Obejrzałem dzisiaj program o fetyszystach i było to dla mnie całkiem nowe doświadczenie. Do tej pory z fetyszystami obcowałem przez tzw. literaturę piękną tzn. z flaszkami Jana z Czarnobyla (Na fetyszystę - Wystarczy mu kieca/ i już się podnieca). Zaczęło się lajtowo tzn. jakaś panna opowiadała o fetyszach. Poczułem się rozczarowany, bo myślałem, że tchnie jakiegoś nowego ducha w polską skostniałą literaturę... Przecież każdego podniecają wysokie obcasy i pończochy - co to za zboczenie? Poza tym każdy lubi się sztachnąć, gdy koleżanka zostawi niby to niechcący jakąś część garderoby... Ale problem w tym, ze zaraz robi się hardcore. Panna przechodzi płynnie - niczym rzeczony Jan od kiecki Urszulki to konstatacji ze ona jest martwa – tzn. do SM... Notabene zawsze mnie interesowało ze Jan Lubliński nie użył określenia - "Urszula-cebula" analogicznego do Broniewskiego "Anka-firanka"? Przyczym Urszula-cebula zgodnie z aksjologią Shreka cos znaczy. A co znaczy "Anka-firanka", ze ma ażurową osobowość?
Wiec gdzie tu fetyszyzm? Do pewnego momentu jest wszystko normalnie a potem się zaczyna SM - jak napisał inny poeta - "jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna".
Nie pisałbym o tym wszystkim, gdyby nie obrazek, który kontemplowałem podczas mojego jednego z licznych przejazdów pociągiem. Otóż siedział vis-a-vis koleś z panną, blondynką do tego idiotką z jeszcze głupszym psem, takim w kształcie i faktury froterki - nie wiem po co takie stwory chodzą po ziemi. Tzn. blondynkę jeszcze rozumiem, bo była na prawdę bardzo ładna. Jak piszę na prawdę to znaczy, że zaspokajała moje wysublimowane poczucie piękna. Ale takie stworzenie powinno godzinami leżakować nagie w atelier jakiegoś pacykarza, a nie zatruwać innym życie swoimi problemami i psem!
Muszę się przyznać, że temu kolesiowi na początek zazdrościłem - ale tylko do czasu aż blondynka otworzyła usta... Potem już mu tylko współczułem i zastanawiałem się, co on z tego ma. Oczywiście może zaspokajać zmysł wzroku, a w bardziej intymnych momentach także potrzeby innych zmysłów - no może poza słuchem - bo na ten zmysł blondynka - jak napisałem - działała nawet na postronne osoby [tzn. mnie] fatalnie... Nie muszę chyba dodawać, ze on miał błogi uśmiech tzn. pogodny wg wprowadzonej terminologii...
Porównując obie sytuacje dochodzę do wniosku, ze sytuacja SM jest dużo zdrowsza - poganiają sobie tacy godzinkę z pejczykami, jeśli nawet panna jest domina, to podczas maltretowania słownego czy nawet cielesnego - on cos z tego ma... Poza tym po skończonej sesji [zgodnie z nomenklatura wprowadzona w rzeczonym programie] para wraca do normalności, a tym czasem koleś z pociągu przez następne 23h robi z siebie idiotę.
Nic to - matury się skończyły, a ja tymczasem wymyśliłem genialny temat - "Porównanie twórczości Miłosza Kochanowskiego z twórczością Kochasia Milusińskiego" [czujecie to szpileczkę w stronę Młodych i gniewnych?].
Tekst jest jak widać zupełnie nie a propos. Ale mamy karnawał i wydawało mi się, że warto odkurzyć, wyciągnąć z szafy, wynaleźć w swoim przepastnym archiwum tekst bardziej frywolny…choć drzewiej, czyli kilka lat temu, ku uciesze znajomych, napisany… Co prawda mamy ciągle polityczne sadomaso, ale wyciąganie przez jednego posła pewnych akcesoriów jest - jak to już mawiali starożytni – dla mnie too much… Too much love will kill you, jak śpiewał Brian May…Jeśli przypadkiem nie wykończy Was najpierw postronna blondynka...
"The market is a democracy in which every penny gives a right to vote." [Ludwig von Mises]
"The battle is a democracy in which every sword gives a right to vote." [Jerzy hr. Ponimirski]
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości