Istnieje jedno przede wszystkim wielkie nieporozumienie. Otóż sprzeciw wobec wypowiedzi Ewy Wójciak jest sprzeciwem wobec formy wypowiedzi, nie wobec treści. Z żalem czytam list obrońców, zwłaszcza że podpisanych jest pod nim sporo profesorów i wykładowców również i mojego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Treść tego listu świadczy o tragicznym niezrozumieniu co jest istotą sporu nad wypowiedzią Ewy Wójciak.
Przede wszystkim, nie jest to wypowiedź prywatna. Gdyby to była wypowiedź prywatna, to nie dowiedziałoby się o niej pół Polski. Ewentualnie dowiedziałoby się z drugiej ręki, powtarzając plotkę – a ponoć ta Wójciak to powiedziała prywatnie dość nieładnie wobec nowego Ojca Świętego. Trzeba sobie zdawać sprawę, że facebook jest rodzajem publicznej agory i żałosnym jest tłumaczenie, że ona była skierowana tylko do znajomych, czy też powoływaniem się na ustawę o świadczeniu usług drogą elektroniczną i ochrony usługodawców. Tu nie mamy usługodawców, tu wszędzie są ludzie. I część z nich, w tym piszący ten list, chce pewnej grzeczności w życiu publicznym.
Przełamywanie społecznych i artystycznych barier nie zawsze jest powodem do dumy. Życie społeczne wymusza i legalizuje istnienie pewnych barier. Jedną z tych barier jest art. 136§3 kodeksu karnego, który traktuje jak przestępstwo znieważanie na terytorium Rzeczpospolitej głowy obcego państwa. Jeżeli się tą barierę chce przełamać, to trzeba zgodnie z regułami demokracji dążyć do uchylenia tego przepisu, zmiany prawa. Tak należy przełamywać tą barierę. Samodzielne przełamywanie z powołaniem się na prawa sztuki i immunitet artystyczny jest li tylko tak naprawdę aktem warcholstwa. Liczyć się przy tym z międzynarodowymi konsekwencjami, czyli spadkiem prestiżu Rzeczypospolitej zagranicą, która wyjdzie z założenia, że skoro Polacy pozawalają na obrażanie głowy naszego państwa, to nie mamy powodu aby zapewniać im wzajemność.
Wypowiedź Ewy Wójciak nie jest też przejawem niezależnego myślenia i tworzenia. Jest ona przejawem przede wszystkim ogromnego chamstwa w polskim życiu publicznym, które zostało nam po czasach komunizmu, a i także po czasach zaborcy rosyjskiego. Nie umniejszając nic językowi Puszkina czy Dostojewskiego, należy jednak pamiętać, że jest to język bogatych połajanek i przekleństw. Trudno jest mi też wyobrazić sobie nasze dawniejsze elity, ze swobodą mówiących i myślących po francusku czy niemiecku, aby sobie pozwalały na tak prostacki komplement wobec swoich przeciwników ideowych. Zapewnie zbudowałyby jakieś zdanie z którego wynikałoby, że nie zgadzają się z wyborem Ojca Świętego. Jeżeli zdanie byłoby obraźliwie to powiedziałyby, że to wina naszego prawicowego nadwrażliwego tłumaczenia. Większość zaś byłaby pod wrażeniem znajomości języka obcego. Tymczasem zaś mamy słowo na Ch.. które potrafi w Polsce rzucić każdy, i co gorsze rozumie każdy. A skoro potrafi każdy, to jak tu mówić też o jakimś wysokim stopniu niezależności myślenia i procesie twórczym? Tu chyba jest przejaw braku myślenia.
Należy też zadać pytanie, czy to że Ewa Wójciak ma znajomych w Buenos Aires, bywa tam i wczuwa się w życie kulturalne i polityczne Argentyny jest aby najlepszą rękojmią do zabierania głosu jako autorytet na temat nie łatwiejszej od naszej historii tego dalekiego nam kraju? Nigdy wcześniej nie słyszałem, o wielkiej argentyńskiej pasji pani dyrektor wywołującej u niej aż tak dosadną wypowiedź, nie słyszałem aby była odznaczana jakimś wyróżnieniami Rządu Argentyny? Czy to naprawdę chodziło o wyrażenia bólu nad ofiarami junty argentyńskiej, czy może bardziej o to aby znów dołożyć kościołowi katolickiemu?
Popełniają też sygnatariusze listu błąd rzeczowy jeżeli chodzi o zmianę Konstytucji Polski ludowej w roku 1976. Sprzeciwiano się wówczas przede wszystkim wpisaniu przodującej roli Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej oraz wpisaniu nieśmiertelnego sojuszu ze Związkiem Radzieckim. Nie było tam nic o wolności sumienia i praktyk religijnych. Tu raczej trzeba byłoby wskazać paradoks, że dążąc do socjalizmu i tym samym programowego ateizmu Polska Ludowa nie była aż tak zacięta przeciw kościołowi katolickiemu i chrześcijaństwu, jak wyznającą pełną wolność sumienia i wyznania III Rzeczpospolita wraz ze swoimi elitami i sojusznikami z coraz bardziej przeciwchrześcijańskiej Unii Europejskiej.
Biografię swoją tworzymy przez całe życie, ale też potrafimy przekreślić jednym wydarzeniem czy słowem. Wolność słowa i myśli nie polega na wolności obrażania. Wolność słowa i myśli ma prowadzić do sporu publicznego, a nie do wymiany wyzwisk. Jaki jest bowiem kontrargument wobec słowa na ch? Że Ojciec Święty nie jest słowem na ch? Albo, że wypowiadająca te słowa sama jest innym słowem na ch, k, c lub p? To takiej swobodnej dyskusji chcemy? To ma być ta publiczna debata i wymiana myśli? Moi państwo to jest rynsztok nie debata.
Wolność słowa polega na tym, że nikt nie zmusi i nie zmusza pani Wójciak do tego aby kochała ona Ojca Świętego. Zapewne gdybyśmy chcieli tą sytuację przyrównać do zawsze przywoływanych jako okres zniewolenia myśli czasów stalinowskich, to Ewa Wójciak znalazłaby swoje nazwisko na liście wyrażającym „radość ludzi kultury w Polsce z wyboru nowego Ojca Świętego”, ewentualnie zostałaby zmuszona do podpisania takiego listu sugestią odbioru kartek, tudzież zostałaby wysłana do obozu reedukacyjnego na przemyślenie swojego zdania. Wolność słowa nie jest wolnością obrażania. Wolność myśli nie jest prawem do głupoty. I nie przywołujmy na to egzegezy poetów i filozofów, zwłaszcza anonimowych, bo nie znam doprawdy poetów czy filozofów, którzy oficjalnie częstowaliby swoich przeciwników takimi komplementami jak czyni pani dyrektor Wójciak.
Domaganie się odwołania Ewy Wójciak jest naturalną konsekwencją możliwości popełniania przez nią przestępstwa. Osoba, która pełni publiczne funkcje za publiczne pieniądze, nie może być karana za przestępstwa ścigane z oskarżenia publicznego. Demokracja każdego traktuje równo i nie żadnego immunitetu artystycznego. Nie należy też przesadzać, że jest to walka z wolnością sztuki, bo ewentualne odwołanie Ewy Wójciak nie oznacza zakazu działalności artystycznej, nie stanowi źródła czy aktu zezwalającego na jej prześladowanie, na pewno nie będzie sygnałem do palenia i niszczenia dorobku artystycznego Ewy Wójciak. Jest tylko wyrazem opinii publicznej, która oczekuje od sztuki czegoś wyższego… jakiegoś piękna, a nie zwykłego słowa na ch… Sztuka powinna obronić się sama, i jeśli Pani Wójciak jest tak mocna, to powinna sobie spokojnie poradzić bez publicznych pieniędzy, których zawsze na sztukę jest za mało. Nazwiska tych którzy doprowadzą do odwołania Ewy Wójciak zgodnie z regułami państwa prawa będą podane do wiadomości publicznej i zostaną one w następnych wyborach samorządowych poddane pod ocenę społeczeństwa.
Debata której oczekujemy, nie jest znanym z czasów średniowiecznych bitew wyjechaniem przed szereg dwóch armii wodzów i wzajemnej wymianie między nimi połajanek i słów obraźliwych (że wspomnimy Bitwę pod Hastings czy boje naszego Bolesława Chrobrego z Rusinami nad Bugiem), mających dodać animuszu własnym wojom i znieważyć i zdegradować w jak największym stopniu przeciwnika. Może właśnie jednak nie chodzi Wam o debatę, ale o to żeby nas jak najbardziej poniżyć przed starciem, którego nie unikniemy, bo naprawdę dwa tysiące lat chrześcijaństwa jest tą rzeczą, której my będziemy bronić i naszych pozycji nie opuścimy!
Inne tematy w dziale Polityka