konarowski24 konarowski24
447
BLOG

Pojedynek muzycznych talent show

konarowski24 konarowski24 Kultura Obserwuj notkę 4

Wiosenna ramówka polskich stacji telewizyjnych dobiega końca, a wraz z nią zakończyły się edycje dwóch muzycznych talent-show: TVN-owskiego X Factor i The Voice of Poland emitowanego przez TVP2. Korzystając z dość dogodnych okoliczności, w miarę dobrego humoru oraz świąteczno-weekendowej oprawy tych kilku dni, chciałbym w tej notce porzucić polityczną publicystykę i napisać coś o rozrywce, a konkretniej podzielić się z Państwem swoimi spostrzeżeniami odnośnie wyżej wymienionych programów oferowanych nam przez mainstreamowe stacje.

Nie ulega wątpliwości, że zarówno jeden, jak i drugi “robione” są na naprawdę wysokim realizacyjnym poziomie. Celem talent-show jest wyłonienie nowych supergwiazd polskiej, jakże dzisiaj wadliwej i zapadłej sceny muzycznej. Wszyscy jednak wiemy, że to pic na wodę. Przy tak wielkiej ilości osób naprawdę zdolnych, którzy własnymi umiejętnościami wokalno-instrumentalnymi biją na głowę większość “artystów” rodzimego przemysłu fonograficznego, mało kto zdoła się przebić, a nawet niekoniecznie nadzwyczaj utalentowane, lecz zaradne jednostki (przykład R. Brzozowskiego). Programy muzyczne mają być po prostu dobrą rozrywką dla mas, z chwytliwymi, koniecznie znanymi piosenkami (motyw inżyniera Mamonia generalnie się sprawdza), znanymi twarzami w jury oraz budzącymi emocje uczestnikami, i niewątpliwie taką są. Gromadzą tygodniowo przed telewizorami ponad 6 mln widzów.To tak tytułem wstępu.

Zasiadając przed swoim “teleodbiornikiem” w sobotni wieczór i włączając pilotem w celu obejrzenia pierwszego odcinka II serii The Voice of Poland, przyznam szczerze byłem niemal pewny, że poprzestanę właśnie na nim i za tydzień przerzucę kanał na TVN. VoP okazał się jednak największym zaskoczeniem tej ramówki. I edycja obywała się w atmosferze skandalu, jednoznacznie naznaczona obecnością satanisty Darskiego w loży trenerskiej, z deko lepszym poziomem umiejętności w porównaniu do konkurencji, lecz niespecjalnie wyróżniającym się, powiedziałbym nawet niekiedy nudnawym. Całkowitym przeciwieństwem tego, co mogliśmy zobaczyć w pierwszej transzy była seria druga. Otrzymaliśmy bowiem nadmiar doskonale śpiewających ludzi, nie tylko głosów, ale realnych osobowości muzycznych (nie jedną, dwie, trzy, lecz zdecydowanie więcej), przyciągających wszystkim czym dysponują na scenie. Oglądaliśmy gotowych artystów egzaminowanych przez merytorycznych, świetnie zgranych i sympatycznych jurorów. Wielką korzyścią dla programu było powierzenie jednego z czterech foteli legendarnemu soliście grupy TSA, Markowi Piekarczykowi, który swoją wrażliwością, doświadczeniem, humorem, ale przede wszystkim artystyczną mądrością pomagał adeptom (?) ubiegającym się o zwycięstwo. Członkowie grupy Afromental dali się poznać przede wszystkim z czysto fachowo-muzycznej strony, ich wiedza, zaangażowanie orazi detaliczna czujność budziła respekt u starszych kolegów: diwy polskiej sceny, Justyny Steczkowskiej i wymienionego wcześniej Piekarczyka. Natomiast Patrycja Markowska była ciepłym, spokojnym, sympatycznym głosem, który niestety dwukrotnie bili na głowe jej podopiecznie. Każdy z nich odnalazł się w powierzonej roli oraz udało im się utworzyć naprawdę zintegrowany jurorski kwartet. Ale najbardziej zapamiętanymi z drugiej edycji The Voice of Poland będą oczywiście sami uczestnicy. Nieziemskie: Dorota Osińska, Natalia Sikora (zwyciężczyni show - zasłynęła doskonałym wykonaniem utworu Jenis Joplin “Cry”), muzyczny geniusz, kompozytor - Michał Sobierajski, Piotr Salata (polski Ray Charles do dziś nie rozumiem dlaczego nie znalazł się w finale), artysta o pięknym lirycznym głosie i rozległej skali - Juliusz Kamil, czy wielu innych, których nie zdążę wymienić. Żałuję, że oglądalność tego programu w porównaniu z podobnymi pozostałymi była tak słaba. Zamiast chamstwa, wulgarności, promowania miernot mieliśmy do czynienia z kulturalną, rzeczową, całkiem niezłą rozrywką i muzyką przez średnie m. Zachęcam Państwa do zapoznania się z niektórymi wykonaniami z The Voice, bowiem są naprawdę imponujące, niektóre przewyższają oryginał. Nie wiem, czy omawiane talent-show będzie nadal kontynuowane. Jedno jest pewne takiego poziomu wokalnego już nie uświadczymy, ani w ewentualnej następnej serii, ani w żadnym innym tego typu programie.

Zupełnie inaczej było z X Factor. Poprzednie edycje widowiska reprezentowały naprawdę zaskakująco dobrą formę uczestników. W II transzy w etapie odcinków na żywo nikt nie znalazł się przez przypadek. Wszyscy śpiewali doskonale. Poza tym produkcja zdążyła wykreować niebanalne postacie np. Gienka Loskę, czy Dawida Podsiadło, który niedawno wydał pierwszą płytę, jaka bez wyolbrzymień, zadziwiła lokalny muzyczny światek. Zaczęło się niepozornie, dość standardowo. Z etapów castingowych owszem można było wywnioskować, iż to już nie to samo, co poprzednio, ale tak wyraźny kontrast umiejętności uczestników w porównaniu z wcześniejszą transzą był zauważalny dopiero podczas LIVE-ów. Brak muzycznych osobowości, wielkich głosów, charyzmatycznych wykonawców to niezaprzeczalnie główny powód słabości Trzeciego X Factora. Czy wynikał z tego, że przyszło mało faktycznie zdolnych osób? Zdecydowanie nie. Jedyna zasługę w rzeczonej gestii należy oddać jurorom, którzy dokonali przedziwnych decyzji personalnych, odsuwając ciekawie zapowiadających się naturszczyków, a zastępując ich swoimi faworytami, ewidentnie cierpiącymi na deficyt talentu.

 Mistrzem jeśli chodzi o opisaną wyżej praktykę był nie kto inny tylko Kuba Wojewódzki, którzy wyrzucił w Domach Jurorskich dwoje najlepszych uczestniczek w grupie, promując tym samym śpiewającą nieczysto Maję Hyży, nie dorastającą do pięt swoim konkurentom. Trudno się nie zgodzić z opiniami większości internautów, jakoby decyzja o występach małżeństwa Hyży w finałach (rzecz jasna jako konkurentów) była strategicznym, marketingowym działaniem stacji. Przypomnę, że Państwo Hyży walczyli ze sobą o wejście do wielkiego finału X Factor 1 na 1 w dogrywce, najbardziej emocjonującym momencie audycji. Niektórzy sugerują, iż nie bez znaczenia była estetyka. Najzwyczajniej w świecie Pani Maja przypadła do gustu mentorowi Wojewódzkiemu, faworyzującego jej osobę od początku. 

W porównaniu z Voice of Poland sztandarowy talent-show TVN-u wypadł żenująco słabo. Nierewelacyjni uczestnicy, kiepski, nudny repertuar (wyjątkiem był odcinek tematyczny, w którym naturszczycy wykonywali utwory Michaela Jacksona i Queenu), mało interesujące wykonania. Jedyna osoba, na którą warto było zwrócić uwagę to Wojciech Ezzat - finalista trzeciego miejsca. Jego przegrana jest kompletnie niezrozumiała. Reprezentował poziom znacznie przewyższający swoich przeciwników. Jego głos, osobowość sceniczna nawiązywały do królów jazzowych standardów, przypominał nieco manierę Franka Sinatry, czy jego dzisiejszego odpowiednika Michaela Buble. Na scenie czuł się jak ryba w wodzie, występy Ezzata oglądało się jak zawodowe wykonania koncertowe. Niestety pokonała go Klaudia Gawor, protegowana Jakuba W., dziewczyna o dużej skali i możliwościach, ale mało rozpoznawalnym głosie i znikomej charyzmie. Nie wróżę jej większej kariery. W ogóle jestem zdania, że ostatni finałowy odcinek był, przepraszam za kolokwializm, “robiony pod nią”. Dostała duet z Edytą Górniak, który po prostu musiał być najlepszy, ze względu na słabość zapomnianych zagranicznych gwiazd, z którymi musieli zaśpiewać konkurenci. A poza tym świetnie dobrano jej repertuar.

Przy całej stercie wad warto by było wskazać przynajmniej jedną rzeczywistą, nienaciąganą zaletę - prowadząca Patrycja Kazadi, o niebo lepsza od swojego poprzednika “Jareczka” Kuźniara z TVN24. Naturalna, empatyczna, radząca sobie z tremą stała się przeciwieństwem przemądrzałego, zadufanego antykaczysty od Poranka.

Reasumując, nowe edycje starych show przyniosły dużo miłych i niemiłych zaskoczeń. Mogliśmy zobaczyć wielkich artystów i średnich, słabych, którym tę wielkość przypisywano. W pojedynku talent show minionej wiosny zdecydowanie zwycięża VoP. 

Co przyniosą kolejne serie, tego dowiemy się pewnie jesienią, bądź w przyszłym roku. A teraz czeka nas sezon ogórkowy i niekończące się powtórki.

 

Jestem prawicowym republikaninem, a przede wszystkim zagorzałym zwolennikiem, miłośnikiem wolności. Mam poglądy chrześcijańsko - konserwatywne, mocno tradycjonalistyczne w sprawach obyczajowych, zaś umiarkowanie liberalne w kwestiach gospodarczych. Oprócz tego określam się jako skrajnego antykomunistę, przeciwnika "salonu" i obecnej "elyty" rządzącej. Jednym słowem - nonkonformista, idywidualista idący pod prąd politycznej poprawności.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura