Ta notka jest kontynuacją poprzedniego cyklu pod wspólnym tytułem "Cena prawdy". Widziałem różne komentarze, nie tylko zresztą pod moją notką. Generalnie wiele obraca się na wspólnej osi hasła "prawda was wyzwoli". O ile zgadzam się z tym ogólnym twierdzeniem, to w przypadku spraw politycznych dodałbym jeszcze jeden człon:
"Prawda Was wyzwoli, ale niech nie zastanie Was nieprzygotowanymi, nagimi i z ręką w nocniku!"
Już zapewne domyślacie się o co mi chodzi. Zresztą treść poprzednich notek, zwłaszcza notki "Cena prawdy 2" już mocno sugerowały mój tok myślenia.
Chodzi mi o mądrość i strategię, które powinny być towarzyszami patriotyzmu i uniesień serca. Niestety nasi przodkowie mniej cenili te cnoty bardziej w poważaniu mając osobiste męstwo i przelewanie krwi za ojczyznę. A ja chciałbym, byśmy w końcu zaczęli myśleć trochę jak amerykański generał Patton:
"Celem wojny nie jest śmierć za ojczyznę, ale sprawienie, aby tamci sk......e umierali za swoją."
Wyciągam przykłady i słowa wojenne nieprzypadkowo. Jak pisałem w poprzednich notkach wykrycie i udowodnienie zamachu oznaczałoby prawie automatycznie postawienie Polski, a może i NATO (nieprzypadkowo dodałem "a może", ale o tym później) na krawędzi konfliktu, może nawet zbrojnego. Na pewno dyplomatycznego i gospodarczego, który balansowałby na krawędzi eskalacji miltarnej.
Czy NATO automatycznie poparłoby nas? Oto jest pytanie. Moim zdaniem nie. W każdym razie duża szansa na polityczny rozłam, który mógłby doprowadzić nawet do rozpadu paktu. Moskwa zapuściła mocno korzenie ekonomiczne i polityczne w krajech NATO, zwłaszcza w Niemczech, ale i we Francji, Hiszpanii. Z krajów europejskich jedynie Wielka Brytania wydaje się być w miarę swobodna. Pozostaje USA, ale ostatnie ruchy wyraźnie wskazują na znaczne zbliżenie Waszyngtonu i Moskwy. Owo zbliżenie wydaje się mieć co prawda charakter tymczasowego interesu, ale na jakiś czas stawia ewentualną pomoc USA od znakiem zapytania. Jak pisałem w poprzedniej notce osamotnieni nie mamy najmniejszych szans w konflikcie politycznym, gospodarczym (uzależnienie energetyczne, choć tu można coś zaradzić, jeszcze można), a w końcu militarnym.
Właśnie, znaki zapytania. Wielkim znakiem zapytania jest chęć krajów NATO do poznania ewentualnej prawdy o zamachu (przypominam, że cykl moich notek ma charakter ćwiczenia "co by było gdyby"). Moim zdaniem trzeba się liczyć z naciskami na wyciszenie sprawy i znalezienie dyplomatycznych rozwiązań przynajmniej przez częśc krajów. Zachód nie ma ochoty na konflikty w Europie. Zachód pragnie pojednania. Ewentualnie z łaski może gdzieś wysłać mały korpus ekspedycyjny, byle daleko od granic. To wszystko. NATO nie ma kłów, oprócz może UK i USA.
Nie piszę tu o uwarunkowaniach wewnętrznych. Wielu blogerów zrobiło tu wielką pracę, a ostatnio jestem pod wrażeniem notki ndb2010. O tym również, a może przede wszystkim, należy pamiętać.
Co zatem robić? Czy jest jakaś nadzieja? Myślę, że taka, hipotetyczna sytuacja moze być jednym z tych wielkich wyzwań, które stoja przed narodem. Wyzwań, które będą wymagały przede wszystkim mądrości i umiejętności startegicznego myślenia. Myślenia obejmującego wiele zmiennych, duże przestrzenie oraz perspektywę wielu, wielu lat. Będą wymagały niezwykłej odwagi, ale i przebiegłosci, rozwagi, dyscypliny i umiejętnosci organizacyjnych. Ale i gotowości do wyrzeczeń, może nawet i cierpień. Obawiam się, że same porywy serca bez myśli strategicznej mogą sprowadzić na naród jedynie cierpienie i klęskę, poczucie poniżenia, zhańbienia i upokorzenia. Tego nie chcemy.
Co robić zatem?
O tym nie będę pisał.
Potrzeba nam w tej chwili rozwagi, trzeźwego spojrzenia i chłodnego umysłu. Wiem, że moze to brzmieć dziwnie, ale tak właśnie jest. Gdy wyłączy się emocje opadają wszytskie zasłony, które na nich są zawieszone. A po ich odpadnięciu będzie widać więcej.
Dziękuję za uwagę