Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
109
BLOG

Idź do kąta...

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 7
Chętnie podpowiedziałbym panu Ryszardowi Legutce, gdzie Komisja i sama von der Leyen mają jego i jego interpelację, a nawet jak głęboko, przy czym na pewno znacznie głębiej, niż sięga ciekawski palec urologa. I chodź napis zmieniono, to co z tego, skoro mleko już się rozlało. Tylko nieprostowane informacje trafiają do właściwego odbiorcy - i o to inicjatorom zakłamującej historię akcji przecież chodziło

        Co to się porobiło, aj-waj! Niemcy sugerują, że holocaustu dokonaliśmy tymi oto rękami, tyle że do spółki z niemieckimi. Znaczy, mówiąc szczerze - a szczerość i prawda są przecież w tej kwestii najbardziej pożądane - nie jest jeszcze tak źle, to znaczy niezgodnie z faktami, jak można by się spodziewać. Ale spokojnie – co ma wisieć nie utonie - zatem jak to mawiają śpiesz się powoli, choć konsekwentnie, niemiecki przyjacielu. Przyjacielu i polityczny sponsorze Donalda Tuska, rzecz jasna.

        Sprawy posunęły się więc już daleko od historycznej rzeczywistości, nie za daleko jednak, by budzić podejrzenia lub snuć tak zwane spiskowe domysły w głowach pozbawionych instynktu samozachowawczego polskich baranów. Za daleko byłoby może wtedy, gdyby to Polakom zarzucono już teraz sprawstwo, a Niemcom jedynie udzielenie nam pomocy. Zaraz, spokojnie, wszystko w swoim czasie! Przecież żabę gotuje się pomału. I choć ten właśnie scenariusz obecnie jest już pisany, to będzie on tylko wstępem do kolejnego kroku w skomplikowanym, ale skutecznym procesie odwracania win, czyli w walce o niemiecką prawdę o drugiej wojnie światowej. A mianowicie w zarzuceniu nam sprawstwa przy nie tyle udzieleniu pomocy, co zaledwie usiłowaniu udzielenia jej nam przez Niemców. Faza kolejna to sprawstwo polskie i niemieckie wspieranie, ale już nie Polaków w procesie zagłady Żydów, tylko Żydów właśnie, mordowanych przez Polaków. Natomiast wersja ostateczna holocaustu, jaką któryś tam z rzędu niemiecki przewodniczący komisji UE zamieści na portalu X, przypisze winę Polsce, zaś Niemcom czynną i masową pomoc umęczonym na naszej ziemi Izraelitom. Zwłaszcza przez jednostki SS i Gestapo – wybranym i niezawodnym samarytanom reprezentującym krew z krwi i kość z kości naszych zachodnich sąsiadów. Wtedy będzie już można na przykład napisać, że Anna Frank została wysłana do obozu w Oświęcimiu, i choć Niemcom udało się wyrwać ją z łap polskich oprawców i chorą na tyfus przewieźć na leczenie do kurortu Bergen-Belsen w Dolnej Saksonii, to wycieńczony organizm młodej dziewczyny nie wytrzymał i poddał się chorobie. I to dlatego właśnie Holender Frans Timmermans, przedstawiciel narodu, który wstydliwie zasłynął wystawieniem siedmiotysięcznego Nederlandsche SS, a formalnie ziomek młodej Frank, tak niedobrze życzy Polsce. Trudno jednak mu się dziwić, skoro z racji politycznej dyspozycyjności zapoznany był już wcześniej z ostateczną wersję wojennych losów Żydów, w tym biednej Ani. Wersją, tu przypomnę, pisaną obecnie z aprobatą kręgów żydowskich w Berlinie. Przy czym mówienie inne niż zostanie ustalone odgórnie jako oficjalne, uzna się za kłamstwo oświęcimskie, podlegające karze pozbawienia wolności i… ucięcia palca. Pozbawienia wolności na przykład do lat stu i tylko po to, by kłamliwe interpretacje historii nie przeniknęły spoza murów zakładów karnych do wiadomości motłochu, zawsze chętnie wsłuchanemu w spiskowe teorie, wysysane właśnie z palca przez złych ludzi. A że palec się utnie, to nie będzie już z czego wyssać - proste, nie?

        Nie przyszłyby mi do głowy te nieciekawe, choć zainicjowane poszukiwaniem prawdy refleksje, gdyby nie wpis zamieszczony na profilu w serwisie X przewodniczącej Komisji, pani Ursuli von der Leyen, zestawiający obóz Auschwitz z Polską, a nie z Polską okupowaną przez Niemców, co kompletnie zmienia wymowę informacji. Mówiąc zaś wprost, wpis ten obarcza współwiną za holocaust Polaków, z czym Niemcom jakoś raźniej, bo rozcieńczająco ich winy, a przez to i bardziej do twarzy.

        I tu ciekawostka: w imieniu delegacji PiS w PE zareagował Ryszard Legutko interpelacją złożoną do Komisji Europejskiej w sprawie wpisu, w którym pojawiało się stwierdzenie: ,,obóz Auschwitz, Polska”. Stwierdzenie przecież wprost sugerujące współudział naszego państwa i narodu z działalnością niemieckich, jeśli nawet już nie polskich obozów koncentracyjnych. Pyta też profesor o kroki, które zamierza podjąć Komisja, by w przyszłości nie dopuścić do podobnych przekłamań, i czy przewodnicząca zamierza oficjalnie wysłać przeprosiny pod adresem Polski.

        Chętnie podpowiedziałbym panu Ryszardowi Legutce, gdzie Komisja i sama von der Leyen mają jego i jego interpelację, a nawet jak głęboko, przy czym na pewno znacznie głębiej, niż sięga ciekawski palec urologa. I chodź napis zmieniono, to co z tego, skoro mleko już się rozlało. Tylko nieprostowane informacje trafiają do właściwego odbiorcy - i o to chodziło.,

        Dziś, a szkoda że dopiero teraz, ocena działań przewodniczącej KE zmieniła się panu profesorowi i innym europarlamentarzystom PiS, o czym świadczy fakt, iż w wywiadzie udzielonym przed trzema miesiącami Telewizji Republika Legutko stwierdził oficjalnie, że ,,o Ursuli von der Leyen można mówić jak najgorzej”. A skoro uważa tak od niedawna, to jest to temat do głębszych przemyśleń. Przemyśleń nad kondycją materiału intelektualnego, posyłanego przez Polskę do Brukseli i zabiegającego tam o nasze interesy. Bo dzisiejsza opinia o przewodniczącej nie przysłania wiedzy sprzed niemal pięciu lat, kiedy ci sami posłowie chełpili się faktem, iż to ich głosy przesądziły o wyborze Niemki. Tak jakby miała być ona w czymś lepsza i bardziej przychylna sprawom Polski, niż na przykład rywalizujący z nią Holender Timmermans. Czyli że rasowy niemiecki owczarek miałby lepiej strzec interesów stada polskich baranów od holenderskiego kundla, dyspozycyjnie poszczekującego z tego samego klucza, co jego niby-rywalka. Straszne, jakich dorobiliśmy się polityków, i to bez względu na ich stopień naukowy.

        Doprawdy pocieszny jest pan profesor Legutko, który przed laty oświadczył tuż po głosowaniu – i to nie bez dumy - że von der Leyen wygrała głosami pisowskich eurodeputowanych. I choć to bzdura, bo decydujące dziewięć głosów mogłaby przypisać sobie każda z partii głosujących na Niemkę, to skoro Legutko w to naprawdę wierzył, wypada mu zadedykować powiedzonko: no to masz, czegoś chciał… I dodać: idź do kąta i wstydź się, panie krakowski jajogłowy!


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka