Nie wiem, czy "autorytety są (u nas) programowo wycinane". I nie wiem, czy okazją dla tego "programowego wycinania", jest przypadek dotyczący osoby senatora Krzysztofa Piesiewicza. Wiem natomiast, że dokładnie takie odnieść można u nas, niestety często, wrażenie. Rozumiem więc doskonale oburzenie arcybiskupa Józefa Życińskiego, gdy stwierdza on, że żyjemy w "demokracji plotkarskiej". I bardzo podoba mi się podejście arcybiskupa do ludzkich słabości. Podejście, które u abp Życińskiego wyraża się słowami: "Kościół nie jest Kościołem dla aniołów, ale grzeszników".
Grzesznikami jesteśmy wszyscy. I niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który uważa, że nim nigdy nie był. Stara to prawda, ale często i chętnie zapominana. Zapominana nie tylko u nas.
Nie zamierzam ani bronić, ani oskarżać senatora Piesiewicza.
Prywatne problemy, zabawy, upodobania tego lub innego polityka są w cywilizowanym świecie tylko i wyłącznie jego prywatną sprawą. Tak długo, jak długo nie kolidują one z obowiązującymi przepisami. Przestają być sprawą prywatną, gdy w temacie pojawiają się, na przykład, kwestie szantażu, okupu lub... narkotyków.
Powstaje wówczas pytanie, czy dana osoba nie powinna natychmiast zawiesić swojego immunitetu i członkostwa w danym gremium, w tym partyjnym. Zawiesić tak długo, aż nie zostaną wyjaśnione wszystkie, pojawiające się kwestie.
Media plotkarskie, wszelkiego rodzaju obrzydliwe tabloidy mają to do siebie, że niczym innym tak naprawdę się nie zajmują, tylko tanią sensacją. Im sensacja ta bardziej wyuzdana i im bardziej znanej osoby dotyczy, tym dla niepoważnych mediów oczywiście lepiej. Idiotyzm charakteryzujący styl prasy bulwarowej, polega właśnie na tym, że szczytem marzeń tak zwanych "dziennikarzy" tejże prasy jest publikowanie (najlepiej codziennie) kolejnych fotek, prezentujących znane osoby w tak zwanych "kompromitujących" je sytuacjach. Na polskim, rynku tabloidów marzeniem "Super Expressu" lub "Faktu" jest, by w poniedziałek udało się zamieścić fotkę premiera na przykład na obcasach, a we wtorek prezydenta, gdy (może) maluje sobie paznokcie. Zdjęcie, gdy prezydent "targa" ze sobą foliówkę / reklamówkę od żony wsiadając do samolotu, też się oczywiście natychmiast przyda. Nakład bulwarowej gazety wzrośnie wówczas znacząco. A wraz z nakładem przypływ kasy. Dużej kasy. Zadaniem bulwarowej prasy (na całym świecie) nie jest, i nigdy nie było, dziennikarstwo wraz z wszystkimi jego wszystkimi pozytywnymi cechami. Bulwarowe tabloidy żyją tylko i wyłącznie z sensacji. Im ona głupsza, brutalniejsza i bardziej sensacyjna, tym dla nich lepiej.
Toteż w wypadku polityków z tak zwanego świecznika, jeśli już lubią czasami i dla zabawy sukienkę, obcasy lub torbę - reklamówkę, podczas wyjazdu zagranicznego, zalecana byłaby wiedza, że każde, nawet najbardziej niewinne zdjęcie, może już jutro (lub za rok) ukazać się nagle bardzo kompromitujące. A pomogą w tym zawsze "życzliwi", których przecież nigdy nie brakuje. Świat nie jest aniołami przepełniony.
W naszym polskim, bardzo zaściankowym grajdole (próbować) kompromitować poszczególne osoby, można z pewnością o wiele łatwiej, niż ma to miejsce w cywilizowanym świecie Zachodu. Minister spraw zagranicznych RFN, szef niemieckich liberałów (FDP), Guido Westerwelle jest gejem. I żyje oficjalnie w związku partnerskim z drugim mężczyzną. Gejem jest również burmistrz, premier kraju związkowego Berlina, największego miasta Niemiec. Również Klaus Wowereit (jednocześnie wiceprzewodniczący niemieckich socjaldemokratów, SPD) żyje od lat w oficjalnym związku partnerskim z innym mężczyzną. Ale fakt bycia gejem nie kompromituje na Zachodzie nikogo. Toteż niemiecki protoplasta polskiego "Fakt"-u, bulwarowy i wielkonakładowy dziennik "Bild" nie ma najmniejszej szansy, by wywołać tak zwaną "sensację" publikując na przykład fotki, na których jeden lub drugi wspomniany powyżej polityk, całuje się z... mężczyzną. W Europie nie zrobiłoby to na nikim żadnego wrażenia. A "Bild" ośmieszyłby się przy okazji. U nas wystarczy już... sukienka.
Tematem poważnym dla europejskiego polityka, byłby natomiast zarzut o styczność z narkotykami. Zarzut to bowiem istotny. Gdyby "Bild" nie miał pewności w tej delikatnej kwestii, trzy razy rozważyłby, czy opłaca mu się publikować takie "sensacje". Przegrana przed sądem może nie tylko drogo kosztować, ale (znowu) kompromituje dziennik. Ale i to trzeba przy okazji wiedzieć, tabloidy często się kompromitują, przegrywają procesy i płacą wysokie odszkodowania. I nadal mają się wyśmienicie. Liczy się przecież tylko sensacja.
U nas próba kompromitacji jest jednak o wiele łatwiejsza. Wystarczy już sukienka. Bo zarzuty o narkotyki także trzeba będzie udowodnić.
Przy okazji przypadku senatora Piesiewicza odzywa się "kolega" z jego partii, Janusz Palikoti informuje, że "sam bym złożył mandat na jego miejscu i odszedł z polityki". To z pewnością bardzo szlachetne. Mniej szlachetne są już jednak nawoływania Palikota, by Piesiewicz odszedł z klubu PO, "a najlepiej w ogóle z polityki".
Poseł Palikot zbierać zamierza na przypadku Piesiewicza kolejne punkty do swej krzykliwej kariery. Tymczasem, tak długo, jak długo sąd Piesiewiczowi niczego w kwestii narkotyków nie udowodnił, tak długo Piesiewicz jest niewinny. Szkoda, że Palikot tego nie wie. A może udaje, że nie wie...
Wszystkie cytaty za serwisem Onet.pl
Grzegorz Ziętkiewicz
Utwórz swoją wizytówkę Dziennikarz prasowy, radiowy i telewizyjny. W okresie 1980 - 81 redaktor prasy NSZZ "Solidarność" ZR Wielkopolska w Poznaniu, internowany 13. 12. 1981. Na emigracji w RFN 1983 - 97. Były berliński korespondent Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa oraz korespondent paryskiej "Kultury". Autor periodyków (nakładem władz Miasta Berlina) o historii i współczesności Polaków w Niemczech i w Berlinie. W latach 90. współpraca dziennikarska z tygodnikiem "Wprost", "Rzeczpospolitą" "Tygodnikiem Powszechnym" i "Gazetą Wyborczą" oraz I PR. Obecnie autor cyklicznego programu o tematyce polsko-niemieckiej na antenie Radia Merkury Poznań. <a
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka