Przeglądam sobie portal Interia, i taka oto ważna informacja mnie dopadła, o tym że GW powtórzyła kolejny sondaż wyborczy - http://fakty.interia.pl/raport/wybory_2007/news/gdzie-wygra-po-a-gdzie-pis,994313 . Co mnie najbardziej zirytowało. Ten oto fragment:
Dwa tygodnie po pierwszym sondażu w czterech okręgach doszło do zmiany lidera. Przypadek najbardziej spektakularny to Zielona Góra: poparcie dla PO - z senatorem Stefanem Niesiołowskim na czele - spadło z 48 do 27 proc. To oznaczałoby 4 zamiast 7 mandatów. PiS zyskał w tym czasie 9 pkt proc. i ma 33 proc. To prawdopodobnie "efekt Marcinkiewicza" - były premier mocno wsparł miejscowych kandydatów PiS, m.in. wystąpił w ich spotach - pisze dziennik.
A czy dziennikarzowi Wyborczej nie przyszło do głowy, że to może efekt Niesiołowskiego. Ze po prostu mieszkańcy województwa Lubuskiego nie są w ciemię bici, i wiedzą kto to zaś ten Niesiołowski. Że to warchoł, który poza wymyślaniem nowych wyzwisk na pana premiera, nie ma nic ciekawego do zaoferowania. A poza tym to spadochroniarz. I skoro pani Zyta Gilowska w Poznaniu jest zła, bo z Lublina, to pan Niesiołowski również może być zły w Zielonej Górze, bo z Łodzi. W końcu mieszkańcy Zielonej Góry też mogą być konserwatystami, przywiązanym do swoich ludzi.
I jak tu traktować GW jako obiektywną gazetę.
Inne tematy w dziale Polityka