu rozwiązano.

Znacznie trudniej było z wypełnieniem tego pergaminu. Pierwsze numery poszły jak woda. Każdy Domlandczyk z zainteresowaniem oglądał swoje lub sąsiadów podobizny w gazetach, narysowane przez nadwornych portrecistów, czytał o przypadłościach sąsiadów, cieszył się z dowcipów na ostatniej stronie i interesował rozgrywkami z palanta drużyn z miejscowej szkoły. Później już było tylko pod górę. O ile o sprawach wielkiej polityki, dziejącej się w wielkim regionie Małych Królestw, można było łatwo napisać sążniste artykuły, ale one średnio interesowały domlandczyków, lubiących nade wszystko przebywanie w domu i informacje z najbliższego sąsiedztwa, o tyle pisanie w kółko, że sąsiad pobił żonę, złodziej ukradł kurę, a pis ugryzł Maćka, było i nużące, i mało pouczające,i nieciekawe na dłuższą metę. 

Właściciele gazet, Łukasz i Natalia, sprowadzili z zagranicy znanych dziennikarzy i powierzyli im prowadzenie gazet. Było jeszcze gorzej. Dziennikarze ci, nie znając Domlandii, nie mieli na jej temat wiele do powiedzenia. A i wyobraźni im nie zbywało.

 

W walce o czytelników Łukasz poróżnił się z Natalią i przestali się do siebie odzywać. Więcej, zaczęli na siebie skarżyć do Mamy i Taty. Z Mamą nie było problemu, zaraz zapominała. Gorzej było z Tatą. Jako osoba urzędowa nie mógł zlekceważyć przynoszonych mu wiadomości i musiał im nadawać „bieg urzędowy”. Polegało to na tym, że zapisaną na kartce skargę przekazywał biegaczowi, który z tą skargą w ręce biegał dookoła zamku i coś głośno wykrzykiwał. Po kilku okrążeniach, których ilość zależała od wagi sprawy – im sprawa była cięższa, tym szybciej biegacz się męczył i okrążeń było mniej – przybiegał ze sprawą do Króla i ciężko dysząc, mówił: Najjaśniejszy Panie, sprawa jest załatwiona. Po tych słowach Król odkładał skargę Łukasza lub Natalii do Kosza i więcej się nią nie zajmował.

I prawie wszyscy byli bardzo zadowoleni. Prócz sprawy oczywiście, która ani zadowolona ani załatwiona nie była.

 

I tak by trwała walka wydawnictw rodzinnych gdyby nie Kosz. Ten stał spokojnie pod stołem i nic nie mówił na kolejne, wrzucane w niego kawałki pergaminu ze skargami. Wreszcie się jednak zapełnił. I zapienił. Był pełen złości, zawiści, małych kłamstewek, dużych konfabulacji, zmyśleń i przeinaczeń. Jak bardzo go to drażniło, tylko on wiedział. Nadął się strasznie, jak balon i wyrzuciła wszystkie kartki z siebie. Poleciały jak konfetti, a ludzie je zbierali i czytali.

I było głupio królewskim dzieciom za to, co napisały i było głupio Królowi Ambrożemu, że dziecięcą zabawę potraktował jak zabawę, czyli niepoważnie, i było głupio Horacemu, że na czas nie interweniował.

I wszystkim było głupio, nawet Mamie, która nie wiedziała co zrobić z nadmiarem cielęciny, pozostałej jako produkt uboczny przy produkcji pergaminu.

Więc cielęcina była na śniadanie, obiad i kolację aż się wszystkim przyjadła i na samą myśl o gazetach, myśleli o książkach.

 

Nierozstrzygnięta pozostała kwestia, co zrobić z prawdziwymi i poważnymi problemami, których wiele było w Domlandii, a o których nie miał już kto pisać, pokazywać je, wyśmiewać i piętnować.

Gdy wszyscy domownicy, zajęci przywracaniem równowagi w domu, nie myśleli o tym, kot Horacy wlazł pod szafę i głęboko się zamyślił.

Po pewnym czasie jego głośne mruczenie dobiegło do domowników i chociaż nic nie rozumieli, czuli, że mówi o ważnych sprawach. Rzeczywiście, wszak recytował właśnie Satyrę I z księgi II – Sunt quibus in satira videar nimis acer et ultra (uwspółcześnioną z moją pomocą) 

 

Mówią, żem upierdliwy, że słupy graniczne

Przekroczyłem krytyki: drudzy ustawicznie

Wyśmiewają pisanie moje i tematy

Ważne dla mnie i mówią, że więcej z nich straty

Niż pożytku. Co robić? Powiedz przyjacielu.

- „Daj już spokój”. – Jak to tak? Mam tak żyć bez celu?

Bez pisania? –„Też można. Pisać zresztą możesz

Wiersze i dzieciom bajki, a nie iść na noże.

Gdy już pragniesz koniecznie pisać do gazety

Opisuj tryumfy Króla. Za to masz i zety

I uznanie u władzy. Salony przed tobą, 

Uściski władzy bratnie i tyś ich ozdobą”. -

Mógłbym, ale mój talent niegodny jest Króla.

Nie umię jego tryumfów w orle przywdziać pióra,

Ubrać w pochwalne hymny, słuch mój już nie taki.

-„To wyślij tym co rządzą pojednania znaki

I sław ich sprawiedliwość” .- Nie omieszkam, może

Gdy sposobność się zdarzy; w niewłaściwej porze

Głos pochlebcy do ucha Króla nie doleci:

Koń niezręcznie głaskany kopie nawet dzieci.

-„Więc lepiej jest dla ciebie, kiedy krytykujesz

Tych co dają pod stołem? Wrogów produkujesz,

Którzy biorą do siebie twe uwagi mylnie”. –

Trudno. Gdy w stół uderzysz, odezwą się silnie

Nożyce swoim głosem, jeżeli tam leżą.

Przyjemności mych bliźnich od tego zależą

Jaki im Bóg przydzielił rozum, jakie serce..

Jeden pije zbyt dużo, drugi w poniewierce

Od żony do kochanki swe życie marnuje.

Ja wolę teksty pisać. Tego oczekuje

Ode mnie moje serce; rozum zaś powiada,

Że choć za to nie płacą, to mi nie wypada

Przestać pisać. Co wtedy ludzie mi powiedzą?

Chcieli wiedzieć, nie piszę, więc tego nie wiedzą

Co by mogli, jeżeli pisał bym bez przerwy.

Choć któż ja jestem dla nich? Ten, co szarpie nerwy

Ludziom, o których pisze? A może pyszałek

Który myśli, że pisze dla siebie na chwałę?

A ja nikogo nie chcę piórem atakować.

Wolę, gdy sprawa sama umie się zachować

Jak powinna. I zniknąć z oczu kiedy trzeba.

Lecz gdy tego nie zrobi, to klnę się na nieba

Że pióra niby miecza użyję zuchwale.

I Boga do pomocy poproszę w zapale.

Jeśli kto mnie zaczepi – bodaj by nie tykał –

Całe miasto się dowie, z bólu będzie sykał!

Grożą w złości niektórzy, przed sąd pozywają,

Chętnie by mnie otruli, odwagi nie mają.

Bywa sędzia, co kłamie. Swoje uprzedzenia

Na podsądnych przenosi bez zastanowienia.

Każdy kto broń posiada, kiedyś jej użyje,

Wilk zębów, bawół rogów, człowiek choćby kije

W szale dzikim. Potrafi zabić, więc zabija.

Gdy mu się w drogę wejdzie. Ale czas przemija

I dziś wnuczek swej babci cykutą nie truje

Najwyżej jej jeść nie da lub ją eksmituje.

Krótko mówiąc, czy starość mnie spokojna czeka,

Czy śmierć w czarnej opończy krąży już z daleka,

Bo czym biedny, czy bogacz, w domu czy wygnany,

Wciąż będę pisał ludziom. –„Uważaj kochany!

Bo kłopotów bez liku zgotują ci możni,

Nawet nie wiesz, jak wiele. A więc pisz ostrożnie”. -

Tak radzisz, przyjacielu, lecz popatrz jak inni

Trudne sprawy podnieśli, jak byli uczynni

Dla innych, broniąc cnoty, której zło zagraża.

To ludzie dobrej woli, którzy się narażać

Nie obawiali wcale. Ja także tą drogą

Chcę iść, pisząc dla ludzi, jeśli inni mogą.

…….

Oczywiście, jam mały, ja sam nic nie znaczę,

Alem widział już wiele i więcej zobaczę.

Choć innych talent większy, to nikt nie zaprzeczy

Ze żyłem w wielkim świecie i dziś jego rzeczy

I sprawy znam dokładnie i krytyki moje

Dla wielu są jak strzały dziurawiące zbroję.

I obślinione zęby złamały się wielu

Na mnie, bo jestem twardy. Więc cóż, przyjacielu?

-„Bronić ja ci nie mogę swobodnego lotu,

Ale cię przestrzec muszę, byś nie miał kłopotu

Z powodu twej niewiedzy znaczenia ustawy:

Gdy o kimś źle napiszesz, nie unikniesz sprawy”. –

A jeśli Król nasz uzna, że dobrze pisałem

Bo mu sławę przyniosłem i śmiechu przydałem

Wyśmiewając złodzieja albo aferzystę?

- „Wtedy sąd stwierdzi w śmiechu, że masz konto czyste”. -

 

 

Jeszcze dla informacji dodam, że Horacy to Kot Horacy, a nie żaden wielki Poeta Horacy, i że występuje we wszystkich bajkach, napisanych przeze mnie. I że wcale moje dzieci się nim nie zachwyciły.

wariant
O mnie wariant

Zasadniczy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura