Gosia  z Wrocka Gosia z Wrocka
808
BLOG

Jan Paweł II,Papież i człowiek z charyzmą.

Gosia  z Wrocka Gosia z Wrocka Rozmaitości Obserwuj notkę 4

 

Podczas uroczystości pogrzebowych Jana Pawła II na placu Św Piotra wiatr zamknął księgę Ewangelii na papieskiej trumnie.

 

 Nie zamknął  jednak księgi milości, tej,którą Papież, niezmordowany Pielgrzym i heroiczny wierny Świadek Bożej prawdy i miłości całym swoim życiem pisał w ludzkich sercach.

>Serce górala<

Po objęciu najwyższej godności w Kościele Karol Wojtyła nie przestał kochać gór, ale długo musiał czekać na spotkanie z nimi. Nie zobaczył ich przez mgłę ze śmigłowca, krążącego nad Nowym Targiem w 1979 roku. Westchnął wówczas tylko: "A tak chciałem tym ceprom, przepraszam, naszym gościom z Rzymu ukazać urodę naszych gór". Jednak podczas następnej pielgrzymki, w 1983 roku, udało się zrealizować jego marzenie. W piękny, bezchmurny dzień śmigłowiec z Pielgrzymem wylądował na Siwej Polanie, położonej niedaleko drogi do Doliny Chochołowskiej, 900 metrów n.p.m. Wojtyła bywał tu często jako wikary i kardynał. W wyprawie tej, trzymanej do ostatniej chwili w tajemnicy, towarzyszyli mu ks. prof. Stanisław Nagy, ks. prof. Adam Kubiś, ks. Bronisław Fidelus, kardynał Franciszek Macharski i oczywiście ks. Stanisław Dziwisz. Do schroniska dojechali samochodami. Po krótkim powitaniu Papież rozmawiał z Lechem Wałęsą.
Potem Papież założył turystyczne buty i wyruszyli do Doliny Jarząbczej. "Ojciec Święty (...) zszedł energicznie ze schodów schroniska i popularną drogą, dość stromo opadającą w dół, skierował się ku odbijającej paręset metrów innej ścieżce-dróżce, prowadzącej do Doliny Jarząbczej - wspominał ks. Nagy. - Tu mogę iść - mówił Papież z uśmiechem - po prawdziwej górskiej drodze z kamieniami. W Castel Gandolfo są także ścieżki, ale wszystkie wytapetowane". Po godzinie usiedli nad potokiem, zjedli skromny posiłek - kanapki z herbatą z termosów. W tym miejscu wmurowano później pamiątkową tablicę. W drodze powrotnej Papież zajrzał do szałasu pasterskiego Jędrusia Gali-Zięby, który poczęstował gości oscypkami i bundzem, co wywołało gwałtowny protest papieskiego medyka.

>Zdobywca Nowego Targu<

Dolomity - bywał tu wielokrotnie. Pierwszy raz przyleciał helikopterem do Canale d'Agordo, rodzinnej miejscowości Jana Pawła I w pierwszą rocznicę jego śmierci. Witały go tłumy turystów. "Tak, to rzeczywiście człowiek gór! - zachwycał się reporter włoskiego radia. - Ledwo wysiadł z helikoptera, z przyjemnością
wciągnął w piersi rzadkie powietrze, płatki śniegu łapał w locie. To znakomity taternik, zdobył kiedyś najwyższy szczyt w Tatrach, wszedł na Nowy Targ!".
W Dolomitach był ponownie w 1987 roku na kilkudniowym odpoczynku w pięknym zakątku Lorenzago. Odprawił tam mszę, podczas której mówił do leśników i ludzi gór o pięknie przyrody: "Owe cuda natury są dziełem samego Twórcy piękna. Skoro wprawia nas w podziw ich istnienie i działanie, o ile bardziej potężny jest Ten, który je stworzył. Bowiem z wielkości i piękna stworzeń przez analogię poznaje się ich Stwórcę".
Innym razem, w 1988 roku, spędził w Dolomitach aż dziesięć dni. To właśnie podczas tych wakacji zrobiono słynne zdjęcie Papieża, który przechodzi rwący strumień górski po chwiejnej kładce: jest skupiony, nie podpiera się laską. Raźno pokonywał strome podejście, świetnie orientował się w terenie, czym wprawił otoczenie w zachwyt. Osoby towarzyszące 68-letniemu turyście namawiały go do powrotu. "Dlaczego? - pytał. - Jesteśmy młodzi, nasz przeciętny wiek nie przekracza pięćdziesiątki. Możemy maszerować dalej".
Kiedy w 1990 roku papieski helikopter krążył nad Mont Blanc, a wylądował jedynie na niższym lodowcu Col Major, Jan Paweł II powiedział, że nie należy zdobywać wierzchołków z użyciem helikopterów. "To nie byłoby sprawiedliwe" - dodał, obserwując wspinających się alpinistów.
Jan Paweł II mawiał: "Każdy mógłby wygodnie chodzić po ulicach miast i podróżować, czyli korzystać z pojazdu. Ale góry są wyzwaniem, prowokują istotę ludzką do wysiłku, do przezwyciężania samych siebie. Są zachętą, by wznosić się coraz wyżej. Ku Stwórcy".

>Druh przy ognisku<

Kiedy Papież przyjeżdżał do swej letniej rezydencji w Castel Gandolfo, miejsce to zaczynało tętnić życiem. Zjeżdżali się goście z różnych zakątków świata. Często byli to polscy pielgrzymi: młodzież, harcerze, turyści, górale. Niektórzy szli z Polski pieszo. Rozpalano wtedy wieczorne ognisko, wszyscy siadali w kręgu obok Papieża. Wszyscy mieli poczucie bliskości. Toczyły się swobodne rozmowy, przeplatana śpiewaniem.
Kiedyś, goszcząc polonijną młodzież
, odprężony Gospodarz powiedział: "Za dobrych czasów liczyłem wakacje według ilości ognisk (...), według ilości nocy, przespanych pod namiotem. Jeżeli była odpowiednia ilość, to wtedy były też dobre wakacje. Teraz sytuacja się zmieniła. Ale tym bardziej sobie cenię każde ognisko, które się tu pojawi w Castel Gandolfo (...). Ognisko jest czymś niezwykłym zawsze, gdziekolwiek zapłonie, ściąga ludzi, skupia i ludzie czują się w jego kręgu dobrze".

>Kuszenie Papieża<

Największą miłością Papieża były niewątpliwie narty. Już na pierwszej konferencji prasowej, kilka dni po konklawe, zapytany, czy zamierza dalej ją kultywować, odpowiada: "Tego mi chyba nie pozwolą" i wszyscy już wiedzą, że uczyni wszystko, by nie zrezygnować z ukochanego sportu.
Kiedy odprawiał mszę rocznicową w rodzinnej wiosce swego poprzednika na Stolicy Piotrowej, przedstawiciele stowarzyszeń sportów górskich ofiarowali mu parę pięknych, białych nart. "Chciałbym bardzo z nich skorzystać - mówił z nutą smutku Papież - ale co dzień modlę się do Boga, żebym nie uległ tej pokusie, bo jeszcze zjadę w dolinę i co będzie? Nowe konklawe! Niech Bóg błogosławi narciarzy... i ich nogi".
Jan Paweł II często przyznawał się do tęsknoty za zjazdami. Nie mogąc zrealizować marzeń, chciał chociaż przebywać między ludźmi związanymi z narciarstwem. Dlatego też udał się 17 czerwca 1984 roku do siedziby biskupa Sionu w Szwajcarii, by poświęcić sztandar jednego ze stowarzyszeń narciarskich. Wyznał wówczas: "Jak zapewne wiecie, lubiłem (...) gdy była ku temu okazja - jeździć na nartach".

>Jak jaskółka na stoku<

Pan Bóg ulitował się nad Papieżem i kilka razy pozwolił mu poszusować. 16 lipca 1984 roku Papież udał się na lodowiec Adamello w Alpach Retyckich. Towarzyszem wyprawy był m.in. prezydent Włoch Alessandro Pertini. Śmigłowcem dotarli do schroniska Lobbia Alta na wysokości 3035 metrów n.p.m. Na stok wjechali ratrakiem, po włosku zwanym "śnieżnym kotem". "Przy pierwszych zjazdach Papież był trochę niepewny, chyba dlatego, że długo nie jeździł na nartach. Zresztą zaraz przyszedł do formy i pokazał swoje umiejętności" - relacjonował Franco Zani, jeden z instruktorów narciarskich, którym Pan Bóg podsunął pomysł zaproszenia Ojca Świętego. Zapytany, jak jeździ Papież, odparł: "Spokojnie, wolno, pewnie; ani razu się nie przewrócił". A prezydent Włoch dodał: "Ojciec Święty śmiga na nartach jak jaskółka". Po czterech godzinach zjazdów, przy obiedzie Biskup Rzymu oświadczył: "Po raz pierwszy zdarzyło mi się jeździć na nartach w lipcu". Po krótkim odpoczynku ponownie wyruszył na narty. Zjeżdżał do godziny 19, potem usiadł na ławeczce przed schroniskiem i odmówił brewiarz. "Papież często po dwóch lub trzech zakrętach, to jest zgodnie ze swoim starym zwyczajem, zatrzymywał się bez ruchu na kilka minut, patrzył w góry na lodowiec, na zachodzące słońce" - relacjonuje jeden z uczestników.
Kiedyś, zwiedzając ośrodek sportowy, Papież zobaczył w telewizji relację z mistrzostw narciarskich w Val Gardena. "Bardzo to piękne, ale ja już bym chyba nie potrafił jeździć, szczególnie teraz. Zardzewiałem. Potrzeba by nowych nóg - powiedział. - To sport odpowiedni raczej dla ludzi niskich, padają z mniejszej wysokości niż wysocy".
Jean-Paul-ski
W czasach "narciarskich" Papieża przylgnął doń ukuty przez Francuzów pseudonim "Jean-Paul-ski". Niestety, od kiedy w listopadzie 1993 roku Ojciec Święty upadł w Sali Klementyńskiej w Watykanie i nieszczęśliwie zwichnął bark, nie wolno mu było już jeździć na nartach. Od tego czasu jedynie wędrował po górach, a zimą wyjeżdżał, żeby pooddychać świeżym powietrzem.
Marka sprzętu zjazdowego używanego przez Jana Pawła II, ze zrozumiałych względów antyreklamowych, okryta była tajemnicą. Na niektórych zdjęciach czasem jednak widać firmowy znak desek czy wiązań, na przykład na lodowcu Adamello Papież miał narty firmy Völki. Wybór firmy Ojciec Święty miał praktycznie nieograniczony, bo odkąd świat obiegła wiadomość o ukochanej pasji nowego Papieża, producenci, osoby prywatne, sportowcy i instruktorzy narciarstwa zwozili do Watykanu dziesiątki par najlepszych desek. Stanowiły one bez wątpienia największą tego typu kolekcję na świecie - podobno można by obdzielić nią pół Watykanu.

>Biało i sportowo<

Kiedy kardynał Karol Wojtyła objął Stolicę Piotrową, nie przestał być zapalonym turystą. Na początku pontyfikatu prasa światowa rozpisywała się o tym, że Ojciec Święty pływa, biega, ćwiczy, a przede wszystkim - jeździ na nartach. To była ogromna sensacja. Przyzwyczajony przez lata do aktywnego odpoczynku na świeżym powietrzu, także jako głowa Stolicy Piotrowej korzystał z każdej nadarzającej się okazji, by w nawale obowiązków choć przez chwilę obcować z naturą. Każda wycieczka w góry sprawiała mu niebywałą radość, której nie krył.
Musiał jednak zamienić ukochane Tatry i Beskidy na bliższe Dolomity, Alpy i Apeniny. Zmienił się też turystyczny ubiór krzepkiego górala: brezent skafandra zastąpiła bardziej stosowna biel. Ojciec Święty wakacje spędzał najczęściej w letniej rezydencji w Castel Gandolfo. Nie odmawiał sobie jednak odpoczynku także i podczas podróży oficjalnych. Kilkugodzinne przerwy robił sobie Papież w Tatrach, parkach narodowych Kanady, Kenii, Hiszpanii czy Stanów Zjednoczonych.
Podczas oficjalnych wizyt w chłodniejsze dni Papież na białą sutannę wdziewał swój nienagannie skrojony, dwurzędowy biały płaszcz z delikatnej wełny, zapinany na cztery guziki. Ponieważ płaszcz sięgał aż do kostek, gdy tylko protokół pozwalał, Dostojny Turysta dla wygody zastępował go turystyczną białą kurtką z kapturem. Do tego nosił białą czapkę, przypominającą maciejówkę. Sportowy strój to kolejna z licznych innowacji, jakie wprowadził polski Papież w sztywnej watykańskiej etykiecie. Dawniej, gdy było mu jeszcze wolno, Ojciec Święty często biegał przed obiadem. Miał wówczas na sobie białą sutannę, ale już bez pasa, bez krzyża na szyi, a nawet bez koloratki. I bez piuski. Szyte na miarę brązowo-czerwone mokasyny zastępował białym sportowym obuwiem.

>Prawie incognito<

Na dłuższe wyprawy w góry Papież zwykł nosić klasyczny strój turystyczny - bawełnianą wiatrówkę z kapturem, czapkę z daszkiem, szarą, płócienną koszulę, biały podkoszulek, proste, ciemne spodnie i masywne, brązowe górskie buty. Nikt nie rozpoznałby w nim Następcy św. Piotra.
Kiedy indziej - spacerując w chłodniejsze dni po ogrodach Castel Gandolfo - Papież na sutannę zakładał czarną pelerynę, a na głowę - czarny beret. W takim stroju udał się też Ojciec Święty na wyprawę na lodowiec Adamello w Alpach Retyckich. W schronisku z dostojnika kościelnego Papież przeistoczył się w narciarza z krwi i kości, ubranego zgodnie z obowiązującymi zasadami: w narciarskie spodnie i skafander oraz wełnianą czapkę - wszystko w kolorze głębokiego granatu. Do tego porządne rękawice, a zamiast gogli - duże okulary przeciwsłoneczne. Na nogach czerwone buty.
Ten strój nie dziwił, bo jeszcze w czasach krakowskich biskup Wojtyła słynął z niezwykłej dbałości o wyposażenie narciarskie: "Dysponował dobrymi nartami i miał dobre buty, a jeśli chodzi o ubiór, to raczej ubierał się skromnie" - wspomina Tadeusz Figus z Zakopanego. "Nosił czarną wiatrówkę - taki jakiś ortalionowy skafander zapinany na zamek błyskawiczny, miał najzwyklejsze spodnie narciarskie, a na głowie czapeczkę, tak zwaną 'marusarkę'".
Podczas jednodniowej wyprawy "prawie incognito" na stok Dolce Vita w Ovindoli Papież nosił niebieski kombinezon, który miał na sobie już wysiadając z samochodu. Zjeżdżał nierozpoznany, zamaskowany zwykłą czapką i okularami. Zaliczył całą dniówkę, czyli co najmniej sześć godzin na stoku. Dawniej miewał takich dniówek przynajmniej 14 rocznie.

Takiego właśnie mieliśmy Papieża Polaka ,sądzę ,że nikt w najblizszym czasie nie sprosta wyzwaniu aby Mu dorównać.Mam tu na myśli nie tylko dotkrynę wiary ,ale i zwykłe człowieczeństwo.Benedykt XVI załuguje na szacunek i uznanie,ale JPII to był  prawdziwy człowiek z charyzmą.

.


21.37...zapal w oknie znicz [*]

 

Obecnie jestem tu:http://gosia.nowyekran.pl.nowyekran.pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości