Palikot ma tak zwane parcie na szkło. I nie od dzisiaj. Palikot zrobi wszystko, by wokół jego osoby szumiało. Może (kto wie, czy nie na pewno) już tak po prostu ma. A może z Lublina (bo z Biłgoraju na pewno) jest do Warszawy za daleko. Toteż dzień, (a już znowu na pewno) tydzień bez głośnego szumu wokół osoby Palikota, to tydzień (dla Palikota) stracony.
Palikot wpisuje się w schematy występujące i w innych partiach politycznych demokratycznej Europy. Również i tam znani są z przeszłości politycy, posłowie z poszczególnych partii, którzy zasłynęli tym lub innym niecodziennym wystąpieniem. I to niejednym. Nie zawsze byli to mężczyźni. Występy Palikota, prezentującego publicznie sztuczny penis muszą się jednoznacznie kojarzyć z występami pewnej pani. Nazywa się Ilona Staller, a bardziej znana jest pod pseudonimem Cicciolina . Tyle, że Cicciolina przeszła do historii, jako polityk uwielbiający prezentować przed kamerami swój cały biust. I tu powstaje pytanie, czy wdzięczni być powinniśmy Palikotowi, że zaprezentował nam tylko sztucznego penisa. Teraz Cicciolina walczy o świat bez energii jądrowej i opowiada się za całkowitą wolnością seksualną. W filmach porno od 1989 już nie występuje.
Różnic pomiędzy Ciccioliną a Palikotem jest kilka. Włoska polityk węgierskiego pochodzenia jest przede wszystkim ładna. Ponadto nigdy nie dostąpiła zaszczytu sprawowania funkcji wiceszefa jakiejkolwiek partii rządzącej. I wreszcie jej występy ona sama traktowała jako element walki z pruderią. A rozbierać się publicznie przecież zawsze lubiła. Cicciolina to w wolnym tłumaczeniu z włoskiego na język polski złotko lub może słoneczko. Czy Palikot jest polskim słoneczkiem...
Poważna partia polityczna i do tego rządząca, ma w wypadku zaistnienia w swoich szeregach polityka formatu Palikota zawsze co najmniej dwa możliwe rozwiązania. Pierwsze, a wszystko na to wskazuje, że właśnie to rozwiązanie wybrał szef PO, Donald Tusk, powoduje, że "złotko" jest tolerowane. Wyskoki "słoneczka" przynoszą bowiem partii wymierne efekty. Zawsze przecież znajdzie się grupa wyborców, których takie "jajcarstwo", raz z biustem (we Włoszech), a raz ze sztucznym penisem (w Polsce), ale zawsze przed kamerami, zbierze poważna grupę dodatkowych zwolenników. A ci wdzięczni będą, że mają takie "złotko".
Tolerowanie "słoneczka" i obdarzenie go całkiem przecież niedawno stanowiskiem jednego z wiceszefów partii, miało z pewnością w zamyśle jej szefa, jednocześnie premiera, zmniejszyć rolę Palikota. Zwłaszcza, że wiceszefów Platforma ma bez liku. To i jeden Palikot więcej lub mniej, miał tu, być może, niczego nie zmienić. Każdy szef każdej partii politycznej miewa ze swoimi dworzanami problemy. Trzeba ich jakoś poukładać w ramach struktur własnej partii politycznej. Najlepiej więc stworzyć dla nich wiele, równorzędnych stanowisk. Im więcej ich będzie, tym mniejsze będą przecież miały naprawdę znaczenie.
Wyniesienie Palikota do stanowiska wiceszefa partii dodało samemu Palikotowi jednak skrzydeł. Teraz lubelski poseł poczuł się na tyle mocny, by zabierać coraz częściej głos nie tylko w sprawie rzekomych, alkoholowych problemów prezydenta lub prezentować sztuczne penisy. Teraz Palikot wkroczył, swoim własnym zdaniem, do wielkiej polityki i zabiera głos w wewnątrzpartyjnej dyskusji na temat potencjalnych kandydatów na fotel prezydenta państwa. I robi to w stylu i tak, jak sam potrafi. Czyli... atakując własnych kolegów. Własnych kolegów z własnej partii Palikot atakuje nie po raz pierwszy. Palikot chętnie dołoży przecież Drzewieckiemu, zwłaszcza gdy były minister i były skarbnik partii już leży na przysłowiowych łopatkach, powalony w wyniku tak zwanej "afery hazardowej". Gdy ktoś już leży, Palikot czuje się tym bardziej mocny i chętnie leżącemu dokopie. Można i tak.
Sikorski nie leży, ma się wyśmienicie. Jego żona, znana i szanowana w świecie amerykańska dziennikarka tym bardziej nie leży. Palikot wynajdzie więc sposób, by drążyć publicznie wokół tematu. Sikorskiego widać wyraźnie nie lubi, a Komorowskiego może jednak i trochę. Na pewno póki co. Gdyby w przyszłości Komorowskiemu powinęła się kiedyś polityczna noga, wówczas Palikot będzie być może pierwszy, który i Komorowskiemu dokopie. Może to właśnie taki typ, który już tak ma.
Drugim rozwiązaniem, które ma do dyspozycji szef Platformy jest uciszenie Palikota. I jednoczesne odtrącenie od partii wszystkich entuzjastycznie do lubelskiego posła nastawionych wyborców.
Bowiem Palikot nadal bawi wiele osób. I jednocześnie Palikot szkodzi wielu osobom z własnej partii. Palikot to kawałek Polski. Taka już jest ta Polska. Palikot ma się w niej wyśmienicie.
Grzegorz Ziętkiewicz
Utwórz swoją wizytówkę Dziennikarz prasowy, radiowy i telewizyjny. W okresie 1980 - 81 redaktor prasy NSZZ "Solidarność" ZR Wielkopolska w Poznaniu, internowany 13. 12. 1981. Na emigracji w RFN 1983 - 97. Były berliński korespondent Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa oraz korespondent paryskiej "Kultury". Autor periodyków (nakładem władz Miasta Berlina) o historii i współczesności Polaków w Niemczech i w Berlinie. W latach 90. współpraca dziennikarska z tygodnikiem "Wprost", "Rzeczpospolitą" "Tygodnikiem Powszechnym" i "Gazetą Wyborczą" oraz I PR. Obecnie autor cyklicznego programu o tematyce polsko-niemieckiej na antenie Radia Merkury Poznań. <a
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka