Mamy ponoć w naszym kraju demokrację. Wybory były kilka miesięcy temu. Jestem przeciwnikiem wymuszania przez uliczne zadymy wcześniejszych wyborów. Jak pisałem wcześniej, jestem również przeciwnikiem referendum w tej sprawie. Po to wybieramy przedstawicieli, żeby głosowali w naszym imieniu. Jeśli zrobimy referendum w jednej sprawie, będziemy robić je coraz częściej. Szczególnie wtedy, gdy referendum ma być w temacie "czy chcesz być piękny i bogaty" i jego wynik jest przesądzony.
Obecna ekipa rządząca zasłużyła, żeby ją przegonić, ale ja to widzę inaczej.
Przez trzy lata zmieniona ustawa emerytalna dotknie może kilkadziesiąt tysięcy osób, które będą musiały pracować kilka miesięcy dłużej. Niech PIS ogłosi, że po wygranych wyborach za trzy lata anuluje wczoraj uchwalone zmiany. Tym którzy przepracowali kilka miesięcy więcej, wypłaci wyrównanie z tytułu niewypłaconej emerytury. I cofniemy się do sytuacji poprzedniej.
Czyż nie będzie to zwycięstwo demokracji? Czy warto organizować zadymy, żeby dawać rządzącym argumenty, że opozycja to banda zadymiarzy i oszołomów? Że nie potrafi wygrac wyborów i chce wygrać wybory na ulicy?
Jeśli opozycja nie potrafi wygrać sprawy w ten sposób, to taka demokracja nie jest nam do niczego potrzebna. Będzie wygrywał ten, kto potrafi głośniej krzyczeć lub lepiej kłamać. Co i tak zapewne się stanie.
