grzesiekZ grzesiekZ
3703
BLOG

Smoleńsk - to mógł być zamach - argumenty w pigułce

grzesiekZ grzesiekZ Polityka Obserwuj notkę 13

ZAPRASZAMY NA NOWĄ WERSJĘ ARTYKUŁU:

 

Smoleńsk - hipoteza zamachu - argumenty w pigułce V2

 

 

 

 

Katastrofa pod Smoleńskiem - to mógł być zamach

(Data aktualizacji: 22-08-2010)

 

Uwaga!!! W artykule Nowe teorie spiskowe nt. katastrofy pod Smoleńskiem zamieszonym na Wirtualnej Polsce skrytykowano fragment tego artykułu wyrywając go z kontekstu! Riposta znajduje się w artykule "Walka ze spiskowymi teoriami - recepta dla półgłówków"- zapraszam do lektury!

 

Czy to był zamach, czy nieszczęśliwy wypadek? Ja jestem głęboko przekonany, że to co się stało pod Smoleńskiem, w żaden sposób nie można podciągnąć pod splot nieszczęśliwych okoliczności, czy też błąd pilotów. Poniżej przedstawiam zbiór argumentów w pigułce ukazujących, dlaczego wersja o niezamierzonym wypadku jest dla mnie absolutnie nie do przyjęcia.

 

Spis treści:

 

1. Motyw.

Zanim przejdziemy do konkretnych argumentów, warto zatrzymać się na chwilę nad możliwymi motywami, dla których mogłoby się opłacać zamordować prezydenta i naszą polityczną elitę. Są one bardzo ważne i choć nie są żadnym dowodem, to z pewnością są podstawą dalszego rozpatrywania hipotezy o celowej ingerencji osób trzecich, która mogła doprowadzić do takiego zdarzenia.

Czy Putin miał jakieś powody, aby zabić naszego prezydenta i naszą prawicową elitę? Otóż okazuje się, że tak i to wiele.

Fragment artykułu Leszka Misiaka i Grzegorza Wierzchołowskiego:

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Samolot-nie-mogl-rozpasc-sie-na-kawalki,wid,12211780,wiadomosc_prasa.html

Rosyjscy przywódcy mieli powody, by nie kochać Lecha Kaczyńskiego. 15 listopada 2006 r. prezydent Kaczyński zaproponował Unii Europejskiej, by wprowadziła sankcje przeciwko Rosji w odpowiedzi na zakaz importu polskich produktów do Rosji - Polska nałożyła weto na decyzje rozpoczęcia negocjacji miedzy UE i Rosją. Podczas rosyjsko-gruzińskiej wojny w 2008 r. prezydent Kaczyński poparł Gruzję i stał się orędownikiem sprawy gruzińskiej w świecie, wspierał przystąpienie Gruzji do NATO. To za prezydentury Lecha Kaczyńskiego zapadła decyzja o rozmieszczeniu amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej na terytorium RP. Polska proponowała też alternatywne drogi pozyskania zasobów energetycznych i uniezależnienie się europy od dostaw rosyjskiego gazu.

Warto dodać tutaj, że 3 dni wcześniej Tusk z Putinem urządzili konferencję, na której to ten drugi zapewnił, że Polska ma zagwarantowane dostawy gazu do 2037 roku. W tym samym okresie światowe media doniosły o gigantycznych złożach gazu łupkowego w Polsce, które rząd chciał sprzedać amerykanom za bezcen. Lech Kaczyński groził premierowi postawieniem go przed trybunałem stanu, gdyby podpisał umowę tak bardzo godzącą w interesy naszego państwa. Tutaj widać dość poważny powód do niepokoju Kremla. Zabijając naszego prezydenta i prawicową elitę, która była blisko niego, pozbył się ludzi, którzy byli wstanie najgłośniej krzyczeć do opinii publicznej, aby nie podejmować kroków godzących w nasze interesy. Innym motywem może być "próbowanie" zachodu. Może Putin chciał pokazać światu, że Lech Kaczyński wstawiał się za Gruzją i "zginął nieszczęśliwie" w straszliwym wypadku. Opinia publiczna uwierzyłaby w to, ale nie koniecznie politycy, którzy znają trochę lepiej te realia. Może chodziło o dostęp do kodów NATO, może o osłabienie prawicy (z lewicowymi partiami łatwiej się współpracuje). Jak widzimy możliwości jest dużo i na dobrą sprawę nie musiało chodzić o jeden motyw, ale nawet o kilka.


Putin nie należy do praworządnych przywódców. Przytoczmy fragment z powyższego artykułu:
 

Niedowiarkom trzeba przypomnieć udział KGB w zamachu na papieża, zatrucie dioksynami prozachodniego kandydata na urząd prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki, śmiertelne napromieniowanie izotopem polonu Aleksandra Litwinienki, zastrzelenie opozycyjnej dziennikarki Anny Politkowskiej etc. To pokolenie KGB-istów Putina przeprowadziło atak na pałac Tadz-Bek i zlikwidowało Hafizullah Amina, stojącego na czele Afganistanu, a przed nim jego poprzednika Nur Mohammed Taraka. Oni zlikwidowali pierwszego prezydenta Czeczenii Dżochara Dudajewa i przeprowadzili kilka zamachów na prezydenta Gruzji Eduarda Szewardnadze.


Sposobność też była niebywała. Tak liczne grono wrogów podanych na talerzu, wszyscy w jednym samolocie, rząd ochoczy do wszelkiej współpracy, a interesy gazowe opiewające na wiele miliardów dolarów wiszą na włosku. Nie pomoże kwestia np. mgły, bo łatwo ją sztucznie wywołać za pomocą jodku srebra, lub ciekłego azotu - technika od dawna praktykowana przez Rosjan. Zaproponowanie lotniska zapasowego oddalonego o 4 godziny drogi nie jest kuszącą propozycją i łatwo można się było spodziewać, że pilot przynajmniej będzie podchodził do lądowania. A poza tym, jak się planuje zamach, to przeważnie oprócz planu A, przygotowuje się również plan B. W tym przypadku jego nie trzeba było używać. W każdym razie nie musiało być środowiskowych czynników sprzyjających katastrofie, bo równie dobrze można je było samemu stworzyć. Tym samym trudno wykazać jakieś alibi dla Rosjan.

Dlaczego zaczynam od motywu, obecności w tej całej historii bandyty (Putina) i od sposobności? Odpowiedź jest taka, że zawsze w kryminalistyce w podobnych warunkach pierwszą hipotezą jaka przychodzi do głowy, to zamach. Natomiast mam wrażenie, że rząd w ogóle nie wziął tego pod uwagę, powierzył śledztwo stronie rosyjskiej, a to przecież ona mogła spowodować ten zamach. Beztrosko zrobili coś, co jest niedopuszczalne w kryminalistyce - zostawili ich sam na sam ze wszystkimi materiałami dowodowymi. I co ciekawe, to teraz oni planują przetopić maszynę, ścięli drzewa, spalili znaczną część ubrań, miejsce katastrofy zostawili na pastwę szabrowników, czarnych skrzynek nam nie zamierzają oddać, przechwycili wszelkie nagrania, jakie były wówczas robione, ludzie po miesiącu odnajdywali ważne części samolotu, które mają ogromne znacznie w śledztwie...

 

Spotkałem się z zarzutem niepoprawnej logiki, polegającej na tym, że nie można na podstawie faktu dokonywania wcześniej różnych zamachów przez Putina wnioskować, że i tym razem musiał on za tym stać. Ja jestem daleki od takiego rozumowania. Tak samo jeśli Kowalski często okradał kasę w sklepie, nie można z góry posądzić za kolejną kradzież tylko dla tego, że znowu z tej kasy zniknęły pieniądze. Ale w tym przypadku powinno jednak paść zdanie: "sprawdźmy najpierw Kowalskiego". Tak samo w przypadku Putina. Pierwsze podejrzenie powinno paść na niego.


Jaka jest ludzka psychologia? Jeśli ja nie miałbym reputacji praworządnego obywatela, a na moim terenie zginął by mój wróg, to jak bym się "rozebrał do naga" i krzyknąłbym: "sprawdzajcie mnie, wezwijcie śledczych, specjalistów, zróbcie specjalistyczne badania i przekonajcie się, że to nie ja zrobiłem". Myślę, że każdemu z nas w takiej sytuacji zależałoby na otwarciu wszystkich swoich kart, aby uwolnić się w jak największym stopniu od podejrzeń. Natomiast my od samego początku w tym dochodzeniu jesteśmy tylko petentem.

Kilka słów o możliwości utworzenia sztucznej mgły

W Gazecie Polskiej ukazała się informacja, z których wynika, że możliwość utworzenia sztucznej mgły jest rozważana przez polską prokuraturę:

Portal Niezależna.pl dotarł do nieznanych dotąd akt śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej. Na stronie 388 znajduje się notatka mówiąca o możliwości rozpylenia środka chemicznego przez rosyjskiego Iła-76, który znalazł się w Smoleńsku niedługo przed Tu-154. Środek ten miał spowodować wystąpienie sztucznej mgły.

źródło: http://www.niezalezna.pl/article/show/id/36330

Jednakże w późniejszym wydani tego tygodnika okazało się, że redaktorzy dotarli do informacji, że na dobrą sprawę nie było to konieczne, gdyż w niedługim czasie urządzenie produkujące sztuczną mgłę powstanie przy jednej z niemieckich elektrowni atomowych:

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/37065

Również niedawno w  mediach pojawiła się opinia ekspertów z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania Polskiej Akademii Nauk, którzy orzekli, że:

Na podstawie wyników obserwacji meteorologicznych w Smoleńsku z ostatnich 30 lat stwierdzili, że, "warunki mgielne" w rejonie katastrofy 10 kwietnia były typowe dla tego obszaru

http://wiadomosci.onet.pl/2201373,11,mgla_nad_smolenskiem_polscy_biegli_wydali_opinie,item.html

Niestety, ale przy takiej informacji nasuwają się pewne pytania:

- Jak często pojawiają się takie warunki
- Czy te typowe warunki w Smoleńsku są również tak ekstremalne, jak te z 10 kwietnia 2010 roku?
- Czy badano grudki ziemi z tego obszaru na obecność związków chemicznych, które mogły by uczynić mgłę bardziej gęstą?
- Gdzie można dotrzeć do opisu metody badania, danych o autorach tej ekspertyzy
 

Ponadto częste występowanie mgły nie jest równoważne z jej występowaniem za każdym razem. Jeśli tego dnia nie było jej w sposób naturalny, lub nie powodowała takich ekstremalnych warunków, to przecież można było "dopomóc" naturze. Zauważmy, że taka eksperyza nie odpowiada na pytanie, czy ta mgła była wtedy prawdziwa, czy sztuczna, bo tego eksperci nie sprawdzili, a jedynie daje odpowiedź na pytanie, "czy miała ona szansę być prawdziwa?".

2. Czarne skrzynki.

Zastanawiam się, czy jest możliwa wiara w ich wiarygodność. Zacznijmy od zacytowania fragmentu artykułu z serwisu niezalezna.pl:

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/35973

Wieża w Smoleńsku podała pilotom Tu-154, gdy dolatywał do lotniska: "zejdźcie do 50 metrów". Tak wynika z zeznań pilota Jaka-40, porucznika Artura Wosztyla, złożonych w prokuraturze (karta 1165), do których dotarli informatorzy "Gazety Polskiej". Był to wyrok śmierci dla prezydenckiej maszyny.

To co najbardziej z tego zastanawia, to fakt, że nie znajdujemy tego w stenogramie! Proszę sprawdzić samodzielnie! Stengramy są dostępne od dawna i można je pobrać z internetu. Co więcej, prokuratura rozważa wszczęcie postępowania karnego wobec dziennikarzy Gazety Polskiej i TVP, za ujawnienie szczegółów z śledztwa, na które nie uzyskali zgody! Grozi im do dwóch lat pozbawienia wolności (Kodeks Karny, Art. 241. § 1).

http://niezalezna.pl/article/show/id/36131

 

Dodatkowo informacja o poleceniu zejścia do 50m została potwierdzona w rozmowie z TVN24 przez Remigiusza Musia - technika pokładowego Jaka 40, który wylądował 10 kwietnia w Smoleńsku.

 

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/36252

http://www.tvn24.pl/-1,1663248,0,1,dostalismy-zgode-na-50-metrow-tu_154-i-il-tez,wiadomosc.html


Wystarczyło tylko kilka godzin (może dni), aby dane z czarnych skrzynek zmanipulować, podczas gdy Rosjanie przetrzymują je już kolejny miesiąc i dają do zrozumienia, że prędko (o ile w ogóle) ich nie otrzymamy. Ale... trzymajmy się faktów, i jeszcze na tym etapie nie podważajmy prokuratury i załóżmy, że są prawdziwe.

Na samym początku okazało się, że otrzymana kopia nagrań nie była kompletna, gdyż zabrakło na nich 16 sec. W środku sierpnia okazało się, że te nagrania dalej są niekompletne i brakuje w nich kolejnych fragmentów:

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/37869

Ale to nie jest jeszcze takie ważne. Większą ciekawostką jest to, że stenogram trwa 38 minut, podczas gdy ten model czarnych skrzynek może pomieścić maksymalnie 30 minut nagrania. Skąd się wzięły te dodatkowe minuty. Dodatkowo nawigator Artur Ziętek mówi dwie kwestie jednocześnie. Chodzi o końcową fazę lotu, gdy o godz. 10:40:53,1 nawigator kończy mówić "50" (chodzi o wysokość, na której znajduje się obecnie maszyna), a już o 10:40:53,0 zaczyna mówić "40" (bardzo łatwo zweryfikować tę informację samodzielnie na podstawie stenogramu). Wynika z tego, że kiedy zaczął podawać kolejną wartość, był jeszcze w trakcie kończenia poprzedniej.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100617&typ=po&id=po01.txt


Przyglądając się treści tych stenogramów, okazuje się, że kontrolerzy naprowadzali Tupolewa do zderzenia się z ziemią. Pracownik wieży kontrolnej z Okęcia rozprawił się z tym zapisem i nie ma wątpliwości, że to był zamach. Mimo iż samolot nie był na prawidłowej ścieżce od 4000 m, to kontrolerzy lotu powtarzali niemal do końca, że samolot jest na "kursie i ścieżce". Samolot leciał na drzewa, a ci dawali do zrozumienia, że dobrze leci, żeby leciał tak dalej, chociaż nie mieli takich podstaw, aby wydać takie komunikaty. Można by spytać: "a w którym to momencie samolot był na kursie i ścieżce?". Wiemy to z przeanalizowania toru lotu, jego wysokości itp. W pewnym momencie padła komenda Horyzont, 101, co w ich nomenklaturze oznacza przejście na drugi krąg. Taka informacja pada 5 sec. za późno. Wtedy piloci włączają pełną moc silników i próbują podnieść maszynę. Ale ona w tym momencie z ogromnym impetem zaczęła spadać w dół. To by świadczyło o zablokowaniu steru wysokości. Więc na jakiej podstawie Rosjanie orzekli, że wszystko było sprawne i jest to wina pilotów?

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/35709


Oczywiście należy podkreślić, że piloci nie lądowali, tylko podchodzili do lądowania. Jest to na stenogramach i zostało to opisane w artykule, który jest powyżej.

Po komendzie drugiego pilota "odchodzimy", Tu 154 zaczął gwałtownie tracić wysokość. Czy to oznacza, że pierwszy pilot zignorował tę komendę i rozpoczął lądowanie? Było ich tam czterech (a może nawet z Błasikiem jako piątym), samolot zaczął gwałtownie spadać (wysokość była głośno podawana, co utrwaliło się na stenogramach), a mimo to załoga zachowała spokój aż do chwili zderzenia z drzewem (ja bym wtedy wrzeszczał, że zamiast wznosić się, to my gwałtownie opadamy). Tuż przed uderzeniem pilot odebrał sygnał z radiolatarni. Nawet amator nie lądował by, jeśli nie odebrałby tego sygnału wcześniej.

Więcej szczegółów na stronie:

http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/57/3102

Media doniosły dokładną godzinę zerwania kabla energetycznego (jak się powszechnie twierdzi, przez nasz samolot). Było to o godzinie 10:39:54s. Jeśli zajrzymy do stenogramu, to okaże się, że właśnie o tej godzinie nasz samolot był na wysokości 400m. Czy aż tak wysoko Rosjanie wieszają te linie?

Podczas poszukiwań w internecie znalazłem próbę wytłumaczenia tego dziwnego zjawiska. Otóż jeden z internautów przekonywał, że zegar w elektrowni był niczym innym, niż zegarem na wzór takiego kuchennego, którego wskazanie mogło być obarczone dość znacznym błędem. Otóż nie mogę się z tym zgodzić. Już w technikum elektronicznym jeden nauczyciel wyjaśniał nam, jaka jest różnica pomiędzy liczbą 2, a 2.00. Ta pierwsza jest podana z dokładnością ok. 0.5, a ta druga z dokładnością ok. 0.005. Ogłaszając godzinę awarii sieci energetycznej w kontekście takiej katastrofy jaka miała miejsce, powinno się ustalić, jaka na prawdę była godzina, skoro podaje się ją z dokładnością co do sekundy. W razie czego uwzględnia się aktualne wskazanie zegara i rzeczywistą dokładną godzinę, na tej podstawie wylicza się offset i ten offset dodaje się do tej zanotowanej godziny awarii. Waga tego wydarzenia była większa, niż kradzież torebki starszej pani. Podając takie informacje powinno się dążyć do precyzji, a nie podawać czas nie weryfikując dokładności ustawienia zegara. Oczywiście taki scenariusz jest jednak możliwy, ale ja jestem wstanie uwierzyć, jeśli jakaś nieścisłość występuje bardzo sporadycznie. Natomiast ta katastrofa to same nieścisłości. Więc jak to jest z wiarygodnością tych informacji? Istnieje ciekawa teoria (która niestety jak na razie jest tylko spekulacją), że ta linia została zerwana przez inny samolot, który też został zmylony meaconingiem. Kto wie, może taki scenariusz był możliwy - czas pokaże.

 

Internauci odnaleźli w tych stenogramach poważne poważne błędy matematyczne:
http://smolensk-2010.pl/2010-06-09-provoc-stenogram-zawiera-blad-matematyczny.html

Kolejne sprzeczności:

Autor, (prawdopodobnie profesjonalny pilot), wykazuje na liczbach, że zapisy podane w Rosyjskich stenogramach kompletnie przeczą prawom fizyki i danym technicznym samolotu, np. że przez ostatnie km musieliby lecieć z prędkością wielokrotnie niższą nim minimalna prędkość samolotu, (kolejne odcinki: 152km/h, 57km/h, 11km/h, 68km/h, podczas gdy minimalna prędkość samolotu jest 235km/h!



http://smolensk-2010.pl/2010-06-16-odfalszowane-zapisy-czarnych-skrzynek.html


Więc w świetle powyższego, jak to jest z wiarygodnością stenogramu, przebiegiem śledztwa i przekazywanymi informacjami przez Rosjan. Jak można wierzyć w rzetelność tego przekazu, skoro nic tutaj nie trzyma się kupy?

3. Rozmiar katastrofy.


To co najbardziej szokuje, to rozmiar tej katastrofy. Takiego zdania są specjaliści od lotnictwa i aerodynamiki. Zaznaczmy, że samolot podchodzący do lądowania ma ok 300km/h (czasami dużo mniej), kilka metrów nad ziemią i poziomy kierunek ruchu. Jak to możliwe, aby ten samolot rozpadł się na kawałki, jak miało to miejsce w Smoleńsku? Nigdy w historii nie zdarzyło się, aby samolot podchodzący do lądowania z tak małą prędkością, który nie pikował w dół, w którym nie stwierdzono wybuchu, nie rozpadł się w drobny mak na 700-800m! Jest to pierwszy przypadek takiej katastrofy. Tupolew był maszyną, o której mawiało się "nie gniotsa, nie łamiotsa", któremu nieraz zdarzało się lądować w polowych warunkach. Oczywiście, jeśli samochód przy takiej prędkości uderzyłby w ścianę, to być może rozsypałby się w podobny sposób. Natomiast tutaj mamy do czynienia z inną sytuacją. Samolot po uderzeniu nie zatrzymał się w miejscu, ale sunął się po podmokłym zagajniku, oraz  zahaczał o drzewa. Takie warunki znacznie amortyzują siłę uderzenia. W poniższym artykule podane są przykłady innych katastrof, w których samoloty spadły ze znacznej wysokości i roztrzaskały się na powierzchni o wiele mniejszym promieniu.

Zacytujmy jego fragment:

4 lipca 2001 r. pod Irkuckiem z wysokości 853 m w ciągu kilkunastu sekund runął Tu-154 będący własnością rosyjskiej Vladivostokavii (nikt nie przeżył). Maszyna spadała bezwładnie przez kilkanaście sekund, mimo to jej szczątki - rozrzucone na obszarze 100 na 60 m - były w niewiele gorszym stanie niż wrak polskiego samolotu (zdjęcia na Niezależna.pl). Pięć lat później - w sierpniu 2006 r. - na terenie wschodniej Ukrainy rozbił się inny rosyjski Tupolew 154. Choć spadał z bardzo dużej wysokości (bezradni piloci wysyłali SOS, gdy maszyna była na 1100 i 900 m), szczątki konstrukcji i ciał rozrzucone były na długości 400 m, a zniszczenia samolotu porównywalne ze skutkami katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. (zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jeszcze w powietrzu w rosyjskiej maszynie wybuchł pożar, a po upadku nastąpiła olbrzymia eksplozja, utrwalona na filmie przez świadków).

W lutym 2009 r. trochę lżejszy i mniejszy od Tupolewa 154 boeing 737 tureckich linii lotniczych - w wyniku usterki wysokościomierza i błędu pilotów - uderzył o ziemię z prędkością 175 km/h paręset metrów od lotniska w Amsterdamie. Wcześniej, kilkadziesiąt metrów nad ziemią, w maszynie przestały pracować silniki (wyłączył je autopilot, wprowadzony w błąd działaniem wysokościomierza). Po upadku na błotniste pole samolot przełamał się na trzy części i stracił ogon, ale nie rozpadł się na kawałki (fotografia powyżej); zginęło jedynie 9 ze 135 osób na pokładzie

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Samolot-nie-mogl-rozpasc-sie-na-kawalki,wid,12211780,wiadomosc_prasa.html?ticaid=1a703&_ticrsn=5


Zwróćmy uwagę, jaka jest statystyka śmiertelności w tej ostatniej opisanej katastrofie. Poniżej 10%. Natomiast w naszym tupolewie nie znalazł się ani jeden procent ocalałych, a dodatkowo tylko 24 ciała z 96 można było normalnie zidentyfikować. Oczywiście zdarzały się katastrofy, które miały podobny finał, ale zawsze w takich przypadkach dochodziło do potężnej eksplozji. Miesiąc po katastrofie smoleńskiej rozbiła się maszyna w Trypolisie (Libia). Nasze media skoncentrowały się na podobieństwach do katastrofy smoleńskiej (komentator nie powiedział, jak to się stało, jaka jest wstępna przyczyna, ile osób zginęło, jakie były warunki lądowania, o której to się stało, ale powiedział, że samolot podchodził do lądowania, rozbił się, szczątki rozrzucone na dużej powierzchni i żadna część oprócz ogonowej się nie zachowała), tamtejsze media ogłosiły, że był to błąd pilota. Dopiero potem okazało się, że znaleźli się świadkowie, którzy widzieli eksplozję maszyny.

http://wiadomosci.onet.pl/2168701,12,podano_wstepna_przyczyne_katastrofy_samolotu,item.html

Ale najciekawszą katastrofą było rozbicie się samolotu pod Moskwą 22 Marca 2010r. Też był to Tupolew, bardzo podobny model, również podchodził do lądowania, też uderzył w drzewo i oderwała się część skrzydła, po czym ścinał drzewa, nie było wybuchu, wylądował w podobnym zagajniku. Okazało się, że samolot był prawie w całości i wszyscy przeżyli.

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/34295

 

Zdjęcie z katastrofy pod Moskwą:


Dla porównania zdjęcia z katastrofy pod Smoleńskiem:

 

 

 

 

W Gazecie Polskiej ukazała się informacja, że wg ekspertów, którzy analizowali szczątki samolotu, jakie znalazły się w redakcji tejże gazety, najprawdopodobniej mogła to być bomba paliwowo-powietrzna, którą Rosjanie użyli w Afganistanie i Czeczenii. Więcej na ten temat na stronie:

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/34032


Dlatego wszystkie fakty (wbrew opinii rosyjskich śledczych) wskazują na to, że w naszym tupolewie musiało dojść do eksplozji. Oczywiście nasuwa się pytanie, w którym momencie mogłoby dojść do podłożenia tych ładunków wybuchowych? Trudno jednoznacznie udzielić odpowiedzi na to pytanie, ale z drugiej strony okazji do tego nie brakowało. W grudniu poprzedniego roku Tupolew był remontowany przez Rosjan w Samarze:

http://www.tvn24.pl/0,1668296,0,1,drugi-tupolew-wroci-do-polski-pod-koniec-sierpnia,wiadomosc.html

Również ten samolot był naprawiany przez Rosjan tuż przed wylotem do Smoleńska:

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/37931

 

4. Autopilot i system TAWS


Czy możliwe, aby systemy opierające się na nawigacji GPS w wersji wojskowej (dokładność 0.3m), które potrafiły sterować zarówno wysokością, ciągiem jak i kursem rządowej maszyny mogły zaprowadzić samolot wprost pod drzewa? Wiadomo, że autopilot został wyłączony dopiero na 5.4 sec. przed katastrofą, wg rosyjskiego raportu był sprawny (wraz z systemem TAWS), a samolot mimo tego był znacznie oddalony od właściwej ścieżki.


Powyżej został przedstawiony rysunek z usytuowaniem terenu, na którym widać tę dolinę. Jednakże warto zwrócić uwagę na to, że pomiędzy największą depresją, a miejscem, w którym uderzył samolot w drzewo jest niecałe 50m. Protasiuk był pilotem, który (wg kolegów) rygorystycznie przestrzegał wszelkich procedur, a one mówią wyraźnie, że w warunkach pogorszonej widoczności nie wolno schodzić poniżej 100m bez zgody wieży podczas podchodzenia do lądowania. Grozi to utratą licencji. Czy można powiedzieć, aby wskazania dostroiły się do tego najniższego punktu w terenie, a nie do tego który był wcześniej, lub później? A nawet jeśli się dostroił, to i tak samolot nie powinien być niżej, niż 50m nad drzewem, w które uderzył. Wśród zwolenników wersji z zamachem jest przekonanie, że doszło do sfałszowania sygnału GPS za pomocą meaconingu - ten system stosuje się po zamachach z 11 września w celu ochrony ważnych strategicznych obiektów, a polega na celowym zafałszowaniu sygnału GPS poprzez jego nagranie i wyemitowanie z opóźnieniem czasowym i większą mocą. Ten temat jest doskonale opisany w artykule z Gazety Polskiej "EKSPERCI OD NAWIGACJI SATELITARNEJ: TO BYŁ ZAMACH" dostępnym na:

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/34367

Informacja, że Tu-154 podchodził do lądowania prawie do końca na autopilocie, w 100 proc. potwierdza tezę, że załogę wprowadzono w błąd przy użyciu tzw. meaconingu - twierdzą Marek Strassenburg Kleciak, specjalista ds. systemów trójwymiarowej nawigacji, i Hans Dodel, ekspert od systemów nawigacji i wojny elektronicznej, autor książki "Satellitennavigation".

Z raportu rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego wynika (zauważyła to telewizja TVN24), że samolot prezydencki podchodził do lądowania na autopilocie, który sterował zarówno wysokością, ciągiem, jak i kursem rządowej maszyny. Wyłączenie autopilota nastąpiło 5,4 sekundy przed uderzeniem w pierwszą przeszkodę.

To bardzo ważna informacja. Autopilot jest urządzeniem do automatycznego sterowania samolotem, pobierającym do tego celu dane z GPS i innych wskazań przyrządów pokładowych. Dodajmy, że wyłącza się go jednym ruchem ręki, a więc w ciągu sekundy można - jeśli jest taka potrzeba - przejść na sterowanie "ręczne".

Ostatni etap przed lądowaniem na autopilocie to przelot przez kolejne, blisko obok siebie leżące tzw. waypoints: 10 km przed pasem / wysokość 500 m, 8 km / 400 m, 6 km / 300 m, 4 km / 200 m, 2 km / 100 m - ten ostatni punkt to tzw punkt decyzji i wysokość decyzyjna: jesli pilot nie widzi tutaj pasu startowego, to MUSI zrezygnować z lądowania i polecieć na inne lotnisko. Tymczasem załoga polskiego samolotu (w tak trudnych warunkach pogodowych) wyłączyła pilota dopiero 5 sekund przed katastrofą, mimo że - jak już zaznaczyliśmy - można to zrobić w sekundę.

[...]

Dlaczego piloci schodzili spokojnie do lądowania na autopilocie i dopiero kilka metrów nad ziemią zorientowali się, że samolot jest tak nisko? Wytłumaczenie jest tylko jedno: autopilot opierał się na błędnych danych satelitarnych.

[...]


System TAWS.

Na podstawie artykułu ze strony:

http://wiadomosci.wp.pl/kat,119674,page,4,title,Samolot-nie-mogl-rozpasc-sie-na-kawalki,wid,12211780,wiadomosc_prasa.html


Na zagadkowość katastrofy pod Smoleńskiem zwrócił uwagę John Hamby, rzecznik producenta urządzenia, zwanego Terrain Awareness and Warning System (TAWS). TAWS zawiera skomputeryzowane mapy świata i ostrzega pilotów za każdym razem, gdy za bardzo zbliżą się do szczytu, wieży radiowej lub innej przeszkody - a także w przypadku zbyt małej odległości do ziemi. Zdaniem Marka Strassenburga Kleciaka - pracującego w Niemczech specjalisty od systemów trójwymiarowej nawigacji - TAWS podaje dane z dokładnością 1:1 m, samolot z tym systemem nie może się więc rozbić.

Od 2005 r. urządzenia TAWS są obowiązkowo montowane we wszystkich nowo wyprodukowanych samolotach linii komercyjnych. Jeśli samolot jest na zbyt małej wysokości, TAWS reaguje głośnym sygnałem dźwiękowym. Dzięki temu doprowadzono do całkowitego wyeliminowania katastrof lotniczych przy lądowaniu. Wystarczy powiedzieć, że od końca lat 90., gdy zaczęto montować ten system w starych i nowych maszynach, żaden wyposażony weń samolot nie uległ katastrofie. Żaden - do 10 kwietnia 2010 r., gdyż tupolew, którym leciał Lech Kaczyński, miał TAWS. Czy w związku z tym mógł się roztrzaskać w wyniku błędu pilota, mgły lub usterki wysokościomierza?

John Cox, znany amerykański konsultant ds. bezpieczeństwa i ekspert od wypadków, stwierdził wprost: "Naprawdę chciałbym wiedzieć, co działo się na pokładzie, ponieważ niezależnie od tego, pod jaką presją byli piloci i z jakimi warunkami pogodowymi mieli do czynienia, nigdy żaden pilot nie zignorował ostrzeżenia TAWS. Czym różnił się ten samolot, że stało się inaczej?". Jeden z czytelników "GP" z USA potwierdził bezpośrednio w spółce Universal Avionics Systems of Tucson, że wszczęła ona własne wewnętrzne dochodzenie w sprawie tragedii pod Smoleńskiem. Ani Rosjanie, ani Polacy nie zaprosili jednak Amerykanów z Tucson do pomocy w śledztwie prowadzonym na terenie Rosji.

Co ciekawe - po ukazaniu się informacji o obecności TAWS w prezydenckim Tu-154 natychmiast pojawiły się opinie, że system ten mógł być wyłączony lub nie mieć dokładnych map lotniska w Smoleńsku. Pierwsza hipoteza upadła, gdy po odczycie czarnych skrzynek okazało się, że TAWS działał do samego końca; druga wydaje się całkowicie niewiarygodna. - To absurd. To są dokładne mapy robione na zamówienie klienta. W przypadku polskiej maszyny wojskowej byłoby dość dziwne, gdyby nie było na niej rosyjskich lotnisk wojskowych. Przeciwnie: nie trzeba być fachowcem, by domyślić się, że lotniska wojskowe sąsiadującego państwa, które na dodatek nie jest sojusznikiem, lecz potencjalnym zagrożeniem, są najdokładniej opracowywanymi mapami, jakie tylko można zrobić.

[...] Sposobów, by zakłócić działanie systemów nawigacyjnych i zabezpieczających, jest kilka [...] Jedną z nich jest "meaconing".


W tym miejscu należy oczywiście skorygować eksperta, który twierdzi, że nigdy żaden samolot z systemem TAWS się nie rozbił. Chodzi pewnie o to, że nie rozbił się z przyczyn zaskoczenia pilota ukształtowaniem terenu i różnymi niespodziewanymi przeszkodami.

5. Amatorski film


Wersja podstawowa:

http://niezalezna.pl/article/show/id/33519

odtrzęsiona wersja (deshaked)




wersja bez wystrzałów pokazana w telewizji rosyjskiej


http://www.youtube.com/watch?v=_B_N7O7Pn7w

O filmie zrobiło się dosyć głośno 14 kwietnia. To co najbardziej zaintrygowało w tym materiale, to 4 wyraźnie strzały. Wywołało to zaciekawienie prokuratury, która obiecała przyjrzeć się mu i ustosunkować się do niego w ciągu... 2 dni... Minęły ze 3 miesiące, a prokuratura milczy. Jedyne co zdołali na ten temat napisać, to:

Do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie wpłynęła również opinia Biura Badań Kryminalistycznych ABW dotycząca nagrania filmowego miejsca katastrofy z dnia 10 kwietnia 2010 roku opublikowanego w Internecie. Z opinii wynika, że w nagraniach znajdują się krótkie wypowiedzi mężczyzn i kobiety w języku rosyjskim oraz wypowiedzi mężczyzn w języku polskim.

Niektórych słów nie zdołano odtworzyć ze względu na dużą ilość zakłóceń oraz mały odstęp sygnału od szumu. W trakcie badań nie znaleziono dowodów na dokonywanie ingerencji w ciągłość zapisu, stwierdzono jednak fakt modyfikacji formatu nagrania i powtórny zapis do pliku. Należy zauważyć, iż materiał przekazany do badań stanowiły nagrania niskiej jakości.

Zdaniem biegłych nie można wykluczyć, że nadesłane zapisy były wielokrotnie poddawane kompresji, co mogłoby spowodować zatarcie nawet bardzo widocznych śladów ingerencji w ich ciągłość. Odnośnie ewentualnych odgłosów wystrzałów, biegli stwierdzili, że z uwagi na występowanie silnych zakłóceń, w tym pochodzących prawdopodobnie od podmuchów powietrza, małym stosunkiem sygnału do szumu, podejrzeniem modyfikacji formatu nagrania, nie była możliwa jakakolwiek pomiarowa analiza odgłosów przypominających wystrzał. Kwestia ta będzie przedmiotem dalszych czynności procesowych.


Widać, że niewiele wiemy na temat takiej analizy. Jednakże już na podstawie takiego opisu można zadać jedno zasadnicze pytanie: Co tam robią głosy w języku polskim??? Przy założeniu, że nie było dobijania rannych, co to byli za ludzie mówiący po polsku. Wiemy, że po pewnym czasie dodarł tam Wiśniewski. Przyszedł on po przyjeździe ekip ratowniczych. Jednakże ta cała akcja rozgrywała się przed tym czasem (dopiero pod koniec filmu amatorskiego słychać syreny samochodów). Prokuratura przesłuchała wielu świadków, ale do tej pory nie potrafi się ustosunkować do tych strzałów. Więc co to były za polskie głosy i dlaczego nic na ich temat nie wiemy? Słyszeliśmy relację pielęgniarek uczestniczących w akcji, słyszeliśmy sprawozdanie Gregorego Poltavchenko który również pojawił się tam w pierwszych minutach, a co z tymi osobami, które są ukazane na tym filmie, z tymi, którzy mówią po polsku? Od strony formalnej niewiele możemy więcej zrobić, ani więcej pytać, bo oficjalny raport niewiele nam wyjaśnia. Na uwagę zasługuje fakt, że autentyczność materiału z czarnych skrzynek nie budzi wątpliwości, prokuratura nie wysnuwa podejrzeń o ingerencję w ciągłość nagrań, na dzień 28 lipca okazuje się, że dość szybko poradzili sobie z zaszumionymi tekstami, których nie potrafili rozszyfrować Rosjanie.

Jednakże ja bym na tym nie poprzestawał. Wielu internautów zniecierpliwionych i rozczarowanych postępem śledztwa postanowiło wziąć sprawy we własne ręce i wyręczyć prokuraturę w tym dochodzeniu. Powstało kilka opracowań. Myślę, że warto się z nimi zapoznać:

opracowanie


http://smolensk-2010.pl/2010-04-22-zamach-w-smolensku-nowe-spojrzenie-stabilizacja-obrazu.html#czytaj

opracowanie dźwięku (najlepiej wszystkie wersje tego filmu przesłuchać ze słuchawkami)


http://www.youtube.com/watch?v=K_Wuczc6gVA



Powstało bardzo wiele wersji fonoskopii. Przyjrzyjmy się jednej z nich:

00:12 uspokój się
00:17 patrz mu w oczy
00:21 uspokój się
00:21 ku..wa
00:21 tam
00:22 zjob
00:23 o boże
00:25 już po
00:27 zostaniesz tu i zginiesz?
00:28 ta pani tu jeszcze żyje
00:28 wielki Jezu
00:29 idziesz
00:30 ubija ciebie
00:31 graj?
00:31 uwijajcie sia
00:32 święty Józefie, jak tak można
00:43 nikagda uchoda
00:47 dawaj tuda paskuda
00:50 nie ubijajtie nas
00:51 boże mój boże
00:53 ku..wa, co jest
00:53 żyje (wg mnie akcent zdecydowanie bardziej wskazuje na "co jest?")
00:53 strielaj
00:55 kurde
01:12 wsie nazada poniał
01:19 a gdzie uchodzisz kola
01:21 nie ch..ja siebia

Oczywiście większość tych wypowiedzi ze względu na duże zakłócenia, obróbka na nieprofesjonalnym oprogramowaniu, nie jest dokładna, ale ja osobiście jestem głęboko przekonany, że większość z nich jest poprawna.

Czy możliwa jest manipulacja dźwiękiem i obrazem? Teoretycznie tak, ale należy podkreślić, że wręcz nieprawdopodobna. Zabierając się za taką manipulację, należałoby uwzględnić właściwości akustyczne terenu, w tym echo/pogłos, dostosować głośność wypowiedzi do sytuacji, emocji, dramaturgii, do zagłuszającej syreny (w takich sytuacjach mówi się głośniej), uwzględnić charakterystykę przenoszenia mikrofonu w telefonie, zniekształcenia i inne jego właściwości akustyczne. Dodatkowo rosyjski autor tego filmu musiałby zaopatrzyć się w kilka polskich głosów, których treść nie jest sprzeczna z kontekstem sytuacyjnym. Musiałby je przygotować, zrozumieć, wyselekcjonować i wmontować.

Z manipulacją obrazem sprawa wygląda na jeszcze bardziej skomplikowaną. Domontowując obraz należy rozebrać film na poszczególne klatki i wstawiać tam postacie dostosowując ich wysokość do elementów otoczenia, kolorystykę do ogólnej kolorystyki tego filmu (nasycenie, balans bieli), rozmycie tych postaci do ogólnego rozmycia każdej klatki, kąt nachylenia do zmian kątów nagrywającego aparatu telefonicznego. Należałoby te postacie zaszumić zgodnie z szumem obecnym na tych zdjęciach. Często trzeba wziąć również pod uwagę perspektywę, cienie, oświetlenie terenu itp.
 

O filmie amatorskim zrobiło się głośno 5 dni po katastrofie, więc należy przyjąć, że pojawił się w sieci znacznie wcześniej. Czy możliwe jest tak perfekcyjne sfabrykowanie tego materiału w ciągu kilku dni i to przez człowieka, którego o profesjonalizm nie można podejrzewać? Do tej chwili nie pojawiły się żadne opracowania podważające autentyczność tego materiału, podczas gdy Rosjanie przez trzy miesiące przetrzymując nasze czarne skrzynki nie potrafili rzetelnie zmontować samego dźwięku i stenogramu! I co ciekawe, nad nimi pracowali profesjonaliści!

 

Na wersji deshaked można zobaczyć kilku ludzi, którzy kręcili się tam. Jednakże dla mnie osobiście najważniejsza jest taka jedna osoba, którą kamerzysta zauważa, podchodzi do niej, centruje komórkę na nią, po czym kiedy zauważa zamieszanie, to odwraca się i zaczyna uciekać. Ta biała postać jak dla mnie jest wyraźnie żywą i ruszającą się ofiarą tragedii. Niestety dla niektórych jest tylko fragmentem samolotu. Jedni widzą i są na 100% pewni, że to ofiara i jest żywa, inni w to nie wierzą. Tu jest problem. Dla mnie i takich jak ja jest nie do pojęcia, jak można tego nie widzieć, inni są przekonani, że to o niczym nie świadczy. Oficjalne źródła na ten temat milczą, my nie jesteśmy wstanie przymusić nikogo do tego, aby to dostrzegł, więc ta kwestia pozostaje do własnego rozeznania. Wiec najlepiej zobaczyć to samemu.

Na wycinku z klatki filmu biała postać


Pozwolę sobie jeszcze opisać zachowanie kamerzysty, które obrazuje atmosferę grozy, jaka tam panowała.

Wypowiada się ona dwa razy i dwa razy mówi to samo przekleństwo "nie ch..ja siebia". Na samym początku zaciekawiony podbiega do przodu aby sfilmować te pierwsze chwile. W pewnym momencie zauważa białą postać. Zbliża się do niej i centruje na nią kadr. Następnie (43 sekunda) słyszy krzyk (na podstawie powyższej fonoskopii) "nikagda uchoda". Obraca się (a z nim jego telefon) i w tym momencie zaczyna się wycofywać. Słyszy "co jest" i wtedy zaczyna uciekać (nie wiadomo dokładnie dlaczego wtedy - może coś zobaczył). Pada pierwszy strzał - kamerzysta zaczyna biec (słychać to po jego krokach). Wtedy wypowiada pierwsze przekleństwo. Chowa się za drzewo i stamtąd filmuje dalej. W tle słychać głęboki oddech - może to ze zmęczenia, może ze strachu - nie wiadomo.. Przechodzi ostrożnie pomiędzy drzewami. Słyszy kolejne strzały, wychodzi na drogę z której przyszedł (najwyraźniej, aby się nią ewakuować). Słyszy od dziadka pytanie, gdzie się wybiera. Po raz drugi wypowiada z wrażenia to przekleństwo i wyłącza telefon.

Szczerze powiedziawszy przyglądając się jego zachowaniu odnoszę wrażenie, że nie czuł się zbyt bezpiecznie. W pierwszej chwili podbiegł do samolotu, aby jak najszybciej uchwycić te pierwsze momenty. Drugi raz jak zaczął biec, to po to, aby się schować za drzewa. Gdybym ja w tym momencie czuł się bezpiecznie, to podbiegłbym w jakieś ciekawsze miejsce i nagrywał ciekawsze ujęcia, niż te przez dziurę w drzewie. Widać wyraźnie, jak podszedł do tej białej postaci, umieścił ją w centrum kadru i nagrywał. Dziwne by to było, gdyby to była zwykła część od samolotu. Takim rzeczom nie poświęca się aż tyle uwagi. Dopiero przestał być taki śmiały, jak usłyszał pierwszy krzyk. Wyraźnie wtedy się obrócił i zaczął wycofywać. Usłyszał strzał - wtedy przeklął i zaczął biec, aby skryć się za drzewem, co z kolei tak naprawdę nie było najlepszym miejscem do nagrywania filmu. Myślę, że jego zachowanie wyraźnie potwierdza autentyczność tego nagrania i nastrój grozy, który wówczas panował.


Niektóre media doniosły, że znalazł się autor tego amatorskiego filmu (po ok. 2 mies). No i tu jest problem wiary. Ja zdecydowanie w to nie wierzę, historia uczy, że Rosjanie są doskonali w dezinformacji. Jednakże należałoby zadać kilka pytań w związku z tym rzekomym autorem. Dlaczego on nie dostarczył oryginału tego filmu. Jak widzieliśmy w oficjalnym raporcie polskiej prokuratury, głównym problemem tego nagrania było to, że był on wielokrotnie poddawany kompresji. Dlaczego nikt go o to nie poprosił? Drugie pytanie, to dotyczy weryfikacji autentyczności. Dlaczego nikomu nie przyszło do głowy, aby powtórnie nagrać słowa tego człowieka na jego telefonie "ni h..ja siebia". W ten sposób można by było ocenić, czy jest on faktycznym autorem tego nagrania. Oczywiście to, czy w ten przekaz uwierzymy, czy nie, zależy tylko od nas, jednakże osoba, która twierdzi, że widziała mniej, niż widać i słyszała mniej, niż słychać na tym filmie, nie uwiarygadnia swojego zeznania.

http://www.onet.tv/autor-filmu-nikt-nikogo-nie-zabijal,7107127,1,klip.html#


Podsumowując kwestię filmu można powiedzieć, że pokazuje on spójną historię, która trzyma się kupy, a która niestety w moim mniemaniu potwierdza fakt dokonania zamachu. Wszystkie elementy współgrają ze sobą, potwierdzają się wzajemnie, a chęć stworzenia mistyfikacji wiązała by się z wręcz nieprawdopodobną sztuką, szczegółowością, drobiazgowością, gigantycznym nakładem pracy, koniecznością wykorzystania bardzo zaawansowanego oprogramowania i wysokiej klasy specjalistów. Sceptycy, którzy nie podzielają takich wniosków muszą koncentrować się na obalaniu z osobna każdego szczegółu tego filmu. Muszą wymyślić, skąd wzięły się te strzały, będą musieli przekonać, dlaczego w tak krótkim czasie było ich cztery i były tak do siebie podobne, muszą się głowić nad pochodzeniem tych polskich głosów, muszą pokazać nam, że treści niektórych zdań (takich jak w tej przykładowej fonoskopii) nie muszą być zgodne z naszą intuicją, nie wspominając o tej białej postaci i innych osób widocznych "pod mikroskopem", zachowania kamerzysty itp. Za każdym razem muszą doszukiwać się wyjątków i wykazywać, że "przecież tak mogło być". Ale tak naprawdę siła argumentu leży w spójności faktów, a nie na wykazywaniu wyjątków od reguły na każdym kroku.

6. Sekcja zwłok


Na ten temat można by pisać długo, poczynając od tego, w jaki sposób były potraktowane rodziny ofiar, że były zmuszane do podpisania zgody na spalenie ubrań, które rzekomo stwarzały zagrożenie epidemiologiczne, oraz zabroniono otwierać trumny. Dziwne jest to, że kokpit pilotów, w którym zauważono 5 ciał, zachował się w najlepszym stanie, a piloci wrócili z Rosji jako ostatni. Najwyraźniej były największe problemy z identyfikacją ciał.

Międzynarodowe standardy opisują sposób przeprowadzania sekcji zwłok. Opisane one są w amerykańskich przepisach Medical Aspects of Army Aircraft Accident Investigation (Army Regulation 40-21, Headquarters Department of the Army Washington, DC 23 November 1976, Unclassified).

Zgodnie z art. 3 ust.7 tej instrukcji, w ciągu 96 godzin po zakończeniu ostatniej sekcji zwłok, wszystkie protokoły sekcji, preparaty mikroskopowe, próbki tkanek zakonserwowane w bloczkach parafinowych i innymi sposobami, zbiór fotografii ofiar przed i po przewiezieniu z miejsca wypadku oraz zdjęcia rentgenowskie mają zostać przekazane do dyspozycji wojskowego instytutu medycyny sądowej. Zgodnie z załącznikiem

A, punkt 4, część E do instrukcji nr 40-21, każdy protokół sekcji każdej z osobna ofiary wypadku musi oprócz standardowego opisu medycznego zawierać następującą informację:

1. Szacunkowy czas przeżycia od momentu uderzenia o ziemię.
2. Datę i godzinę śmierci.
3. Ślady ognia na zwłokach powstałe przed i po uderzeniu samolotu o ziemię, oraz obecność na zwłokach błota, ziemi lub śladów paliwa.
4. Szacunkowy czas wystawienia zwłok na działanie ognia.
5. Położenie zwłok lub fragmentów zwłok na miejscu wypadku względem szczątków samolotu.
6. Obrażenia (osobno i szczegółowo opisane mają być obrażenia głowy, twarzy, szyi, krtani, barków, piersi, korpusu, miednicy, ramion, nóg, dłoni i stóp).
7. Przyczyny doznanych poparzeń (pożar, kontakt z paliwem, płynem hydraulicznym, innymi substancjami).
8. Przyczyny obrażeń mechanicznych (uderzenie o części samolotu - szczegółowy opis, lub o inne przedmioty - szczegółowy opis).
9. Kolejność doznanych obrażeń (opisać kolejno obrażenia odniesione przed wypadkiem, obrażenia spowodowane podczas pierwszego zderzenia z ziemią, podczas ew. kolejnych zderzeń z ziemią lub innymi obiektami, podczas ew. dalszego toku wypadku).


Jednakże w protokole przekazanym przez Rosjan mamy jedynie: "przyczyna śmierci: mnogie obrażenia". Dlaczego nie wykonano takiej sekcji zwłok, tylko spalono ubrania, wsadzono te ciała do trumien, zaplombowano z zaleceniem, aby ich już nigdy nie otwierać? Czy jest to normalne postępowanie w przypadku, gdy nie ma się nic do ukrycia?

Rosjanie po stokroć bardziej lubią odwoływać się do przepisów konwencji chicagowskiej, które mówią, że śledztwo w wypadkach cywilnych jest prowadzone przez państwo, na terenie którego doszło do wypadku, a całkowicie zignorowali te powyższe wytyczne. Niestety całkowicie pominięto wspólną umowę z 1993 roku o wzajemnej współpracy w sprawie ruchu samolotów wojskowych i badania katastrof lotniczych. Tak się składa, że tupolew był samolotem wojskowym i bardziej ta umowa z 1993r miała zastosowanie, niż konwencja chicagowska... Poza tym, to ta konwencja nie zabraniała nam zwrócić się z prośbą o powołaniu międzynarodowej komisji śledczej, czy chociażby o wspólnym prowadzeniu śledztwa. Dlaczego rząd ani razu nie zwrócił się z taką prośbą do strony rosyjskiej, mimo wielu nacisków, oczekiwaniom opinii publicznej, rodzin ofiar i zdrowego rozsądku? Coraz głośniej zaczynało się robić o nierzetelności w śledztwie, coraz więcej podejrzeń o dokonanie zamachu, a Rosjanie do tej pory nic sobie z tego nie zrobili, jakby im w ogóle nie zależało na prawdziwej przyjaźni polsko-rosyjskiej i uświadomieniu opinii międzynarodowej, że oni na prawdę nie mieli z tym nic do czynienia. Tusk mimo iż był wielokrotnie zaskarżany do prokuratury przez rodziny ofiar, nie zrobił nic, aby jednak to zmienić i w końcu wystąpić z taką prośbą do strony rosyjskiej.

 

7. Historia bez precedensu?

Jeśli weźmiemy pod uwagę nieszczęśliwy wypadek, to okaże się, że na dzień dzisiejszy nie potrafimy znaleźć podobnej katastrofy. Jeśli przyjąć, że był to zamach, to okazuje się, że nie jest to historia bez precedensu.

W Gazecie Polskiej ukazał się artykuł "To był zamach – mówią eksperci polski i niemiecki" dostępny na http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/54/3007, a w nim czytamy:

19 października 1986 r. na terytorium RPA rozbił się Tu-134 z prokomunistycznym prezydentem Mozambiku i innymi oficjelami na pokładzie (oprócz niego w samolocie znajdowały się 43 osoby, w tym kilkunastu ministrów i innych ważnych urzędników tego państwa). Podobnie jak w przypadku katastrofy pod Smoleńskiem, maszyna roztrzaskała się, odchyliwszy się wcześniej o 37 stopni od właściwego toru lotu, a piloci obniżali samolot, zachowując się tak, jakby nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują. Zignorowali też – tak jak polska załoga – sygnał ostrzegawczy GWPS, który włączył się 32 sekundy przed upadkiem.
Po katastrofie południowoafrykańska policja zabrała wszystkie czarne skrzynki, odmawiając poddania ich niezależnemu badaniu. Oficjalny raport przygotowany przez śledczych RPA do złudzenia przypominał ustalenia Rosjan ws. katastrofy pod Smoleńskiem. Jego tezy były następujące:
1) samolot prezydenta Mozambiku był w pełni sprawny,
2) wykluczono akt terroru lub sabotażu,
3) załoga nie przestrzegała procedur obowiązujących przy lądowaniu,
4) załoga zignorowała ostrzeżenia GWPS.
Rosjanie, którzy w katastrofie stracili wiernego sojusznika, gwałtownie oprotestowali raport komisji południowoafrykańskiej. Oskarżyli władze RPA o zamach polegający na... zakłóceniu sygnału satelitarnego samolotu. Wskazywały na to okoliczności wypadku, bardzo przypominające zresztą – jak już wspomnieliśmy – to, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem.
Po kilkunastu latach okazało się, że w tym akurat przypadku rację mieli komuniści. W styczniu 2003 r. Hans Louw, były agent służb specjalnych rasistowskiego reżimu RPA, przyznał, że samolot został strącony wskutek celowego zakłócenia sygnału satelitarnego przez południowoafrykańskich agentów. Dodał, że w wypadku niepowodzenia ataku maszyna miała zostać zestrzelona przez jedną z dwóch specjalnych ekip.

Zauważmy, że Rosjanie  oprotestowali ten oficjalny raport i mieli rację. Dlaczego my nie możemy przystać na oficjalne wersje podawane przez prokuraturę Rosyjską i dlaczego to nas próbuje się zaszczuć posądzaniem o szerzenie spiskowych teorii? Widzimy, że podobna historia wydarzyła się na prawdę, była ona faktem, a nie urojeniem i kolejną teorią spiskową.

 

8. Naciski na pilotów?

Dużo się mówi o możliwości wywierania nacisków na pilotów. Wszystko za sprawą słynnego incydentu w Gruzji, kiedy to Prezydent nakłaniał pilota (który był razem z Protasiukiem) aby mimo grożącego niebezpieczeństwa wylądował w Tbilisi. Pilot oczywiście odmówił, za co spotkały go później szykany ze strony posłów PiS, oraz pochwała i odznaczenie od swojego przełożonego. Czy jednak doszło do nacisków i czy mogły one być powodem tej katastrofy? Otóż wg mnie nie.

1. Możliwość wywierania nacisków na chwilę obecną nie jest faktem, a jedynie spekulacją.
2. Nawet jeśli takie naciski miały miejsce, to niedorzecznością jest twierdzić, że przełożeni kazali mu lądować natychmiast w miejscu, w którym się znajdowali. Jeśli taki manewr mógłby z tego powodu skończyć się wypadkiem, to skończyłby na samym lotnisku, lub w jego najbliższym otoczeniu. Fakt wywierania nacisków w żaden sposób nie może wytłumaczyć, dlaczego samolot rozbił się w takiej odległości od pasa, dlaczego rozpadł się na takie kawałki i dlaczego tak bardzo zszedł z kursu i ścieżki.
3. Od strony psychologicznej jest to wyjątkowo mało prawdopodobne. Podczas tego incydentu był obecny Protasiuk. Widział cały przebieg tej sytuacji i widział jak się ta historia skończyła - ostatecznie wygrał to pilot, który za swoją nieuległość został odznaczony przez swojego przełożonego. Jedynie Lech Kaczyński mógł się czuć przegrany i nie widzę powodu, dla którego miałby się powtórnie pogrążać. Również w takiej sytuacji piloci upewniają się w obowiązujących przepisach i procedurach - a one mówią wyraźnie, że nikt nie ma prawa wywierać wpływu na pilotów.
4. Jeśli w samochodzie pasażer naciska na kierowcę, aby ten jechał 20 km/h szybciej, niż zezwalają przepisy, a na zakręcie stoi zamachowiec i strzela w kierowcę, w wyniku czego pojazd spada w przepaść, to w żaden sposób nie możemy obarczać winą za wypadek pasażera za wywieranie nacisków.
5. zwolennicy takiego scenariusza przywiązują dużą wagę do precedensu z Tbilisi (na zasadzie, że skoro wcześniej tak zrobił, to i teraz mógł tak zrobić), a nie zwracają uwagi na precedensy dotyczące Putina, o których była mowa wcześniej, a które ukazują, w jaki sposób rozprawia się on z politycznymi wrogami. Tak samo możemy powiedzieć, że jeśli wcześniej tak robił, to i tym razem mógł to zrobić.

 

9. Kontrolerzy lotu

Na uwagę również zasługuje motyw związany z kontrolerami lotu, którzy wówczas kierowali ruchem samolotów. Do dziś nie udało się przesłuchać ich przez polską prokuraturę. Jeden zaraz po tym zdarzeniu odszedł na emeryturę, drugi zniknął po tym, jak zjawił się po niego mundurowy, a trzeci okazał się agentem FSB.

http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/57/3133

 

*************************************************************


Na ten temat można by pisać jeszcze długo, przedstawiać całą listę dezinformacji, całą listę pytań, które zostały postawione władzom i prokuraturze, a które nie doczekały się odpowiedzi ( http://smolensk-2010.pl/2010-05-14-54-pytania-nadal-aktualne-aktualizacja-13-05-2010.html  ), cytować "ekspertów" z Gazety Wyborczej, których nazwiska figurują w raporcie o weryfikacji WSI, zaniedbania polskich służb specjalnych, brak dyskrecji odnośnie listy pasażerów, naciskach na prezydenta, aby jednak nie jechał pociągiem, tylko leciał samolotem itp. Zbiór wszystkich najważniejszych artykułów jakie pojawiają się w prasie i internecie dostępny jest na stronie www.smolensk-2010.pl

Na zakończenie należy zwrócić uwagę, że co prawda w każdej katastrofie zdarzają się jakieś wątki, które bulwersują, dziwią, zaskakują, stawiają znaki zapytania. W każdym takim wypadku są jakieś błędy, zaniedbania, w każdej katastrofie jest coś dziwnego, coś co nie daje spokoju. Niestety w przypadku katastrofy smoleńskiej mamy zupełnie inną sytuację, odwróconą o 180 stopni, ponieważ za każdym razem zadaję sobie pytanie, czy jest tutaj coś normalnego, coś typowego, coś, o czym można powiedzieć, że jest oczywiste i nie budzi wątpliwości. Jak do tej pory nie przyszło mi nic do głowy. Im więcej pojawia się nowych wątków, tym więcej rodzi się pytań bez odpowiedzi, a próba wyjaśniania niektórych zagadek przez Gazetę Wyborczą kończy się ich kolejną i totalną kompromitacją wynikającą z zupełnego braku kompetencji (np. "Niskie loty Gazety Wyborczej" na http://www.naszdziennik.pl/bpl_index.php?dat=20100709&typ=po&id=po02.txt , "Zarzuty na ślepo" na http://smolensk-2010.pl/2010-07-19-zarzuty-na-slepo.html itp). Żadna inna katastrofa nie miała takiej wagi, nie była owiana taką tajemnicą, taką dezinformacją, tak nieodpowiedzialnym i lekceważącym podejściem do śledztwa, takim karygodnym zachowaniem władz przed i po katastrofie, nie budziła tylu niejasności, pytań bez odpowiedzi, sprzeczności, jak ta z 10 kwietnia 2010 roku. Jakość prowadzonego śledztwa na tle innych śledztw z katastrof wiele mniejszej wagi jest skandaliczna (co zostało opisane w artykule "Co Rosjanie znaleźliby w Lockerbie" na http://niezalezna.pl/article/show/id/37085). A ostatnio obserwujemy desperackie próby zwalczania takich argumentów i to bynajmniej nie za pomocą merytorycznej i rzeczowej dyskusji, tylko za pomocą ośmieszania, przeinaczania naszych myśli, wyrywania z kontekstu i polemizowania z fragmentami, które jak im się wydaje, są najłatwiejsze do obalenia i robienia w ten sposób wrażenia, że całość nie jest lepsza. Dlatego nie potrafię nadziwić się ludziom, którzy z nutą kpiny zarzucają nam tworzenie kolejnych spiskowych teorii dziejów, nie zauważając, że tak na prawdę, to ich wersja jest w gruncie rzeczy naiwna i łatwowierna.

 

 

 

 

 

grzesiekZ
O mnie grzesiekZ

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka