Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1237
BLOG

Orzeł ze szwindlu

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Marsz Niepodległości Obserwuj temat Obserwuj notkę 66

        PiS poszło na wojnę… Nie, nie z Platformą, Nowoczesną, Peeselem czy jakąś politycznie postbandycką lewacką drobnicą - z tymi wojuje już od lat, obrzucając się wzajemnie salwami co gęstszych plwocin. Tym razem za cel obrało sobie narodowców, dążąc do zawładnięcia ich sztandarową inicjatywą, jaką corocznie od lat stanowi organizowany przez to środowisko Marsz Niepodległości.

         Coś wisiało w powietrzu, bo jak niby lepiej wykazać w ten najważniejszy rocznicowy dzień przywiązanie i miłość do ojczyzny, a nie tylko do urzędowych stołków, niż właśnie idąc ramię w ramię z ludem ulicami stolicy. A gdy ma się jeszcze zagwarantowany udział nie tylko policji, służb specjalnych, ale nawet wojska, czuwających nad bezpieczeństwem przemarszu, a na dodatek rozpisane w scenariuszu pochodu zaręczyny, to imprezę z góry można zaliczyć do pokojowych i udanych, i której żaden narodowy faszysta albo lewacki prowokator nie zepsuje.

        No więc wracam do poprzednio zaczętej myśli, że coś w powietrzu wisiało, bo do czwartego dnia przed 11 listopada ani prezydent, ani rząd nie wykazali się żadną marszową inicjatywą. Nic, zero! A wiadomo skądinąd, ż w marszu jesteśmy razem, możemy się w nim rozwijać, ba, zajeździć nawet kobyłę historii nim możemy i zacząć go lewą, a dla odmiany zakończyć prawą. I wszystko to można, trzeba i wypada nawet pokazać światu. Tylko jak tu przykleić się do narodowców, jak wygłosić z ćwiczoną przed lustrem dumą prezydencką mowę-trawę, będąc otoczonym przez nich - ich płonące race, transparenty i zakazane często mordy? No jak, skoro ów świat dzięki czołowym zagranicznym mediom zaczął już postrzegać dotychczasowych organizatorów jako polskich faszystów i to w liczbie niebagatelnej, bo aż sześćdziesięciu tysięcy? A co, jak w tym roku będzie ich więcej – tych faszystów znaczy? Kto, jak nie rządzący PiS właśnie będzie odpowiedzialny wtedy za ich chów i przyrost pogłowia? I gdyby tak zjechało się tym razem 100000 uczestników marszu, to,… to,… to wyszłoby jak amen w pacierzu, że na przeciętne polskie ryło przypada 2.63 promila faszyzmu. Skandal! A jaki wstyd przed Europą, przed światem. Anka Applebaum to popuściłaby nawet w majtki z uciechy, że przecież pisała, ostrzegała, zaś sam Juncker zapiłby się na radośnie-smutno, jak to on tylko potrafi, czyli nie wiadomo jak, choć zawsze skutecznie.

        Hm, no może nie byłoby jeszcze tak źle, porównawszy te dane na przykład z alkoholem. Co prawda powyżej 0.5 promila to już stan nietrzeźwości, jednak za dawkę śmiertelną uznaje się dopiero tę dziewięciokrotnie wyższą. Zważywszy jednak na fakt, że w zeszłym roku przypadało 1.57 promila faszysty na łeb, to z takim rocznym przyrostem moglibyśmy całkiem poważnie przewidywać, iż śmiertelną dla narodu porcję możemy już osiągnąć za rok.

        Na pewno więc naczelnik miał o czym myśleć. Myślał, myślał, ale nic co byłoby jakimś sensownym rozwiązaniem tej trudnej sytuacji do głowy mu nie przylgnęło. Oprócz sierści kota, rzecz jasna. Jednak od czego przypadek! Ponieważ wchodzimy w okres przedświąteczny, w telewizji ,,leciał”, jak mawia się w intelektualnych kręgach władzy, film o Grinchu, który ukradł Boże Narodzenie. A że prezes uwielbia podobno twórczość dr. Seussa, jaka relaksuje jego mocno spracowany politycznymi intrygami umysł i nawet jego miłość do miałczących sierściuchów ma swój początek w seussowskiej bajce o kocie w kapeluszu, nic dziwnego, że i tym razem wspomniany autor natchnął naczelnika pomysłem. Chciał nawet krzyknąć ,,Eureka!” i wybiec nago na ulicę, ale raz, że nie był wtedy w kąpieli, a dwa – zapomniał, czy rzecz dotyczyła Archimedesa, Arystotelesa, Arystofanesa lub może innego Greka, no i o co, tak naprawdę, chodziło z tą wanną. Furda jednak streating, najważniejszy był plan, który teraz prezes postanowił natychmiast wcielić w życie.

        A mogło to mieć taki właśnie przebieg: Jarosław poprosił przez umyślnego Hankę, tę z warszawskiego ratusza, bo ona jest wszechwładna w mieście, o drobną przysługę, a mianowicie o to, by nie zgodziła się na przemarsz narodowców. Że to niby strajki w policji, że bezpieczeństwo może być zagrożone i takie tam banały. Głupia sprawa, bo do marszu zostało niewiele czasu, ale Hanka, której sukces faszystów leży ciężarem na piersi nie mniejszym, niż wciąż kamienica na Noakowskiego, łatwo dała się przekonać tym, że… No właśnie, na przykład, że w rozumieniu prezesa temat tego budynku może zniknąć. Z akt komisji Jakiego, znaczy. Tym bardziej że Jakiemu właśnie wybito politycznie zęby, choć nie stał wtedy nawet - co ma w zwyczaju - z łobuzami pod blokiem, i ucięto mu rękę prawą, nota bene niepotrzebną, bo nigdy nie podpisał się nią pod dokumentem skierowanym do prokuratora okręgowego w sprawie koniczności doprowadzenia Hanki ciupasem przed jego wiecznie zatroskane własną karierą oblicze.

          No i na takie dictum Hance nieco ulżyło, a nawet przejaśniało na złączach. Najpierw, na sześć dni przed marszem, zapowiedziała ni z gruchy, ni z pietruchy, że rozwiąże imprezę pod byle pretekstem w czasie jej trwania, a głównie z powodu strzelania rac, by dwa dni później naprawdę ją rozwiązać. Narodowcy jej decyzję zaskarżyli do sądu, sąd ją uchylił, ale - o dziwo, cóż za przypadek! - miejsce organizowanego o tej samej porze marszu narodowców zajął już marsz Biało-Czerwony pod hasłem ,,Dla Ciebie Polsko”, noszący charakter uroczystości państwowych, w związku z czym żaden inny marsz w tym samym czasie i przebiegający tą samo trasą przejść nie może. Tym samym PiS przejął inicjatywę i zaczął rozdawać karty, w tym i te wyciągnięte z rękawa.

        A wszystko za sprawą pobożnego łapacza hostii z Pałacu Namiestnikowskiego, animowanego przez naczelnika. Zaraz po ogłoszeniu decyzji warszawskiego ratusza, pełniący funkcję głowy państwa Duda porozumiał się z premierem ,,głupich ludzi” Morawieckim, po czym natychmiast zorganizowano właśnie marsz państwowy. I choć narodowcy odgrażali się, że również pójdą tą samą trasą, to zapowiedź osłony tego państwowego, czyli manifestacji jak najbardziej słusznej przez wojsko, nieco ostudziła ich zapał. Praktycznie na dzień przed uroczystościami zmarginalizowani z roli dumnego organizatora do pozycji zwykłego uczestnika - na co im łaskawie pozwolono, by uniknąć gorszących scen ulicznych - przyrzekającego na dodatek posłuszeństwo, narodowcy postanowili pójść we wspólnym, już państwowym pochodzie. Niby oddzielnie i niezależnie, ale na warunkach ustalonych przez władze. O obowiązku wysłania delegacji do naczelnika, która by mu się pokłoniła i drapała go w stopy, nie wspominano. Zresztą jemu wystarczy, że ich zmarginalizował, skłócił i na prawo od PiS nadal jest tylko ściana.

        Nie wiem, czy było w stu procentach tak, jak to opisałem. Czy pomysł wpadł do głowy prezesa rok temu i tylko celowo zwlekano z nim do ostatniej chwili, czy faktycznie wymyślono go za pięć dwunasta. Ale za nieprzypadkową można uznać współpracę ratusza z Pałacem i organizację uroczystości blokującej narodowców. Co ciekawe jednak, te dziwne posunięcia mało interesują zwykłych ludzi, bo dla odciągnięcia ich uwagi od przyduszania przez państwo ruchu narodowego, ich umysły zajęto sprawą dodatkowego dnia wolnego od pracy i powstałym w związku z tym problemem ze sklepami – czy te będą czynne w poniedziałek, czy nie? Bo jak nie, to na stałe oscylującemu umysłem wokół żarcia narodowi mogłoby się po części zemrzeć z głodu, ot co! I to na samą myśl podażowej, jednodniowej niemocy handlu. A do tego dodatkowy problem: czy ofiar byłoby więcej po stronie wyborców PO, czy PiS, kto wie? Zagrano więc trochę tak, jak w rosyjską ruletkę. Dlatego warto obkupić się w Biedronce czy innym Lidlu już dzień wcześniej, by uspokoić i władzę, i opozycję, i w niedzielę, z torbą czipsów i butelką piwa, zasiąść przez telewizorem do patriotycznych igrzysk?

        Ciekawe jak zawsze wydźwięk spraw istotnych można łatwo zmarginalizować: sprawę obchodów święta sprowadzić przed jego rocznicą do poziomu koryta albo kwestię przesłuchania byłego premiera do personalnej wymiany ciosów pomiędzy szefową komisji a królem Europy. Ale jak twierdzi guru Polski solidarnej, premier Morawiecki: ,,Ludzie są tacy głupi, że to działa”. Cóż, niestety – ekspert wie, co mówi…

        Co ciekawe, już po marszu wicepremier Gliński stwierdził, że

        ,, Poważne państwo powinno brać na siebie odpowiedzialność za godne uczczenie Niepodległości i powinno samo ten marsz organizować. Dobrze by było, gdyby tak było. Mamy doświadczenia z tego roku i mam nadzieję, że posłużą nam na przyszłość.” I dodał na koniec: ,,Jestem dumny z tego, że państwo polskie wzięło odpowiedzialność na siebie i zorganizowało ten piękny i wielki Marsz, w 100-lecie odzyskania Niepodległości.”

        I te właśnie słowa potwierdzają, że Grinch ukradł Boże Narodzenie. Podstępnie i siłowo zarazem, a narodowcy bez tych obchodów stracą zdecydowaną większość ze swojej politycznej obecności w odczuciach i świadomości obywateli. Pozostaje jednak pytanie: czy to dobrze, czy źle?

        Otóż dobrze, bo przerwie to bezpodstawne, ale jednak ataki na Polskę jako kraj rozwijającego się faszyzmu. Zwłaszcza że jak mniemam wybije się ONR-owcom ze łba pomysł zapraszania do wspólnych obchodów przedstawicieli włoskich neofaszystów z Forza Nuova. Z drugiej strony, stosowane metody bardziej przywołują na myśl polityczny geszeft i rozbójnicze wymuszenie. A przecież zaciskanie pasa na różnorodności i ilości partyjnych środowisk powinno przebiegać ewolucyjnie, w ramach rywalizacji programów i działań, co zapewnia trwałość zmian, a nie przez dopychanie przeciwnika kolanem do ściany. Bo co dziś dociśniemy, jutro już może odreagować z podwójna siłą. I chęcią rewanżu.

        A jaki jest morał z tej opowiastki? Ano taki, że każda władza ma takiego orła święta niepodległości, na jakiego ją stać: jedna z czekolady, a druga z politycznego szwindlu. No ale ludzi się cieszą. Hm, może to i dobrze…


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka