Ponieważ niektóre wieści z kraju Lachów dochodzą na Florydę z pewnym opóźnieniem (wiadomo, gołębie pocztowe lecą przez Atlantyk), to i doniosłą informację o incydencie premiera Tuska z niejaką Marysią z Gorzowa komentuję dopiero teraz po kilku dniach.
Na początek, Super Express donosi, że pewna radna PO z warszawskiego Ursynowa skomentowała wybryk Marysi słowami "Dałabym jej w pysk." Nieparlamentarne wyrażenie, a i przemoc wobec Marysi chyba niepotrzebna. Załóżmy, że Marysia dostałaby za swoją niegrzeczną postawę w pysk. Ale co by to zmieniło? Czy Marysia zrozumiałaby, że:
a) jest głupią gówniarą
b) powinna okazywać szacunek dla dorosłych
c) do premiera to tylko "panie premierze" a nie "panie premierze, jest pan zdrajcą"
Nie sądzę. Danie Marysi w pysk na niewiele się zda.
Problem Marysi z Gorzowa pokazuje jednak szerszy problem niż tylko to, że Marysia obraziła premiera. Marysia to produkt i problem polskiego systemu edukacji. Moim zdaniem, incydent z Marysią odsłania trzy problemy polskich szkół publicznych.
- Po pierwsze, przykład Marysi pokazuje, że polskie szkoły często uczą przestarzałego, 19-wiecznego, mesjanistycznego patriotyzmu, który dziś na tle Europy i Ameryki jest czymś nienaturalnym i sztucznym. Każdy znający polskie szkoły (nawet nie te najgorsze) z autopsji, może stwierdzić, że nauka historii sprowadza się w nich do kultu "polskich patriotów," którzy "oddawali krew za Ojczyznę" w 1831, 1863, 1920, 1939, 1944 i w walce z "komuną." Marysia i jej podobni (którzy głosują czy będą głosować na PiS czy Korwina-Mikke) powinni uczyć się innej (prawdziwszej i pełniejszej) historii Polski niż ta wersja, która wbijana jest do naszych głów obecnie.
- Po drugie, buńczuczny wybryk Marysi jest przekładem, że w polskich szkołach brakuje dyscypliny. Takie zachowanie wobec nie tyle premiera, co osoby dorosłej, jest skandaliczne, choć (o ile pamiętam) nie tak rzadko w Polsce napotykane. Pracując przez krótki okres w jednej z "ekskluzywnych" boarding schools na Florydzie, zaobserwowałem, jak szkoły powinny radzić sobie z problemami dyscyplinarnymi. Za różnego rodzaju wybryki, uczniowie karani są pracą w szkolnej stołówce lub w stajniach (chyba nie do zrealizowania w polskich szkołach). W polskich warunkach, karą i formą resocjalizacji mogą być natomiast weekendowe prace w schronisku dla zwierząt, pomoc pracownikom miejskim w oczyszczaniu parku, etc. Jeśli Marysia miałaby jakieś doświadczenia z weekendową pracą na przykład w domu opieki społecznej, ugryzłaby się w język zanim zdecydowałaby się oskarżyć premiera o "zdradę."
- Wreszcie, postawa Marysi odsłania niski poziom całego systemu edukacji w Polsce. Media ujawniły, że Marysia ma wielkie braki w wiedzy na temat Holocaustu (jej antysemicke komentarze i wpisy). Także Marysia ma podstawową nieumiejętność w wysławianiu się: wystarczyło posłuchać jej "wywiadu" przed kamerą TVN24. Mogę sie założyć o dobre piwo, że liczyć cyferek "tyż" Marysia "nie umi".
Czyli można by rzec, że Tusk sam sobie tego gorącego kartofla (czyli Marysię) ugotował: inwestycja w edukację zawsze się opłaca, a premier miał ostatnie 7 lat, żeby naszą edukację poprawić. Teraz, Donaldzie, jedz kartofla.
P.S. Gorzów to niet ylko miasto Marysi, ale i kulturalnego Kazimierza (Marcinkiewicza). Przynajmniej wiemy, że nie wszyscy gorzowianie to idioci.