Optymiści integracji Europejskiej często powołują się na historię Stanów Zjednoczonych, które dopiero po połączeniu w jedno państwo stały się światową potęgą. W swoich wizjach pomijają fakt, że zjednoczenie USA odbyło się w wyniku krwawej wojny, która przyniosła ponad 600 tysięcy ofiar.
Amerykańska wojna secesyjna jest najczęściej pokazywana w popkulturze jako konflikt dotyczący niewolnictwa, który obracał się w wokół różnic rasowych w USA. O ile jest to ciekawa opowieść z moralizatorskim przesłaniem, to ma niewiele wspólnego z prawdą historyczną. W rzeczywistości sprawa niewolnictwa miała marginalny wpływ na wybuch i przebieg samej wojny a główną stawką w konflikcie był przyszły kształt Stanów Zjednoczonych.
Istota wojny secesyjnej jest zresztą wpisana w nazwy obu stron konfliktu - wojska północy były nazywane "Unionistami" ponieważ byli zwolennikami utrzymania Unii wszystkich stanów i jej dalszej integracji, natomiast południe to "Konfederaci" czyli ludzie, którzy chcieli aby stany zachowały swoją niezależność i współpracowały dalej na zasadach luźnej konfederacji.
Sama wojna zaczęła się w momencie gdy rząd centralny w Waszyngtonie zapragnął wprowadzenia ceł na produkty przemysłowe importowane z Europy. Jednak w trakcie prac nad ustawą dał o sobie znać podział ekonomiczny Ameryki. Północ która opierała się na produkcji przemysłowej nie chciała mieć na lokalnym rynku konkurencji w postaci towarów importowanych z Europy, więc była zwolenniczką wprowadzenia ceł. Natomiast południe, które opierało się na produkcji rolnej i eksporcie bawełny, nie widziało sensu w tym żeby płacić drożej za produkty z Europy (które swoją drogą były lepszej jakości niż te amerykańskie). W dłuższej perspektywie, dla ogółu Stanów Zjednoczonych bardziej opłacało się wspierać i rozbudować lokalny przemysł, jednak w interesie poszczególnych stanów jako osobnych organizmów państwowych to się już nie kalkulowało. Spór o cła był kroplą która przelała czarę goryczy, wzajemne oskarżenia, żale i różnice pomiędzy stanami zaczęły rozsadzać kontynent.
Warto tutaj dodać że północ była agresorem w tej wojnie. Stany południa gdy stwierdziły że nie będą płacić na jankesów z północy, powiedziały że wychodzą z Unii, co było zresztą zgodne z ówczesnymi traktatami. Lincoln wierząc że Ameryka może przetrwać tylko jeśli będzie jednym państwem, postanowił walczyć o jedność Unii. Zaczęła się krwawa wojna między Uniniostami, a ich braćmi z południa. Dopiero po jej wybuchu Lincoln ogłosił wyzwolenie niewolników, aby osłabić gospodarkę południa, która opierała się na wyzysku czarnej ludności. Nie było tutaj "dobrych" i "złych", były dwie strony walczące o swoją przyszłość.
Wbrew też powszechnej narracji, Północ nie była skazana na wygraną, ofensywa wojsk południa wdarła się głęboko na tereny Północy, podchodziła pod Waszyngton i została zatrzymana dopiero pod Gettysburgiem. Kto wie jak wyglądałoby USA gdyby generał Lee przejął Filadelfię i Nowy Jork po czym pozbawił Północ bazy przemysłowej? Może dziś od rozmazów z prezydentem USA, ważniejsze byłyby rozmowy z gubernatorem Teksasem albo Kalifornii, bo to oni podejmowaliby główne dezycje.
Zwycięstwo w wojnie dało rządowi w Waszyngtonie potężną pozycję , ale na korzyść Lincolna i Jankesów trzeba zaliczyć to że potraktowali przegranych z szacunkiem, i na przykład pomimo uprzedzeń i wrogości, mianowali swoich niedawnych przeciwników na główne funkcje w państwie, godne potraktowanie konfederatów sprawiło że przegrane stany nie organizowały partyzantki i trwają w Unii do dziś.

Wracając do Unii Europejskiej to w niej też widać coraz większe tarcia wynikające z różnej struktury gospodarczej poszczególnych regionów a co za tym idzie - innych interesów. Główny podział zdaje się nie iść wzdłuż osi Północ-Południe, ani Wschód-Zachód (choć tutaj różnice są widoczne) ale bardziej jest to konflikt "Centrum" (Niemcy, Francja, Niderlandy) z "Peryferiami" (Polska, Węgry, Grecja czy ostatnio Włochy). Aby integracja Unii Europejskiej mogła się ziścić, "Centrum" musiałoby siłą narzucić swoje rządy "Peryferiom". Tutaj rodzi się pytanie czy peryferia zgodzą się na to po dobroci, a jeśli nie to czy centrum jest na tyle silne by narzucić reszcie swoją wolę. Być może centrum już dawno narzuciłoby swoją wolę reszcie Unii, gdyby nie "zewnętrzni" gracze tacy jak Wielka Brytania czy USA, którym pomysł zjednoczenia Unii wcale nie jest na rękę. Jeśli będzie dostateczna determinacja obu stron do walki o władzę to czy sami Europejczycy będą chcieli iść na kolejną wojnę pomiędzy sobą? Może warto tutaj dodać że wojna ta nie musi mieć koniecznie charakteru zbrojnego starcia, może to być wojna, ekonomiczna, wojna polityczna czy prawna, miejmy nadzieję że taką przybierze formę, bo choć "gorąca" wojna w centrum Europy wydaje się czymś abstrakcyjnym to jeszcze kilka lat temu wojna na Ukrainie wydawała się scenariuszem zupełnie niemożliwym. Niemożliwym, dopóki nie stała się faktem.
Hobbystycznie zajmuję się historią myśli politycznej, filozofii i wojskowości.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo