fiskalizm fiskalizm
210
BLOG

Czy bez PIT-a d… zbita?

fiskalizm fiskalizm Gospodarka Obserwuj notkę 0

Teoretycznie trudno zrozumieć przesłanki, jakimi kierują się ostatnio służby prasowe organów podatkowych, prowadząc intensywną kampanię medialną, której treścią jest zniechęcenie obywateli do kontaktów z urzędami skarbowymi w sprawie zeznań PIT za 2010 r.
 
Na portalach internetowych umieszczono 3 filmiki (wyprodukowane na zlecenie ministerstwa finansów), w zabawny aczkolwiek bulwersujący sposób zniechęcające do wizyt w urzędzie (chyba, że kto ma naprawdę ważną potrzebę, np. fizjologiczną). W istocie rzecz w redukcji kosztów obsługi, by skłonić jak najwięcej osób do wypełnienia PIT przez Internet (wtedy danych nie trzeba wprowadzać ręcznie do komputera, bo fiskus, w odróżnieniu od ZUS nie dorobił się przez 20 lat, skanerów wczytujących zawartość papierowych formularzy).
 
Zdarzają się też incydenty przeciwne w zamiarach, jak plakat wydany przez Biuro Informacji i Promocji Gminy Piaseczno , szermujący hasłem „Bez PITa d… zbita” (chodzi o zachęcenie obywateli, by udawali się masowo do urzędu i meldowali swoje podatkowe miejsce zamieszkania w Piasecznie celem pozyskania przez gminę pieniędzy z ich PIT-a).
 
Jak widać – sami skarbowcy i ich wielce poważane kierownictwo resortu (gminy także ocierają się o pojęcie „organ podatkowy”:), demonstrują utratę szacunku do instytucji fiskusa. Utratę dogłębną.
 
Można nawet odnieść wrażenie, że obowiązek złożenia rocznego formularza podatkowego coraz mniej ma wspólnego z poczuciem wewnętrznie uświęconego nakazu moralnego – podobnego do obowiązku spowiedzi wielkanocnej w kręgach czynnych katolików. Ze spraw poważnych wszakże się nie żartuje.
 
Coś w tym jednak istotnie, głęboko tkwi. Tkwi i pozwala zadawać bezczelne pytanie – po jakiego grzyba podatnicy PIT muszą składać swoje roczne formularze? Czemu to, w praktyce służy?
 
Wszakże dane o przychodach, kosztach i zaliczkach na podatek, dochodów z pracy najemnej i emerytur, trafiają do fiskusa bezpośrednio od podmiotów wypłacających pieniądze (ZUS, pracodawców, zleceniodawców, nawet tych firm, które wydają świadczenia nieodpłatne - nie obciążone obowiązkiem potrącenia zaliczki). Formularz osobisty w tym wypadku tylko powtarza treść przesłaną do urzędu kilka miesięcy wcześniej. Z resztą – ani tu, ani tam nie są wykazywane inne dane poza prawidłowo wykonanymi przeliczeniami z jednej tabeli w drugą, a podstawową trudnością jest tu wypisanie, we właściwych rubrykach, wszystkich adresów i numerów ewidencyjnych (po kilka razy) oraz dokonanie kilku sumowań, mnożeń i odejmowań. Podstawowe dane liczbowe – dochód, zaliczka, podatek, oraz kilka danych socjologicznych – czy żonaty, gdzie mieszka, czy posiada dzieci, jakie typy dochodów osiąga; to wszystko, czego z PIT może dowiedzieć się o nas fiskus. Wobec ogromnej liczby podatników, braku ogólnopolskiego, zintegrowanego systemu wymiany informacji, niewielkich możliwości skontrolowania rozliczeń w praktyce (kilka tysięcy kiepsko wyposażonych kontrolerów – dwadzieścia kilka milionów kontrolowanych), dane z PIT do niczego się nie przydają.
 
Podobnie w przypadku PIT od firm (dlaczego nie CIT? – oto pytanie). Informacje z obowiązkowych formularzy w tym zakresie są niemal takie same, jak składane przez pracowników i osoby prywatne. Nie ma tam danych o charakterze prowadzonej działalności, liczbie klientów, wartości majątku trwałego firmy, liczbie pracowników i innych zatrudnionych osób, wartości zakupionych usług niematerialnych, kwotach przeznaczonych na reprezentację, źródłach finansowania działalności, czynnościach mogących wzbudzać baczną uwagę, nawet – jak długo firma działa. Znowu tylko – przeliczenie z tabelki w tabelkę, a jak kto nie ma szczęścia, za jakiś czas – o istotne szczegóły zapyta go kontrola podatkowa. Obraz dodatkowo uatrakcyjnia fakt, że wobec firm, od kilku lat fiskus prowadzi politykę maksymalnego ograniczania deklaracji i informacji składanych w trakcie roku (kolejna znacząca oszczędność kosztów obsługi technicznej w urzędach). Wielu informacji – nawet typowo liczbowych, istotnych dla prawidłowości rozliczeń, od dawna się już nie zbiera. I można te dane skonfrontować jedynie podczas indywidualnej kontroli. Zeznanie roczne jest nieprzydatne. Reakcja urzędu występuje tu tylko wtedy, gdy liczby z jednej tabelki nie zgadzają się z drugą – czyli, gdy podatnik coś ewidentnie przeoczy lub popełni prosty błąd w obliczeniach. Miłe – w kraju, w którym jedna czwarta gospodarki funkcjonuje poza oficjalnym obrotem.
 
Forma przeważa nad treścią. Rytuał nad istotą zbierania i przetwarzania informacji. Lata mijają, zmieniają się okoliczności, a polski fiskus jedyne, co zauważa – nie ponieść za dużych kosztów obsługi.
 
Wobec takiego obrazu występują trzy postulaty.
 
Po pierwsze – prawidłowo prowadzone rozliczenia podatkowe wymagają jak najbliższego kontaktu z praktyką. Jeśli państwo ma zapewnić właściwy poziom przychodów budżetowych, musi wiedzieć konkretnie, jak obywatele zarabiają pieniądze podlegające ustawowemu opodatkowaniu. Nie sposób zwalczać szarej i czarnej strefy, planować budżetu po stronie przychodów, używać podatków jako stymulatora wybranych działań społecznych, bez znajomości stanu faktycznego. Jeśli podatnicy składają zeznania podatkowe – powinni umieszczać w nich praktycznie przydatne fiskusowi informacje.
 
Po drugie – rytuał sporządzania typowych zeznań podatkowych, dublujących dane docierające z przedsiębiorstw i instytucji, istotnie nie ma sensu. Należało by więc spełnić polityczne obietnice uwolnienia pracowników najemnych od obowiązku wypełniania podatkowych tabelek z drugiej strony usprawniając i uściślając wymianę informacji z płatnikami (tak samo, jak to się niezauważalnie dzieje z rozliczeniami składek ZUS). Wymaga to oczywiście inwestycji w aparat skarbowy oraz wytężonej pracy tegoż.
 
Po trzecie –dla dobra budżetu i ze względu na stan faktyczny naszej (nie żadnej innej, od której można by zapożyczyć gotowe przepisy) gospodarki, należy zracjonalizować zakres informacji przekazywanych fiskusowi przez przedsiębiorstwa. Tu istotnie istnieje potrzeba zacieśnienia przepływu informacji oraz zbierania danych praktycznych, z których można wstępnie ocenić czy dany podmiot jest rzetelnym podatnikiem. Trzeba przywrócić miesięczne deklaracje. Wprowadzić szybką wymianę danych i uczynić użyteczną instytucję tzw. czynności sprawdzających – co do których obecnie panuje sąd, że nie wiadomo, co to właściwie jest (ani kontrola, ani procedura).
 
Tak też można sobie pomarzyć z wieczora, gdyż resort, a z nim ustawodawca w swoim majestacie, jak zaznaczyłem „w powyższym” skupiony jest na tym, by mieć spokój i wygodę oraz odpowiednią pielęgnację dla w.w. części ciała.
fiskalizm
O mnie fiskalizm

Polskie podatki w prasie Myślę, że nadszedł czas, by nieco usystematyzować posiadaną wiedzę podatkową. Oderwać uwagę od przyziemnych, szczegółowych problemów, które zaciemniają obraz całości. Pozwolić sobie na odrobinę syntezy, garść ogólnych przemyśleń. Zbiorę te przemyślenia w przewrotny "Samouczek fiskalny". e-mail salon24@interia.eu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka