Polska jest jednak doprawdy oryginalna i jedyna w woim rodzaju. Oto okazuje się, że łatwiej jest rządzić Państwem i być prorokiem spraw publicznych, niż redagować gazetę i uprawiać w niej publicystykę. Ponieważ w „sporze” pomiędzy „autorami niepokornymi” a blogerami fanatycznymi – Coryllusem, Toyahem i Kamiuszkiem oraz strzelającym reżyserem Braunem sercem jest po stronie blogerskiej, a i ich argumenty bardziej do mnie trafiają, więc nie odmówię sobie znów poznęcania się nad „autorami niepokornymi”. Ale biorąc siebie w obronę zastrzegam, że czynię to na wyraźne zlecenie red. Lisickiego, który zwrócił się do narodu blogerskiego z iście leninowskim pytaniem: „Co robić”.
Jeżeli to „co robić” jest taką kokieterią – pal licho, nie mamy problemu. Jeśli jednak „autorzy niepokorni” naprawdę nie wiedzą co robić to problem jest znacznie poważniejszy. Bo jak to było, że kiedykolwiek przed Jarosławem Kaczyńskim pojawiał się jakikolwiek dylemat polityczny to red. Ziemkiewicz czy red. Zaremba na drugi dzień pisali sążnisty artykuł w którym dokładnie wyjaśniali co Jarosław Kaczyński powinien zrobić, a tak w ogóle to czas Jarosława Kaczyńskiego, skoro stawia takie dylematy to się już skończył. Ile to razy „autorzy niepokorni” lamentowali, gdy „Kaczafi” się odezwał – wszak to znów był sygnał, że za chwilę wzrastające notowania PIS polecą w dół. Tak się czasem PiSem martwili, że dziś są bez pracy i bez gazety, a PiS i Kaczyński ma swoje 30% tak nadal ma, i jak nadal nie może dziennikarzom pomóc, tak nadal nie może.
Pamiętam, że jednym z argumentów red. Ziemkiewicza i innych uderzających w jego tony, było to, że Kaczyńscy nie potrafią stworzyć sobie i przekonać do siebie mediów. I wydaje mi się, że najwyższy czas aby z tego argumentu zrezygnować i Jarosława Kaczyńskiego za zarzut „niemedialności” podnoszony ze strony „autorów niepokornych” przeprosić. Wszak redaktor Lisicki w dzisiejszym wpisie jasno napisał: „Kiedy półtora roku temu tworzyłem tygodnik "Uważam Rze" myślałem, że żyję w kraju, w którym mimo wszystko działa wolny rynek, gdzie liczy się praca i umiejętności. (…)Zapomniałem, że cała ta historia dokonuje się w Polsce. Że nie chodzi tu o kapitalizm i wolny rynek, ale o polski kapitalizm i polski wolny rynek.”.
Uznać jednak należy, że rozumowanie półtora roku temu, a więc w trzy lata od wyborów 2007 roku i pół roku po Smoleńsku, że w Polsce działa wolny rynek, nawet jeżeli było oparte na nadziejach, jest jednak dowodem bardzo dużej naiwności. A już wstawka o polskim kapitalizmie… To co Oni wcześniej opisywali. Kapitalizm, który faktycznie mamy w Polsce, czy może ich przekonanie o tym jaki kapitalizm jest w Polsce?
To trochę dziwne, że redaktor Lisicki pyta się nas blogerów o to co robić dalej. Wydaje mi się, że gdybym był redaktorem naczelnym dużej gazety, którego właśnie pozbawiono tego stanowiska, to siedziałbym na komórce z szefem działu reklam i pytał go o telefony do stałych reklamodawców, i pytał na jakich warunkach zainteresowani byliby umieszczaniem reklam w gazecie która lada chwila powstanie. Ewentualnie udawał się z pokorną pielgrzymką po domach takich reklamodawców, pamiętając który jest uczulony na punkcie dopasowania butów do garnituru, a z którym wstęp do rozmowy rozpoczyna się od skomentowania wyników sportowych weekendu. Jeżeli zaś takich rozmów nie da się przeprowadzić – ponieważ domy reklamowe są opanowane przez „sitwy”, a reklamodawcy nie chcą ryzykować swoich interesów – to prosiłbym o dokładne tego opisanie w kontekście słów Jarosława Kaczyńskiego o układzie. Jeżeli natomiast do takich rozmów nie mogło dojść, ponieważ „autorzy niepokorni” są autorami niepokornymi, kochają Polskę, napisali wiele książek i przy codziennej kawie rozmawiają o trumnach Piłsudskiego i Dmowskiego i nie mają czasu na takie chodzenie i to oni czekają aż do nich reklamodawcy przyjdą – ano to też proszę o jasną deklarację. I w tym momencie będę miał niezbity dowód na to, że „autorzy niepokorni” zupełnie nie nadają się do roli, którą sobie przypisali i składam zdecydowany wniosek oto aby redaktorem naczelnym nowego wcielenia „Uważam Rze” był Gabriel Maciejowski (umowa na dwa lata, z opcją przedłużenia w wypadku osiągnięcia określonego nakładu)
Mój ulubiony Cat-Mackiewicz, będąc jeszcze studentem prawa, w wieku 26 lat, jakimś sobie znanym sposobem dotarł do kręgów ziemiańskich Polski Północno-Wschodniej – do tzw. Żubrów kresowych i za ich pieniądze został redaktorem naczelnym wileńskiego „Słowa”. To był pewien sprawiedliwy układ, bo Cat pisał o wszystkim, a przy okazji zawsze podnosił interesy swoich sponsorów. Dzisiaj „autorzy niepokorni” proponują nam układ ciut inny. My ich będziemy sponsorować, a oni nas będą uczyć (coaching) – czego powinniśmy żądać, jak powinniśmy myśleć (ba, będą nawet pouczać wyraziciela naszych interesów Jarosława Kaczyńskiego). A my mamy tego grzecznie słuchać….
No i to się kończy tak, że i My i nasi „autorzy” lądujemy razem na tym samym bruku.
Kończąc. Wiem, że Catowi było łatwiej bo pisał i redaktorował w II Rzeczypospolitej. Ale może jemu było też łatwiej, dlatego że zaczynając swoje redaktorowanie umiał napisać pozew i nie robił wielkich oczu gdy widział jak w praktyce działają prawa autorskie. A dla naszych „autorów” niepokornych najlepszą rekomendacją do prowadzenia publicystyki politycznej, jest napisanie paru książek z pogranicza fantasy (aż tak zaznajomiony nie jestem, ale rozumiem że fantasy to Elfy, Krasnoludy.. albo wojny robotów). Cóż pisanie fantasy daje wspaniałą możliwość kreowania sobie świata i poruszania się po nim. To bardzo wygodne. Poruszać się po takiej UważamRzeczywistości.
PS
Inne tematy w dziale Polityka