Blog Gościnny
„Zacząłże on/Uderzać w ton?…/Czy taki Mistrz!… że gra… choć odpycha?…” C.K.Norwid, Fortepian Chopina
0 obserwujących
59 notek
77k odsłon
  256   1

Jak długo PiS będzie wycierać sobie gębę wojną na Ukrainie?

Odpowiadając najpierw na pytanie zadane w tytule notki: zapewne do październikowych wyborów, a i pewnie dopóki ta wojna będzie trwać, nie wykluczone nawet, że przynajmniej jeszcze do końca tego wieku, dopóki choć jeden pisowiec będzie chodził po tej nieszczęsnej ziemi. :)) Katastrofa smoleńska uratowała partię Kaczyńskiego w 2010 r. Ekonomiczne prosperity, które nadeszło po kryzysie w 2008 r. w całej Europie i trwało aż do czasów pandemii, "pozwoliło" PiSowi (w cudzysłowie, bo przecież środki na to zostały z drugiej strony odcięte od innych sektorów państwa) na rozbuchaną politykę socjalną, która pozwoliła mu utrzymać w 80 proc. posmoleńskie poparcie w narodzie. Sama pandemia pozwoliła rządowi PiSu przykryć pierwsze negatywne efekty ich nieodpowiedzialnej polityki socjalnej, która wydrążyła budżet z potrzebnych gdzie indziej środków, których pozbawiono Służbę Zdrowia, sektor edukacji i doprowadziło jeszcze przed wybuchem wojny na Ukrainie do 10 proc. inflacji (w Niemczech w tym czasie było niecałe 5 proc.).

Wybuch wojny na Ukrainie to kolejne katastrofalne zdarzenie, które uratowało rząd PiSu przed gniewem ludu, gdyż pozwoliło rządowi zrzucić wszelkie negatywne skutki swojej nieodpowiedzialnej polityki finansowej - na Władimira Putina. Na usprawiedliwienie należy dodać, że podobnie postąpiły niemal wszystkie europejskie rządy, tyle że we Francji czy Niemczech ceny energii nie wzrosły nawet w połowie tak bardzo (w porównaniu do płac) jak u nas, choćby dlatego, że kraje te mają wysoko rozwinięty sektor energii odnawialnej, którego rozwój w Polsce został przez rząd PiSu celowo zahamowany (nawet teraz tzw. ustawy wiatrakowe są przez niego blokowane z obawy, że wywołają one oburzenie wiejskiej ludności, na poparcie której głównie ten rząd może jeszcze liczyć.... stąd zresztą te ułatwienia przy organizacji wyborów w ostatnim czasie, które mają zwiększyć frekwencje na wsi... szkoda, że tylko na wsi).

Tak więc spokojnie można powiedzieć, że PiS przejął władzę w Polsce tylko dzięki katastrofie smoleńskiej, która w sposób naturalny wzbudziła współczucie w polskim społeczeństwie dla brata zmarłego w katastrofie prezydenta Lecha Kaczyńskiego i pozwoliła budować dalsze poparcie na bezpodstawnych teoriach zamachowych i tezach o współodpowiedzialności za katastrofę opozycji na czele z ówczesnym premierem Donaldem Tuskiem... tak jakby to Donald Tusk siedział za sterami tego samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem.

Kolejne katastrofy jak pandemia i wojna na Ukrainie pozwoliły PiSowi w dużym stopniu przykryć negatywne skutki swojej polityki finansowej, energetycznej i wszechogarniającej korupcji na najwyższych szczeblach państwowych, z działkowcem Mateuszem Morawieckim na czele, łapówkami dla polityków partii rządzącej od osób przeznaczonych na stanowiska w zarządach licznych państwowych spółek etc. Skorumpowanie i przejęcie państwowych mediów, głównie TVP, ułatwiła partii rządzącej zakłamywanie rzeczywistości, tym bardziej, że większość elektoratu PiS to właśnie odbiorcy telewizji państwowej.

Wojna na Ukrainie sprawiła, że skonfliktowany ze wszystkimi najważniejszymi sojusznikami Polski rząd PiSu, łącznie z USA, głównie za łamanie praworządności w Polsce (machlojki przy TK, afera lexTVN) - zyskał w pewnym sensie drugie życie. Wojna odwróciła uwagę liberalnych zachodnich przywódców od złych stron rządu PiSu ze względu na położenie Polski i konieczność liczenia na Polski rząd w organizacji pomocy dla Ukrainy. Tuż przed wybuchem wojny pozycja premiera Morawieckiego, prezydenta Dudy, nie mówiąc już o Jarosławie Kaczyńskim, była - delikatnie mówiąc - katastrofalna.

Poparcie dla rządu w Polsce wciąż oscyluje między 25 a 30 proc. i jest w zasadzie równe z poparciem dla głównej partii opozycyjnej, Koalicji Obywatelskiej. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę jeszcze pozostałe ugrupowania, które wezmą udział w październikowych wyborach parl., głównie partii Szymona Hołowni i Lewicy - to aktualny rząd nie ma już w zasadzie szans na choćby powtórzenie sukcesu z poprzednich wyborów i zdobycie większości parlamentarnej. Jego największy koalicjant, Solidarna Polska, który pewnie tym razem zdobędzie trochę większe poparcie niż poprzednio (może "aż" 5/6 proc.) dzięki skrajnie antyunijnej polityce, która zawsze będzie miała swój stały elektorat w Polsce, nie będzie w stanie zrównoważyć wyników Lewicy i Polski 2050.

Należy się spodziewać zatem, że wybory nie dadzą ani stronie rządzącej ani opozycyjnej zdecydowanej większości w parlamencie i tuż po wyborach zacznie się dopiero prawdziwa wojna polsko-polska, prześciganie się w tworzeniu komisjach specjalnych etc. A będzie co badać. Oczywiście ja liczę na to, że jednak niewielką ilością głosów, ale uda się stronie opozycyjnej zyskać nieznaczną przewagę w Sejmie co pozwoli zahamować dalszą degradację wolności mediów, sądów i finansów państwa przez PiS.

Tak im dopomóż Bóg!

Lubię to! Skomentuj26 Napisz notkę Zgłoś nadużycie

Więcej na ten temat

Komentarze

Inne tematy w dziale