Dodałem jeszcze do notki krzywą Laffera czyli wykres pokazujący zależność między wysokościa podatków, a wpływami do budżetu. Nie liczyłem ale tak całkiem intuicyjnie to stawiałbym, że obecnie jestśmy gdzieś w okolicy punktu t3.
Jeżdżąc samochodem nie da się uniknąć pojawiania się od czasu do czasu na stacji benzynowej, niestety każda kolejna wizyta przyprawia o coraz większy ból głowy i coraz bardziej opróżnia portfel. Psychologiczna bariera 5 złotych za litr benzyny 95 została już przekroczona jak również do tej kwoty zbliża się cena oleju napędowego. Niedługo czeka nas kolejna (nazwijmy ją rządową) podwyżka gdyż znikają ulgi z tytułu stosowania biokomponentów.
Sytuacja w krajach arabskich bez wątpienia ma przełożenie na ceny paliwa na giełdach, a co za tym idzie i na naszych stacjach benzynowych. Jednak kilka kwestii jest godnych wyjaśnienia – ropy nie kupuje się doraźnie, przeważnie są to kontrakty terminowe z ustaloną ceną. Czyli ktoś kto kupuje ropę na giełdzie obecnie, zacznie z niej produkować za miesiąc, dwa, produkcja obecna jest zasilana zakupami sprzed jakiegoś czasu, a więc według tamtych cen.
Niestety podwyżki dotykają nas od razu, natomiast ewentualne obniżki dopiero po wyczerpaniu się zapasów magazynowych. Ja rozumiem – biznes jest biznes, ale warto sobie uświadomić, że producenci pogrywają z nami w bambuko.
Przy koszcie litra benzyny w sprzedaży detaliczne na poziomie 5 zł około 3 złotych to podatki, które zasilają budżet państwa (ciekawe co dzieje się z podatkiem drogowym wliczonym w cenę paliwa?) co daje przy zużyciu około 20 mln ton kwotę około 60 mld złotych. Kwota ogromna i nie ma się co dziwić, że państwo nie ma zamiaru z niej (a nawet z części) rezygnować. Tylko czy to takie do końca słuszne?
Kiedy rząd Belki obniżył akcyzę na paliwo i dzięki temu został zahamowany gwałtowny wzrost cen, większość polityków alarmowała, że decyzja ta spowoduje zmniejszenie wpływów do budżetu. Tak się jednak nie stało, spadek cen spowodował zwiększenie obrotów oraz zmniejszenie kosztów transportu, co przełożyło się na ogólny wzrost konsumpcji. Czyli to co teoretycznie straciło się na zmniejszonej akcyzie zostało zrekompensowane wysokością sprzedaży oraz podatkami z innych, zależnych od ceny paliwa, gałęzi gospodarki. Po objęciu władzy przez Kazimierza Marcinkiewicza decyzja ta została utrzymana i to nie tylko ze względów PR ale i ekonomicznych.
Nie jest prawdą więc, że obniżenie podatków skutkuje spadkiem wpływów do budżetu, to już nie jest teoria ekonomiczna ale sprawdzona zasada (to samo dotyczyło obniżenia akcyzy na alkohol – wpływy do budżetu wzrosły). Jednocześnie spowodowany obniżka spadek cen powoduje zwiększenie siły nabywczej przeciętnego Polaka co skutkuje takim „drobiazgiem” jak podniesienie poziomu życia, czyli czymś o co nasi politycy tak ponoć dbają.
Podnoszenie podatków jest najgorszym z możliwych sposobów na próbowanie zwiększenia wpływów budżetowych i to (powtarzam) nie jest teoria lecz sprawdzona na naszym krajowym rynku zasada. Oczywiście istotny jest poziom wzrostu czy spadku ale na to są określone ekonomiczne wzory. Pamiętajmy kto najlepiej zrobił polskiej gospodarce – Leszek Miller obniżając CIT, dzięki czemu zwiększyła się ilość inwestycji w naszym kraju.
Rozumiem, że podatki są niezbędne, rozumiem, że rząd musi mieć pieniądze na bardzo wiele rzeczy ale od formacji deklarującej swój liberalizm oczekiwałbym działań idących w tym kierunku, a nie wręcz przeciwnie, tym bardziej że gospodarka na tym nie straci.
Czekam na działania rządu w sprawie akcyzy na paliwo. Zbliżają się wybory, politycy chcą nam zrobić dobrze, może pomyślą i za jednym zamachem zapewnią sobie wdzięczność ludu, dadzą impuls gospodarce i zaczną działać bardziej liberalnie.
Inne tematy w dziale Polityka