Kolaż: Romuald Kałwa
Kolaż: Romuald Kałwa
Romuald Kałwa Romuald Kałwa
304
BLOG

Zapomniana zbrodnia PRL

Romuald Kałwa Romuald Kałwa Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Czesław Kiszczak i Wojciech Jaruzelski maja na sumieniu naprawdę wiele zła. Mało kto pamięta, że gdy w Polsce w latach 1989/90 wypuszczano z więzień przestępców, dzięki czemu odzyskująca suwerenność Polska spłynęła krwią ofiar recydywistów (zasilających także bardzo niebezpieczne grupy przestępcze lat 90-tych), wysfobadzano także pacjentów szpitali psychiatrycznych.

Wypuszczając bandytów, dogorywająca komuna wbiła sztylet odradzającej się Niepodległej Rzeczypospolitej. W ten sposób układ okrągłostołowy zapewnił sobie immunitet od obciążanej i nieprzygotowanej do walki ze zorganizowaną przestępczością policji. Ogromna przestępczość lat 90-tych obrazowała również zdziczenie mieszkańców ówczesnej Polski.

Wypuszczano również chorych psychicznie pozostawiając ich bez opieki, a narażając na obelgi, zniewagi i pospolite ataki. PRL, państwo doprowadzone do upadku gospodarczego i moralnego przez zarządzającą nim juntę wojskową - zapewne z powodu oszczędności wypuszczało ze szpitali osoby w zaawansowanych stadiach chorób psychicznych. Czemu o tym się nie wspomina jak o amnestii z 7 grudnia 1989 r.? Może dlatego, że to bardzo wstydliwy temat, przecież stosunek do słabszych i bezbronnych pokazuje stan moralny człowieka. Czymś takim jest np. stosunek do aborcji i eutanazji.

Było to coś podobnego do niemieckiej akcji T4 z lat 1939 i 1940, gdzie w imieniu prawa eksterminowano osoby zniedołężniałe i chore psychicznie. Choć nie tak brutalnie, również PRL pozbywała się „problemu” chorych.

                                                                               ***

Oj, radochę mieli 28 lat temu mieszkańcy PGR-ów, ich dzieci, ale i inni mieszkańcy tych kilku wiosek skupionych w okolicy M., największej wsi.

Z tamtych czasów pamiętam m.in. nauczyciel fizyki i biologii, niejakiego Ł., który tuż po studiach we Wrocławiu ze wsi R., jako syn nauczycieli, w tym ojca używającego przemocy fizycznej wobec uczniów, sam powinien być wyrzucony z pracy nie tylko za tłumaczenie kim są geje i demoralizację młodzieży, ale także dotykanie uczniów szkoły podstawowej w tychże M., ekscytując się m.in. rozmowami o seksie z 12-latkami. On to z chorych psychicznie śmiał się najbardziej.

I dawał przykład uczniom, z których najgłośniej śmiały się pyzate gęby dzieci z grubymi wargami mieszkańców zaangażowanych w życie PGR-u i menelsko-pijackie życie wsi. Od razu zaznaczę, że choć ta wieś nawet dzisiaj należy do krajowej czołówki menelstwa, braku kultury i poczucia dobra wspólnego, to podobnie jest w wielu innych regionach Polski, w tym „wielkich miastach”, gdzie bywa, że poważanie społeczne zależy od stopnia chamstwa jednostki. Tak też było w czasach przełomu, gdy jako dziecko obserwowałem ludzi, np. na wspomnianej wsi czy na targowiskach w Brzegu czy Opolu.

Tak, mieszkałem wówczas w bardzo prymitywnym rejonie. Np. znany profesor filozofii, syn kolegi mojego dziadka, a pochodzący z tych okolic, w czasie swoich studiów był wyśmiewany - a bo przez to, że chodził w czarnym kapeluszu i płaszczu, albo, że wszyscy naukowcy to głupki... Te i tym podobne mądrości były i są codziennością. Np. wielką popularnością wśród tych ludzi cieszyli się znachorzy i zapomniany dzisiaj „cud w Oławie” z połowy lat 80-tych, gdzie miała ukazywać się Matka Boska. Co bardziej zaangażowane katoliczki w sklepie w T. mówiły – „wydrapię oczy każdemu, kto powie, że tam nie było cudu”. No, Kościół uznał, że nie było...

Przez wspomnianego nauczyciela najbardziej wyśmiewany był wypuszczony i pozostawiony samemu sobie, ranny w wojsku w brzuch, mieszkaniec wioski, gdzie ten "pedałgog" mieszkał. Chory obiecał, że wszystko załatwi i takie tam, więc był powodem do szyderstwa, podobnie jak paru innych dziwaków, mieszkających w tym rejonie i opuszczonych przez ówczesne państwo i społeczeństwo. Widziałem, jak wielu z nich wyzywano na środku wioski, obrażano... To zbydlęcenie było czymś normalnym, i najczęściej robiły to rozwydrzone dzieci miejscowych czerwonych notabli. Z tego, to byłby film Panie Wojciechu Smarzowski!

Pamiętam samotną młodą i włóczącą się po wioskach kobietę w czapce i płaszczu, która również i obowiązkowo „robiła” za pośmiewisko i dziwadło, ale też jednego człowieka, wykształconego kloszarda Michała, który przez to, że w czasie wojny banderowcy zabili jego rodzinę, bał się nocować w zamkniętym domu. Był inny, ale bardzo inteligentny. Nocował na cmentarzu, a w zimie w stodołach gospodarzy. Pod koniec lat 80-tych, grupa naprawdę małych, ale zdemoralizowanych uczniów szkoły podstawowej, napadła na tego człowieka, bijąc go, paląc jego wiersze, i wykopując z poniemieckiego grobowca czaszkę, którą kopano po całej wiosce. PGR...

A wspomniany nauczyciel z sadystycznej rodzinki (jego wujek nauczyciel, to dopiero zniszczył ludziom życie), śmiał się np. z „Pawiego Oczka”, człowiek z marginesu, który oprócz dziwnej twarzy posiadał sklejone palce. Czasy studenckie we Wrocławiu, łażenie do knajp i miejscowy upośledzony alkoholik, wsadzający palce do kieliszków innych bywalców, którzy, co nie dziwne, rezygnowali z napitki. To jedna z nauczycielskich opowieści w szkole podstawowej. Czy to nie przypadek, że wszyscy z nich mieli czerwone legitymacje PZPR, o żona nauczyciela, wiele lat później kandydowała do rady powiatu z PO?


Wtórowało im wielu ludzi. Czerwony chór bandy łajdaków. Wiele mają na sumieniu...


Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura