Czy prawda może być kłamstwem? Czy fakty zawsze są obiektywne? Czy można manipulować statystykami? Cóż, o ile na pierwsze pytanie wielu odpowie, że to nonsens, to z trzecim już nie będzie tak łatwo. Tu raczej wszyscy się zgadzają, że statystyki, choć to są bezwzględnie obiektywne liczby, mogą być przedstawiane w sposób stronniczy i mogą nam pokazywać nie tyle obiektywną rzeczywistość, co raczej jedynie punkt widzenia tego, kto zlecił przeprowadzenie badań.
Wszyscy pamiętamy na przykład niedawny skandal w Kościele spowodowany niemoralnym zachowaniem się niektórych księży. I nie usprawiedliwiając nikogo, kto jest rzeczywiście winien, chciałbym podkreślić fakt, że cały ten skandal został przedstawiony w mediach w sposób skandaliczny. Prawda bowiem jest taka, że ilość niemoralnych księży nie jest statystycznie większa, niż ilość niemoralnych pastorów w innych wspólnotach eklezjalnych, czy niemoralnych nauczycieli, czy trenerów sportowych, harcmistrzów i w ogóle jakiejkolwiek grupy ludzi mającej kontakt z dziećmi i młodzieżą. Po prostu wynika to z tego, że chorzy ludzie szukają takiej kariery zawodowej, ( o ile można tak nazwać kapłaństwo), by móc wykorzystać te sytuacje do swoich niecnych zamiarów.
Czytając o skandalach w Kościele nigdy nie przeczytaliśmy, że to jest także problem nauczycieli. Nigdy też nie przeczytaliśmy, że dotyczy to zaledwie paru procent, dwóch- najwyżej trzech spośród wszystkich księży. I jasne, że jest to o trzy procent zbyt wiele. Ale nie o tym teraz piszę, lecz o tym, że nawet opisując prawdziwy problem, gdy go naświetlimy tak, jak to robiła świecka prasa, nie uzyskujemy obiektywnego i prawdziwego obrazu rzeczywistości.
Ale co ma „Fronda” z tym wspólnego? Ze skandalem o którym napisałem wyżej – nic. Ale ma wiele wspólnego z innym przekłamaniem rzeczywistości.
Sprawdziłem w Internecie ile osób zalicza się do sympatyków „Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X”, czyli „Lefebrystów”. Różne źródła podają różne liczby, ale w zasadzie zawierają się one między milion, a milion siedemset tysięcy wiernych. No, powiedzmy, że jest ich dwa miliony. Niech stracę. Zatem w Kościele, który posiada miliard członków, są to co najwyżej dwa promile.
„Fronda” udostępnia swoje forum i blogowisko każdemu, kto chce tam pisać. Nie musi to być osoba wierząca, nie musi to być katolik. Pewnie gdyby ktoś łamał regulamin portalu, zamieszczał treści niezgodne z prawem, czy coś takiego – jego konto zostałoby usunięte. Jednak, gdy ktoś ma poglądy dziwne, ale legalne, może sobie wypisywać co mu się żywnie podoba. I bardzo dobrze. Tak powinno być, czasy cenzury się już, na szczęście, skończyły.
„Fronda” także promuje pewne wpisy na blogu. To także jest bardzo dobre. Tym lepsze, że wiele moich tekstów, dzięki takiej promocji, zobaczyło bardzo wiele osób. Korzyści są obopólne. „Fronda” ma darmowych autorów, a autorzy mają darmową promocję. Jedni zyskują dobre teksty, inni zyskują czytelników. Czyli wszystko jest wspaniałe. Totalna symbioza i obopólne zadowolenie. Czyż nie tak? Hmmm. Jednak niezupełnie.
Mogę się mylić, ale mam wrażenie, że ambicją „Frondy” jest spostrzeganie jej jako ważnego głosu Kościoła w Polsce. Właściciele i autorzy „Frondy” chcieliby być spostrzegani jako poważny partner, jako ktoś posiadający autorytet, jako ktoś, kto nie tylko informuje, ale także kształtuje opinię publiczną i kształtuje Kościół w Polsce. Właśnie dostarczając informacji, których nikt inny nie publikuje i dając głos tym, którzy gdzie indziej nie mają szans na przedstawienie swojej opinii.
Taka zawsze była „Fronda” i to mnie się w niej zawsze podobało. I nadal taka jest, choć ostatnio ta strona „Frondy” staje się marginalna. Teraz bowiem, zamiast obiektywnego, bezstronnego opisywania Kościoła, „Fronda” stała się kolejnym portalem „tradycjonalistów”.
Jeszcze raz powtórzę: Nie przeszkadza mi, że „tradsi” piszą swoje blogi i że są aktywni na forum. To ich prawo. Natomiast mam problem z tym, że „Fronda” tak aktywnie promuje każdy wpis zwolenników „Bractwa” i biskupa Lefebvre. Dlaczego? Dlatego, że ludzie ci są marginesem Kościoła. Większość katolików nawet o nich nie słyszała. I nic nie straciła. Żyją oni w swoim urojonym świecie, rozpatrując swe spiskowe teorie, które u każdego normalnego człowieka powodują tylko uśmieszek politowania. Tworzą jeden, czy dwa promile naszej społeczności, ale jak ktoś chciałby poznać Kościół Katolicki za pośrednictwem „Frondy”, odniesie wrażenie, że to jakaś niezwykle prężna i potężna siła.
Takie podejście powoduje, że i „Fronda” staje się powoli pośmiewiskiem większości katolików. Wielu z nich usiłuje, czy to w swoich postach na blogowisku, czy w komentarzach, zwrócić uwagę na absurd takiej sytuacji. Ale najwyraźniej ich głosy są mniej ważne dla redakcji „Frondy” niż głosy „transów”. Cóż. Szkoda.
Oczywiście nie jest tu moją rolą pouczanie kogokolwiek. Jestem tu gościem i to stosunkowo od niedawna. Znacznie dłużej czytam „Frondę”, ale piszę na blogowisku niecały rok. Zawsze mogę po prostu „Frondę” opuścić, jak mi się całkiem nie będzie podobało. Ale też mnie wcale nie o to chodzi. Ja bym tu chciał zostać, ale w związku z tym chciałbym, by „Fronda” także została. Jako ważny i poważny portal katolicki. Obawiam się jednak, że gdy aktualny trend się nie zmieni, to „Fronda” sama się zepchnie na margines i przestanie być spostrzegana tak, jak była spostrzegana dawniej.
Znakomita większość księży to są wspaniali i święci kapłani. I każdy, kto pokazuje tylko tych paru, którzy upadli, milcząc na temat świętej większości – kłamie. Znakomita większość katolików to są osoby kochające nową liturgię, osoby wdzięczne Duchowi Świętemu za Sobór Watykański Drugi i za takich wspaniałych papieży jak Jan Paweł Wielki i Benedykt 16. Znakomita większość pragnie pięknej liturgii, ale wcale nie pragnie powrotu do Mszy Trydenckiej. Pragnie tylko tego, by to, co teraz robi papież Benedykt, powiodło się.
Ostatni raz na Mszy Trydenckiej byłem w środę, trzy dni temu. Byłem z moją teściową, która jest tak tradycyjna, że bardziej już chyba nie można. Pości o chlebie i wodzie w środy i piątki, każdy poranek zaczyna od śpiewania „Godzinek”, codziennie odmawia cały różaniec, a w piątki jedyne boże stworzenie w naszym domu, które ma szansę na kawałek mięsa to nasz pies. Mama nigdy by nie zgodziła się na to, byśmy jedli wędlinę, czy kotlety, nawet, gdy nasz episkopat na to zezwala.
Po Mszy zapytałem mamę, jak jej się podobało. A mama pyta: „Jesteś pewien, że to była taka sama Msza, jak dawniej?” –„Tak, dokładnie taka.”. –„To dzięki Bogu, że jej już nie ma” –„Ale dlaczego, mamo? Tak samo nie rozumiesz łaciny, jak angielskiego, czemu zatem nowa Msza ci się bardziej podoba?” –„Bo teraz widzę, co robi ksiądz i łatwiej jest w Mszy uczestniczyć. Dawniej każdy robił swoje, odmawiał różaniec, czy czytał książeczkę. Klękało się jak ministrant zadzwonił, ale nie było takiego współuczestnictwa w Mszy, jak teraz”.
I ja muszę się z mamą zgodzić. Mam mały mszalik, gdzie mam tekst łaciński Mszy Trydenckiej z jednej strony, polskie tłumaczenie z drugiej. Stosunkowo łatwo jest podążać za tokiem modlitw i albo mogę je czytać po łacinie, albo po polsku. Ale zawsze na Mszy Trydenckiej czuję się jak obserwator z zewnątrz. „Śledzę Mszę”, gdy na NOM-ie jestem w środku wydarzeń. Na tradycyjnej Mszy obserwuję Golgotę z sąsiedniego wzgórza, na nowej – stoję pod Krzyżem.
To jest tylko jeden aspekt całego zjawiska, jakim jest „tradycjonalizm”. To są tylko preferencje, gusty. Gorzej, gdy ktoś zaczyna negować ważność NOM-u. Gorzej, gdy ktoś zaczyna twierdzić, że to tylko dzięki biskupowi Lefebvre Kościół „reformuje reformę”. Gorzej, gdy ktoś pomija działanie Ducha Świętego, czy wręcz to działanie neguje, wywyższając Bractwo ponad Kościół i ponad działanie Ducha Świętego.
A jeżeli „Fronda” nie przestanie promować takich poglądów i takiego podejścia do Kościoła, to bardzo szybko zacznie być postrzegana jako portal nawiedzonych maniaków. Nikt jej nie będzie serio traktował i całkiem słusznie. Z dawnej „Frondy” nie pozostał prawie nikt. Odeszli, założyli swoje pismo. Nie moja sprawa to komentować, choć trochę żal. Patrzą na kierunek, w jakim zdąża „Fronda” teraz, to obawiam się, że za parę lat powiem, że trochę żal, że „Frondy” już wcale nie ma. Może zostanie nazwa, ale ja mam ścisły umysł, który mi się buntuje, gdy ktoś mi udowadnia, że 0,2 jest większe niż 99,8.
Inne tematy w dziale Rozmaitości