Firmus Piett Firmus Piett
467
BLOG

Małpa musi zniszczyć zegarek

Firmus Piett Firmus Piett Polityka Obserwuj notkę 2

Przyglądając się obecnej scenie politycznej, dochodzę do wniosku, że Platforma Obywatelska będzie rządzić jeszcze co najmniej jedną kadencję. Nie dlatego, że jest partią uczciwą, kompetentną, reformującą, dobrze prowadzącą kraj przez kolejne fale kryzysu gospodarczego. Nie dlatego też, że jest to formacja, która dba o zewnętrzne interesy Polski, sprawia, że pozycja międzynarodowa kraju jest coraz mocniejsza. Nic z tych rzeczy. Jest dokładnie odwrotnie, co zresztą widzi każdy, kto choć odrobinę orientuje się w realiach politycznych. PO będzie sprawować władzę dlatego, że  Polacy są organicznie niezdolni do samodzielnego myślenia i wrodzy zmianom nawet jeśli to dla kraju niezbędnie konieczne. Wolimy mieć u steru rządów kolejne wcielenia Adamów Ponińskich, niż  kompetentnych reformatorów. Za wszelką cenę chcemy słyszeć, że jest dobrze, nawet jeśli nic na to nie wskazuje. Ostatnio przywołane słowa brytyjskiego premiera Lloyd George’a o tym, iż danie niepodległości Polakom to jak oddanie małpie zegarka, są po prostu gorzką i ciągle obowiązującą prawdą. Prawdą o nas samych.

W latach międzywojennych, obecnie bardzo często idealizowanych widać to było prawie tak samo silnie jak obecnie. Pierwsze 8 lat niepodległości zmarnowano na spór przeciwstawnych środowisk politycznych, które walczyły (znacznie ostrzej niż to obserwujemy dziś, bowiem wtedy często na ulicy) w sprawie kierunków dalszego rozwoju kraju. System polityczny, który przyjęto u zarania II Rzeczpospolitej sprzyjał rozdrobnieniu, kłótniom i chaosowi. Rządy upadały jeden po drugim. Obserwatorom zewnętrznym musiało to przypominać anarchię. Walka polityczna, z czasem całkowicie jałowa przysłaniała poważne problemy społeczne, nędzę i zacofanie gospodarcze. Choć kraj do wielkiego krachu gospodarczego rozwijał się pomyślnie, to jednak był to wzrost dość pozorny, co pokazał długotrwały (dłuższy niż na Zachodzie) kryzys po czarnym czwartku z Wall Street. Cudu gospodarczego nie było, a wrodzy sąsiedzi nie pomagali nam w przezwyciężaniu skutków zapaści. Dopiero po przewrocie majowym zaczęło się coś zmieniać. W danych z tamtego okresu widać, iż uporządkowanie gospodarki, które wtedy nastąpiło, przyjęcie potężnych programów inwestycyjnych, roboty publiczne, wielkie projekty gospodarcze spowodowały, że coś jednak w państwie pozytywnie drgnęło. Druga połowa lat trzydziestych, była już czasem szybkiego rozwoju i widocznych gołym okiem pozytywnych zmian. O ironio, prawdziwe reformy i modernizację gospodarki wdrażały niedemokratyczne rządy sanacyjne, w opozycji do wcześniejszych, całkowicie niezdolnych do uporządkowanego, racjonalnego działania rozdrobnionych partii politycznych.
Tak na boku: Dwóch najlepszych prezydentów w historii Warszawy nie było wybranych demokratycznie, pierwszy to carski przedstawiciel Sokrates Starynkiewicz (budowniczy kanalizacji) a drugi, narzucony miastu, sanacyjny komisarz rządowy Stefan Starzyński. To o czymś świadczy. Polska międzywojenna klasa polityczna miała jednak wiszący nad sobą swoisty bat zapewniający otrzeźwienie w kluczowych momentach. Tym batem był Józef Piłsudski, który doskonale wiedział, że niepodległości i siły nie da się kupić, tak jak to chciał naród za marne „trzy grosze”. Gdy rozprzężenie i bałagan sięgnęły zenitu jego obóz przejął władzę i zaprowadził porządek. Był przywódcą bardzo popularnym w społeczeństwie, był także mężem stanu, dlatego mógł sobie pozwolić na działania radykalne. Piłsudski zapewne wiedział też, co doprowadziło do utraty niepodległości, i jakich błędów po prostu nie można już nigdy więcej powtórzyć.
 
Dziś sytuacja jest nieco inna. Sąsiedzi nie grożą nam otwarcie, nie wypowiadają wojen celnych, nie blokują granic. Nie zmieniło się niestety jedno – tak jak kiedyś, prawie każdy, bez opanowania ciągnie ów mityczny postaw sukna w swoją stronę. Znów popełniamy te same błędy. U zarania zafundowaliśmy sobie - a jakże - ten sam, zdecentralizowany, sprzyjający prywacie system polityczny bez silnego przywództwa, który już dwa razy swoim krańcowym rozmyciem odpowiedzialności doprowadził Polskę do upadku. Raz w okresie liberum veto, i drugi raz (na naprawę Piłsudski miał już za mało czasu) w okresie II RP. Zmieniły się też elity. Kiedyś, choć kłótliwe, były wierne Polsce. Obecnie większość polityków i intelektualistów, zwłaszcza z partii rządzącej i popierającego ją środowiska wstydzi się własnego kraju i wprost działa w interesie jego osłabienia.
Jako społeczeństwo nie jesteśmy niestety zdolni do „pokojowych poświęceń”, popierania reform, wyglądania poza propagandowe frazy i zaburzania pozornego spokoju. Duża część z nas popiera PO, bo po prostu nie chce wiedzieć jak jest naprawdę. Wolimy żyć ułudą dobrobytu, aż pewnego dnia dopadnie nas kolejny kryzys i potężny wstrząs, którego nie da się już po prostu zignorować. Rozwój wymaga autentycznych poświęceń a nie panicznego lęku przed najmniejszymi nawet zmianami. Spór polityczny jest esencją demokracji i nikt przytomny nie będzie się mu przeciwstawiał, jednak musi to być spór na argumenty, wartości, a nie - tak jak to dziś proponuje PO cyniczna licytacja obietnic. Dramat polega na tym – i dlatego uważam słowa Lloyd George’a za nadal obowiązujące, że w Polakach jest coś takiego, co w przypadku bankructwa polityki PO z pewnością pchnie ich w ramiona nie kompetentnych (choć zohydzonych i przez kłamliwe media) reformatorów, na przykład z PiS, ale skrajnych populistów obiecujących jeszcze więcej niż Tusk.

Patrząc na dzisiejszą rzeczywistość szczerze mówiąc nie widzę przyszłości Polski w ciepłych barwach. Prezydentem jest groteskowy prymityw, który nie potrafi wypowiedzieć jednego samodzielnego zdania by się przy okazji nie skompromitować jakimiś prostackimi bon motami i wynurzeniami godnymi wiejskiego sołtysa. Człowiek który niemal jawnie służy interesom Moskwy i dawnej agentury WSI. Premierem jest z kolei zwyczajny leń patentowany, który od rządzenia woli niewyczerpującą mózgowia grę w piłkę, dla którego poklepanie po plecach przez przywódcę sąsiedniego państwa jest cenniejsze niż polska racja stanu. Bawimy się. Bal trwa nadal. Tylko ciekawe, kto i kiedy zapłaci rachunki.

Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka