Platforma Obywatelska zamierza przeprowadzić najdroższą w historii polskiej nowoczesnej polityki akcję propagandową. 500 milionów złotych, które nagle odnalazły się (w jeszcze kilka dni temu pustym) Funduszu Pracy, mają pomóc rodzinom i osobom, które wpadły w chwilowe problemy ze spłatą kredytów hipotecznych. Na pierwszy rzut oka idea wydaje się słuszna. Państwo chce pomóc obywatelom, którzy stracili pracę i nie ze swojej winy borykają się z trudnościami finansowymi. Tym bardziej, że gdyby kierować się atmosferą z radia oraz telewizji, gdzie od kilku tygodni problem niespłacanych kredytów hipotecznych uchodzi za najważniejszą bolączkę społeczną współczesnej Polski, takie postępowanie władz powinno wydawać się naturalne.
Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna. Kredyty hipoteczne w Polsce posiada maksymalnie 2-3% rodzin, i jak łatwo się domyśleć, bynajmniej nie są to rodziny najbiedniejsze – wręcz przeciwnie. Ponad 90% Polaków nie spełnia nawet minimalnych wymogów uzyskania takiego kredytu, bo najzwyczajniej w świecie za mało zarabia, jest jeszcze kolejna grupa ludzi, zwłaszcza młodych, którzy takich pożyczek nie mogą otrzymać ze względów formalnych (brak ciągłego, stałego zatrudnienia itp.) W tej sytuacji to, co proponuje rząd wydaje się być zwyczajną zagrywką pod własny, twardy elektorat. I bynajmniej nie chodzi tu o kredytobiorców – ci i tak sobie poradzą, choćby dlatego że każdy, kto ma kredyt hipoteczny wie że istnieje coś takiego (przynajmniej w poważnych bankach) jak możliwość zawieszenia spłaty na pewien okres. Chodzi tu, zatem o wywołanie propagandowego wrażenia, że „rząd się stara” i pomaga potrzebującym, ale nie tym w rzeczywiście ciężkiej sytuacji (choćby mieszkańcom prowincji, ludziom naprawdę biednym – umownie nazywanymi moherami), tylko tym, którzy są najczęściej dość prymitywnymi wykształciuchami, a przy tym „aspirują” do bycia klasą średnią (w przypadku tej grupy, będącej rdzeniem elektoratu PO, polega to na udawaniu podzielania reguł wolnego rynku, oczywiście bez zrozumienia, a także nienawiści do prostych ludzi). Krótko mówiąc Donald Tusk wysyła sygnał swoim wyborcom: „Cokolwiek się nie stanie, nawet jak kiedyś weźmiecie kredyt, którego nie będziecie w stanie spłacić - my pomożemy wam, a same sobie winne mohery niech zdychają z głodu”.
500 milionów to dużo pieniędzy. Robienie sobie kampanii wizerunkowej za tak duże środki jest moim zdaniem skandalem. Te pieniądze powinny być wydane na utrzymanie istniejących miejsc pracy, i to za wszelką cenę – nawet w postaci dopłat do wynagrodzeń w zakładach w ciężkiej sytuacji, (ale rokujących na przyszłość), czy też na kredyty dla osób bezrobotnych chcących rozpocząć działalność gospodarczą. Zamiast dawać darmową, (bo nieoprocentowaną) pożyczkę często zamożnym rodzinom, moim zdaniem lepiej wspomagać np. ludzi młodych, którzy tracąc pracę nie dostaną nawet zasiłku, – bo pracowali na popularne umowy zlecenia, czy też mieli przerwy w zatrudnieniu. A dla nich utrata pracy to często konieczność zaczynania wszystkiego od początku.
Cała ta sprawa pokazuje mi także coś bardzo przykrego. Uświadamia mi bowiem ona w jak wielkim oderwaniu od rzeczywistości funkcjonuje obecny gabinet. Władza zajmuje się problemami ułamka społeczności Polski, podczas gdy większość mieszkańców jest, była i będzie zdana tylko na samą siebie. To przykre. Moim zdaniem będą to środki zmarnowane.
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka