Przeglądałem ostatnio dość wnikliwie protokoły z posiedzeń pewnej Rady Gminy. Wspaniałe źródło wiedzy o tym jak wygląda prawdziwa Polska polityka, chociaż na szczeblu gminnym. Ale jeżeli z tych samorządów mają rekrutować się elity sejmowe czy rządowe, to musimy być przygotowani na wszystko. Proszę chociażby wsłuchać się w taki przykład.
Na czerwcowej radzie Rada Gminy w uchwale przeznacza 40 tys. złotych na pomoc dla powodzian. Wójt ma zorganizować za tą kwotę wypoczynek dla dzieci z zalanej falą powodziową gminy. Zasadniczo uchwała bardzo rozsądna, bo co prawda przeznaczamy 40 tys. dla powodzian, i tak to medialnie brzmi, to jednak powyższe pieniądze w całości zostaną we własnej Gminie, bo to na jej terenie będą przebywać na wakacjach dzieci, tutaj zostaną wykupione im noclegi, wyżywienie (i to nieważne czy w publicznym zakładzie czy od prywatnego przedsiębiorcy). Zarobi kucharka z Gminy co będzie gotować obiady. Zarobi miejscowy właściciel jakiejś atrakcji turystycznej, dokąd zabrane zostaną dzieci. Bardzo rozsądne.
Jednakże czytam protokół z sesji sierpniowej. Okazuje się, że 40 tys. zł z pomocy dla powodzian wróciło do kasy gminy ponieważ inna gmina wyprzedziła z pomocą naszą gminę, i zabrała dzieci na wypoczynek do siebie. A ponieważ uchwała jasno precyzowała jak ma wyglądać pomoc, to wójt nie mógł przekazać zalanej Gminie pieniędzy na coś innego, tylko musiał poczekać do zebrania swojej Rady Gminy. A teraz tak właściwie, to czy jest sens przekazywać te pieniądze… I teraz pomyśleć, że każda deklarowana zalanym gminom pomoc o wartości miała być przeznaczona na wypoczynek dla dzieci. Zalana gmina w czerwcu dowiaduje się o deklarowanej pomocy w wysokości 4 mln. złotych, a gdy przychodzi co do czego to okazuje się, że tej pomocy jest ledwo 40 tys. bo wszystkie gminy pomagające chciały tylko zorganizować wypoczynek dla dzieci. Rzecz jasna ogłaszanie tej pomocy odbywało się z odpowiednią fetą, a wykonanie… a kogo obchodzi wykonanie?
Problem rzecz jasna leży także w prawie i zaufaniu do siebie nawzajem. Gmina musi mieć kontrole nad swoimi środkami i dlatego musi pisać uchwały konkretnie określające na co jej pieniądze idą. Nie można napisać w uchwale „Pomoc dla powodzian” bo jeszcze wójt z zalanej Gminy dość swobodnie rozdysponuje sobie te środki pomiędzy swoimi i później będzie z tego powodu jakaś awantura w Superwizjerze. Nie można przekazać pieniędzy szczebel wyżej do wojewody/marszałka/starosty, bo się do niego nie ma zaufania (jest z innej opcji politycznej), a poza tym on ma całkiem inne zadania. Trzeba więc wysłać rekonesans do zalanej gminy (koszty, chociażby diety za podróź) i tam dowiedzieć się czego potrzebują. Chociaż tak właściwie to trzeba mieć tam stałego przedstawiciela do koordynowania pomocy, aby dowiadywał się z jaką pomocą ruszają inne gminy i aby nie dopuścić do takiej sytuacji, że wszyscy w ramach pomocy kupują farby, ale nikt nie kupuje pędzli. Wszystko to rzecz jasna w ramach celowości i dbania o środki publiczne. Tylko, że koszty udzielenia pomocy nam się zwiększają. No ale tak „Pomoc dla powodzian”, to przecież w państwie prawa, dbania o standardy życia publicznego, to byłaby rzecz zbyt prosta.
W protokołach zwróciłem uwagę na jeszcze jedna rzecz. Wystąpienie radnego z Partii A. Pan Radny pyta o politykę wójta z opozycyjnej Partii B, oto jakie podjął działania w sprawie takiej. Rzecz wygląda całkiem merytorycznie, prawnie i sensownie. Gdyby Radny z Partii A znał ustawę o dostępie do informacji publicznej, to rzeczy o które pytał ze spokojem uzyskałby na podstawie tej ustawy. Ale jesteśmy w końcu w małej gminie, radny nie jest prawnikiem i nie koniecznie musi znać dzieła wszystkich naszych wspaniałych legislatorów. Radny pyta się jak wyglądały warunki uczestnictwa gminy w jednym z licznych konkursów rankingowych na najlepszą gminę ( w tym konkursie Gmina zdobyła I nagrodę, co też Wójt uznał za jeden z sukcesów swojej kadencji). Radny widać, że jest trochę zorientowany w tematyce i wie, że większość tych konkursów polega na wpłacie ze strony gminy pewnych sum pieniężnych, i gdy suma jest ich odpowiednia i odpowiednio wyższa od innych startujących gmin, i rzecz jasna gmina spełnia pewne standardy nakazane przez prawo, to wtedy gmina wygrywa. Więc Pan Radny się dopytuje, o szczegóły uczestnictwa w tym konkursie. Wójt odpowiada, że nie udzieli takiej informacji. I wtedy do głosu dochodzi Radna z Partii B (z której wywodzi się Pan Wójt) i zwraca się do radnego z Partii A: „Panie Radny, to co Pan robi to skandal. Wstydzę się za Pana”. Po czym nagrodzona oklaskami siada do ław radnych.
Wstydzę się za Pana. Swego czasu, będąc dużo młodszym człowiekiem i tocząc swoje boje edukacyjne na poziomie 8 letniej Szkoły Podstawowej, gdy coś przeskrobałem, ale bardziej z powodów normalnej w tym wieku dziecięcej ciekawości i nie bardzo kwalifikowało się na wykroczenie godzące w regulamin szkoły, wpisanie uwagi do dziennika lub dzienniczka lub zawezwanie rodziców do szkoły, to zawsze moja Pani Wychowawczyni sięgała po argument „Piotrek, wstyd mi za Ciebie”. I to zdecydowanie wystarczyło aby mnie uspokoić i wzburzyć we mnie wyrzuty sumienia, ale tak właściwie to co ja złego zrobiłem.
Nie patrzyłem czy radna wypowiadające to „wstydzę się za pana” była nauczycielką, ale ponoć fachowe badania wskazują na bardzo liczną reprezentacje w samorządowych radach gminnych, powiatowych i wojewódzkich tego ważnego zawodu. Znam wielu bardzo dobrych nauczycieli i znam wielu nienajlepszych nauczycieli. Najgorsze jest czasem w nauczycielach ich przekonanie o własnej nieomylności, w interesującym nas przypadku podbitej jeszcze wyborem do rady, co daje naszemu „nauczycielowi” prawo do traktowania siebie jako specjalisty we wszechzakresach. A skoro w Szkole nauczyciel ustawia swoich uczniów, to i na takich posiedzeniach rady musi ustawiać niesfornych radnych. I wtedy sięga po sprawdzoną broń, a niech przeciwnik ma wyrzuty sumienia, że postępuje źle. Powiem mu, że wstydzę się, ja i cała rada razem ze mną wstydzi się za niego.
Dostrzegam tylko jeden problem. Otóż nawet Rada Gminy jest zgromadzeniem parlamentarnym i obowiązują tu zasady pracy parlamentarnej. Rzecz jasna można, przynajmniej dla mnie jest dopuszczalnym, aby powiedzieć o myśleniu swojego przeciwnika politycznego, że jest błędne, a właściwie idiotyczne i się z nim totalnie nie zgadzamy, ale to trzeba jakoś uargumentować. Należy zbudować zdania mające w sobie zwrot gdyż/ponieważ/że/bo i wypowiedzieć tam dlaczego uważamy tak a nie inaczej. Tylko takie coś daje szanse na rozmowę, bo nawet przeciwnik ma szanse wiedzieć o co dokładnie jest oskarżany i dlaczego. Inaczej rozmowa przeistacza się w brudną pyskówkę. Wypada także pamiętać o tym, że praca parlamentarna to praca z prawem. Prawo nie zna pojęcia „wstydu” w pracy parlamentarnej. Prawo zna pojęcia: wypowiedź niezwiązana z tematem, wypowiedź obraźliwa, wypowiedź nieregulaminowa. Jeżeli Pani Radnej przeszkadzała wypowiedź radnego, uważała ją za niezgodną z regulaminem czy porządkiem obrad to powinna po takie argumenty sięgnąć aby wyrazić swój sprzeciw. Tymczasem „wstydzę się” co niby ma dokładnie oznaczać. Radny powinien być rozliczany za to czy działa zgodnie z prawem i w interesie gminy, a nie na podstawie tego czy przynosi wstyd radnemu.
Bym prawie zapomniał, że to obecnie rządząca partia w czasie wyborów 2007 roku sięgnęła po zwrot „Rządzi PiS, a Polakom wstyd”. Nie można było złapać PISu na jakichkolwiek działaniach niezgodnych z prawem czy interesem Rzeczypospolitej, to trzeba sięgać po metody nauczycielskie. W końcu nauczyciel to pierwszy autorytet z jakim spotyka się młody obywatel III Rzeczypospolitej, a autorytet w III Rz-plitej to rzecz najważniejsza. A poza tym zawsze lepiej mieć debatę emocjonalną niż merytoryczną.
Inne tematy w dziale Polityka