Załóżmy sobie, że mamy milion euro. Czy jesteśmy bogaci? Dodajmy zatem, że mamy ten milion i mieszkamy w Korei Północnej, bez szans na wyjazd zagranicę i przy takim założeniu, że nasi sąsiedzi w ogóle nie wiedzą co to jest euro, a najważniejsze dla nich jest zdobycie jakiegokolwiek jedzenia. Czy nadal jesteśmy bogaci?
Spróbujmy inaczej. Mamy milion euro, ale możemy go wydać tylko w sklepie, gdzie ceny są trzy-cztery razy droższe, niż ceny na zwykłym rynku. Obrazowo: nie możemy kupić pietruszki na targu prostu z samochodu marki Żuk albo Tarpan, ale musimy po nią iść do „Piotra i Pawła”. Czy nadal jesteśmy bogaci? Okazuje się, że my z milionem euro kupujemy dokładnie taki sam koszyk zakupów, jak nasz kolega, który ma tylko 250.000 euro, ale który może sobie kupować gdzie chce i kupuje na targu, a nie tak jak my w najdroższym markecie. Kto z nas jest bogatszy?
To takie li tylko teoretyczne rozważania, ale mam wrażenie, że są bliższe życiu i realnej ekonomii, niż hasła w stylu: wprowadźmy euro, bo wtedy będziemy bogatsi; wprowadźmy euro, bo nie będziemy musieli chodzić po kantorach; wprowadźmy euro, bo wszyscy je mają. Mam z resztą takie wrażenie, że nasi ekonomiści waluty obce rozważają tylko przez pryzmat kantorowy. To znaczy przechodząc koło tablicy z kursami walutowymi, patrzą i myślą: cztery złotówki za jedno euro – znaczy się euro lepszą walutą od naszej; jedna złotówka za jednego łotewskiego łata, znaczy się łat lepszą walutą, bo Łotwa mniejszym krajem od Polski. Oooo! Jedna złotówka – sto dwadzieścia węgierskich forintów – znaczy się cienizna, węgierska gospodarka znacznie słabsza od naszej. Dla tych naszych ekspertów rzekomym momentem, gdzie euro wyprzedziło dolara, był moment, w którym dolar stał się tańszy od euro w stosunku do złotówki. No i dyskutuj z takim, dla których ważny jest tylko licznik kantorowy, a takie rzeczy jak siła gospodarki, obieg waluty w kraju, wymiana handlowa z innymi krajami, czy wreszcie potrzeby miejscowej ludności są bytami zupełnie abstrakcyjnymi. Wszak kurs waluty jest zawsze widoczny i jasny, a niech Pan powie, co to są te potrzeby ludności?
Swoją drogą, zawsze ciekawiło mnie w jaki sposób się ustala kurs walut, i jakoś póki co nikt mi tego sensownie nie potrafił wyjaśnić. Wersja jako do mnie przemawia z ustalaniem wyglądała niegdyś tak. Rząd Grecki, który jeszcze operował drachmą, na posiedzeniu w listopadzie, prosił Ministra Turystyki o zreferowanie ilu niemieckich turystów przyjechało w tym sezonie do Grecji, ile pozostawiło marek, i jakie są prognozy na następny rok. Po czym proszono Ministra Gospodarki o informacje, jakie w zeszłym roku Grecja zrobiła zakupy w Niemczech, za ile drachm kupiła maszyn i patentów i jakie są prognozy takich zakupów na przyszły rok. Kiedy miał już te dane i widać, było że więcej do kraju wpłynęło marek niż ich w Niemczech wydano, to wtedy obniżano kurs drachmy wobec marki, żeby niemieckich turystów przyjechało jeszcze więcej. Gdy zaś sytuacja była odwrotna, to znaczy mniej marek przywieziono, a więcej wydano, wtedy starano się albo kurs drachmy zawyżyć, ale na tyle ostrożnie, żeby wczasy były zawsze tańsze w Grecji niż w Egipcie czy Turcji, albo proszono Ministra Gospodarki, aby jeszcze raz zastanowił się nad listą zakupów w Niemczech. Jak się Grecja drachmy pozbyła, to i straciła ten prosty mechanizm, i to o czym już wielokrotnie Dim pisał. Grecja została z pieniędzy wypłukana. Niemcy nie zostawiali tyle marek, co niemiecki przemysł wysysał z Grecji, a Rząd Grecki stracił jakąkolwiek nad tym kontrolę.
Warto o tym pamiętać, że siedzibą Europejskiego Banku Centralnego jest niemiecki Frankfurt nad Menem. Dlatego uważam, że Polska powinna aspirować do strefy euro, ale pod jednym warunkiem, że siedzibą Europejskiego Banku Centralnego zostanie Radom, tak żeby siedziba Europejskiego Banku Centralnego w Radomiu była dokładnie zapluskwiona przez naszą Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, tak aby wszystkie sprzątaczki w tym budynku były na usługach miejscowej Policji. Tak żeby oprócz sprzątania budynku od czasu do czasu kserowały i fotografowały różnego rodzaju raporty, informacje o produkcji w poszczególnych krajach czy informacje o wymianie handlowej z poszczególnymi państwami, tak aby nasz Rząd zawsze ciut wcześniej wiedział, że kurs euro wobec jednej waluty się umocni, a wobec drugiej osłabnie. I wtedy jestem jak najbardziej za wejściem do strefy euro.
No ale to długa droga, bo przede wszystkim sami Polacy uważali by się za niegodnych ulokowania siedziby tak ważnej instytucji w Radomiu, bo już zapomnieli że niegdyś w tym mieście był Trybunał Skarbowy Koronny, więc jakieś tradycje finansowe gród nad Mleczną posiada. Poza tym, przecież najważniejsze to jest mieć dużo pieniędzy w portfelu, i najlepiej takich najdroższych z najdroższych.
Inne tematy w dziale Polityka