Hura! Prezydent podpisał ustawę o uldze w PIT na dzieci.
Strach było zapeszać - teraz można już pisać o kolejnym fenomenie polskiego fiskalizmu. W zasadzie jednym zdaniem (bo taki wymiar ma przepis stanowiący istotę tej nowelizacji) państwo polskie zwolniło z opodatkowania PIT ok. 10 mln. osób. Jest to prawie połowa podatników PIT (24 mln.). Innymi słowy - dzisiaj prezydent zadecydował o rezygnacji z daniny od połowy zobowiązanych poddanych. Oczywiście - tę nowelizację można jeszcze cofnąć po wyborach (wystarczy, że stosowną ustawę zdoła się opublikować w Dzienniku Ustaw do 30 listopada). Ale biorąc pod uwagę kształt sił politycznych w Polsce - takie rozwiązanie było by możliwe chyba wyłącznie w przypadku wygranej LiD:)
Gdybyśmy przyjęli prezentowaną od lat logikę "sprawiedliwych podatków" i "obiektywnych okoliczności" - omawiana zmiana nie mogła by się wydarzyć bez jakiejś hekatomby w budżecie państwa. Każdy "rozumny i spokojny" minister finansów, na wieść o tak istotnej stracie budżetowej powinien rozedrzeć koszulę na piersi, przeorać twarz pazurami, pożegnać się z rodziną i w jakimś ciemnym kącie poderżnąć sobie żyły kawałkiem butelki po denaturacie. Jeszcze niedawno słyszeliśmy wszakże śmiertelne zaklęcia, że Polski nie stać nawet, by w sposób kompletnie niesprawiedliwy obniżyć stawki PIT z 19%, 30% i 40% na 15% (obniżenie do 18% i 32% wprowadzono ale z jakże daleką perspektywą - dopiero od 2009 r.). Równie "racjonalnie" w ostatnich latach wygnieciono, jak pluskwy, niemal wszystkie rodzaje ulg i odliczeń podatkowych w PIT.
Z resztą nie obyło się bez lamentów przed kilkoma tygodniami. Ulga na dzieci, zdaniem Pani Minister Finansów, miała być dobrodziejstwem wyłącznie dla burżujów, którzy dla rozrywki sprawili sobie gromadkę potomstwa. Niestety - nieubłagane prawa kampanii wyborczej musiały uciszyć, stłumić, stłamsić ten głosik "rozsądku" dobywający się na puszczy.
A tymczasem - wieszczę - na pewno nie zdarzy się nic złego - ani w finansach państwa, ani w budżetach rodzinnych wielu osób zamieszkujących Polskę. Wieszczę także, że wskazana ulga nie wywoła masowych protestów społecznych, w wykonaniu niesprawiedliwie potraktowanych osób, które nie będą mogły skorzystać z odliczenia, gdyż swój jedyny dochód czerpią dzięki zasiłkom z opieki społecznej - ustawowo zwolnionym z PIT.
Podobnie - nie zdarzyło się nic złego, gdy kilka lat temu polski fiskus wprowadził 19% podatek liniowy dla firm. Choć i wtedy liczne stado "racjonalnych ekspertów" opowiadało bzdury, że jest to nie tylko rozwiązanie niesprawiedliwe, szkodliwe dla budżetu ale i niekorzystne dla samych przedsiębiorców (wszakże pozbawiało "liniowca" prawa odliczenia w roku podatkowym, kwoty wolnej od podatku - ok. 500 zł czyli niecałych 200 USD, a poza tym skuszeni "linią" pracownicy zarabiający więcej niż 37 tys. zł rocznie mogli zechcieć masowo rezygnować z jakże błogosławionej formy zatrudnienia na umowę o pracę). Dzisiaj "liniowcy", działający na legalu przedsiębiorcy, budują nasz wzrost gospodarczy. I przy okazji zanoszą do budżetu państwa worki pieniędzy (średnio na liniowca - ponad 28 tys. PIT rocznie, gdy na podatnika "skalowego" rocznie przypada ok 1,5 tys. podatku). Dla liniowców teraz nie będzie jednak sprawiedliwości - ulga na dzieci ich nie dotyczy. Muszą cieszyć się z tego co mają (dopóki fiskus im tego nie odbierze w imię sprawiedliwości społecznej).
Ale - wracając do meritum. Polski system podatkowy obrósł murem stereotypów - budowanych przede wszystkim przez brać urzędniczą - jedyną grupę społeczną, żywotnie zainteresowaną utrzymywaniem fiskalnego molocha nieracjonalnie wysokich i niemożebnie skomplikowanych danin. Stereotypy polegają zaś na tym, że "nic się nie da", żadne zmiany "nie są możliwe" bez skomplikowanej analizy skutków budżetowych itp. wygibasów.
Brać urzędnicza jednak ostatnimi czasy kruszy się i kurczy, zostawiając trochę miejsca dla podatkowej rewolucji. Skoro bowiem można zwolnić z podatku połowę zobowiązanych, to przyjdzie chęć w narodzie, by poczynić kolejne kroki - jeśli nie znieść podatku od dochodów osobistych w ogóle, to np. wprowadzić realne koszty podatkowe z umów o pracę, uprościć do końca formularze podatkowe, znieść opodatkowanie dywidend, zwolnić z PIT emerytów i rencistów...
He, he - na razie jednak fiskus wychodzi na ulice - ale o tym, w swoim czasie...
Polskie podatki w prasie
Myślę, że nadszedł czas, by nieco usystematyzować posiadaną wiedzę podatkową. Oderwać uwagę od przyziemnych, szczegółowych problemów, które zaciemniają obraz całości. Pozwolić sobie na odrobinę syntezy, garść ogólnych przemyśleń. Zbiorę te przemyślenia w przewrotny "Samouczek fiskalny".
e-mail salon24@interia.eu
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka