Andrzej Gelberg Andrzej Gelberg
962
BLOG

Moskiewskie memento

Andrzej Gelberg Andrzej Gelberg Polityka Obserwuj notkę 8
Moskiewskie memento Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie, a później może mój kraj Z przemówienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi – 12.08.2008 r. Moskwa od wieków gra w to samo. A świat, który „gry moskiewskie” obserwuje od wieków, jakoś niczego się nie nauczył. Bezczelność i hucpa, a także knajacki spryt połączony z zagrywkami pokerowymi, pozwalały władcom Kremla na osiąganie celów, wydawałoby się poza zasięgiem możliwości. I co ciekawe – mimo, że w ciągu ostatnich 150 lat Rosja na polu bitew najczęściej dostawała baty – świat również nie chce o tym pamiętać. Przypomnijmy zatem: - wojna krymska(1853-56): porażka, - wojna z Japonią 1905 r.: kompromitująca klęska pod Cuszimą, - I wojna światowa: pasmo porażek z Niemcami i wycofanie się z wojny(opuszczenie sojuszników) w 1917 r. - wojna z Polską w 1920 r.: klęska bolszewików - wojna zimowa z Finlandią(1939-40): zawstydzające zwycięstwo sowieckiego Goliata nad fińskim Dawidem, opłacone gigantycznymi stratami w ludziach - wojna z Hitlerem: do bitwy pod Stalingradem pasmo porażek, potem karta się odwróciła, w dużym stopniu dzięki amerykańskiej pomocy w sprzęcie wojskowym w ramach Lend-Lease. - wojna w Afganistanie (1979-89): porażka Jak widać Moskwa we wspomnianym okresie nie ma się czym specjalnie pochwalić jeśli chodzi o sukcesy militarne. I aż dziw bierze, że to Związek Sowiecki stał się głównym beneficjentem zwycięstwa w II wojnie światowej, poszerzył swoje terytorium i znacznie zwiększył zakres politycznego oddziaływania na inne kraje, głównie z Europy środkowo-wschodniej. Co więcej stał się mocarstwem światowym, którym wcześniej nie był. Metoda bezczelności i sprytu, tak skutecznie stosowana przez Moskwę, przynosi efekty jedynie wtedy, gdy spotyka się ze słabością potencjalnej ofiary: materialną, ale nade wszystko mentalną. Warto jest również zwrócić uwagę na to, że wprawdzie czasami – co ostatnio, w związku z wydarzeniami na Krymie, podnoszą niektórzy komentatorzy - można odnieść wrażenie, że polityką rosyjską kierują emocje, ale jest to, moim zdaniem, nieprawda. Rosja w swojej polityce zagranicznej zawsze wykazywała rozsądek, mierzyła zamiary według własnych sił, czasami, owszem, blefowała, ale wchodziła do gry tylko wtedy, gdy była pewna wygranej. Gdy trafiła na nieoczekiwany, twardy opór – potrafiła się cofnąć, jak choćby w sprawie wyrzutni rakiet na Kubie. Cechą charakterystyczną – i to od wieków – polityki rosyjskiej jest szczególna odmiana azjatyckiej hipokryzji. Moskwa, zanim rzuci się w celu pożarcia swojej ofiary, potrafi przez całe lata cierpliwie przygotowywać grunt. Tak było z I Rzeczpospolitą, gdzie od połowy XVIII wieku, krok po kroku, stawaliśmy się protektoratem Rosji, by w końcu strzelistym przesłaniem targowickich patriotów prosić Katarzynę Wielką o interwencję. Żeby obroniła Polskę przed nieodpowiedzialnymi zapisami Konstytucji 3 Maja. Takich sprowokowanych, „zaproszeń” można wymienić wiele: prośba Kadara o interwencję w Budapeszcie(1956), list towarzyszy czechosłowackich z prośbą o zdławienie Praskiej Wiosny, prośba Babraka Karmala o wysłanie wojska do Afganistanu. Ale można również wymienić zaproszenia spontaniczne, jak chociażby Jaruzelskiego w roku 1981, gdy skamlący o pomoc generał usłyszał od sowieckiego politbiura twarde: niet. I to nie z powodu braku proletariackiej solidarności, tylko zwykłej politycznej kalkulacji. Sprawdzoną metodą jest również instalowanie na zajętych terytoriach przygotowanych już wcześniej lokalnych, kolaboracyjnych, czy chociażby „zaprzyjaźnionych” rządów. Lista jest długa - ostatnie osiągnięcia w tym zakresie to rząd Kadyrowa w Czeczenii. Ale idę o zakład, że jest już gotowy skład rządu „Krymskiej Republiki”, która niechybnie powstanie, jeżeli Stany Zjednoczone i Unia Europejska nie wykażą odpowiedniego dla obecnej sytuacji zdecydowania - przed dokonującym się na naszych oczach ewidentnym gwałtem i łamaniem prawa międzynarodowego. To, że Rosja pogardza słabymi i rozumie jedynie twardy język, za którym stoi siła i odwaga – dobrze wiedział Lech Kaczyński. Oby taka wiedza i świadomość dotarła do dzisiejszego gospodarza Białego Domu, a także głównych polityków Unii Europejskiej. Ustępowanie agresji prowadzi donikąd, jedynie rozzuchwala. Gdy przed laty pojawiło się hasło: nie będziemy umierać za Gdańsk – nikt nie przewidywał, że skończy się to II wojną światową. Płynąca z tego lekcja brzmi: nie wolno się cofać przed hucpą i agresją, gdyż w skutkach może być to bardzo niebezpieczne. Jaki los czeka dzisiaj Krym? A jaki Ukrainę?

Wszystko o mnie na stronie www.gelberg.org

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka