Marek Morawski
Wina, grzech, przestępstwo w sensie chrześcijańskim.
W refleksji na ten temat najważniejsze jest rozróżnienie pojęcia winy w sensie jurystycznym (w świetle prawa stanowionego i stosowanego), od pojęcia winy w sensie religijny. Bo są to dwa, różne sobie pojęcia!
Zasadnicza różnica polega na tym, że wina w pojęciu jurystycznym realizuje się (zachodzi) głównie w sferze materialnej egzystencji ludzkiej. W tej sferze realizują się jej skutki i na terenie tej sfery może być kwalifikowana. Natomiast wina w sensie religijnym realizuje się na poziomie ontycznej (prościej powiedziawszy – podstawowej) egzystencji osoby. Cóż to oznacza?
Wina w sensie religijnym wynika nie z charakteru czynu samego (jego obiektywnego znaczenia), ale konstytuuje ją rodzaj stosunku osoby czyniącej do Boga i Boga do tej osoby. W tym sensie, w pojęciu chrześcijańskim, błędem jest wszelka “unifikacja winy”. Każdy czyn osoby może być rozumiany jako wina lub zasługa jedynie w odniesieniu do tej jednej jedynej osoby, a nawet w odniesieniu tylko do konkretnego fenomenu – przynajmniej w sensie wartościującym.
By to wyjaśnić przypomnijmy, że według doktryny chrześcijańskiej każda osoba jest jedynym, niepowtarzalnym Stworzeniem Boga, od którego otrzymuje ona jedyny, niepowtarzalny zestaw cech i możliwości uzdatniający ją do realizacji boskiego celu, w którym została stworzona. Stąd właśnie osoba posiada jedyne, niepowtarzalne sumienie, będące zasadniczym miejscem “spotkania” człowieka z Bogiem.
Sumienie i tylko sumienie pozwala człowiekowi rozpoznać, przynajmniej częściowo, “wartość” czynu, jaką uzyskał on “w oczach Boga”. Tak rozumiany czyn realizuje się w kategoriach winy lub zasługi – właśnie religijnej, w odróżnieniu od jurystycznej, gdyż w tych kategoriach jedynie Bóg może i dokonuje jego oceny, wartościując w swym miłosierdziu czyn w procesie realizacji nałożonego na osobę “zadania” (egzystencji).
Przedstawiona wyżej, swoista personalizacja winy i zasługi, może być niekiedy atakowana jako jakiś pokrętny relatywizm moralny z pozycji pojęć prawa naturalnego, filozoficznej czy antropologicznej interpretacji “rodzaju ludzkiego”, gdy potraktujemy go (ten rodzaj) jako w całości stworzony i w całości obdarzony Objawieniem, a więc i ontycznie pojmowanymi normami postępowania, chociażby w postaci Dekalogu. Atak taki byłby jednak przesadnym uproszczeniem zaprezentowanego wyżej stanowiska, gdyż jedno z drugim nie stoi w żadnej sprzeczności!
Z tego osadzenia omawianej tu winy w stosunku Bóg-osoba, wynika pojęcie grzechu. Ono właśnie ujmuje ową wyżej opisaną różnicę w stosunku do winy w rozumieniu jurystycznym (prawnym). Tak więc, zastosowane wyżej pojęcie “winy religijnej” jest dla nas jedynie terminem technicznym na użytek filozofii czy filozofii religii, natomiast na terenie rozważań w ramach systemu religii chrześcijańskiej lepiej jest posługiwać się pojęciem “grzech”.
Nim przejdziemy do wskazania kilku istotnych implikacji grzechu w świecie kultury religijnej i samej religii współcześnie, poczyńmy tu ważną uwagę.
Z wyżej wskazanych względów grzech nie może w żadnym wypadku być w jakikolwiek sposób brany pod uwagę na terenie jakiegokolwiek rodzaju prawa stosowanego, jako ontycznie inny rodzaj winy!
A więc grzech!
Definiując w skrócie – jest sprzeniewierzeniem się ofiarowanemu osobie stosunkowi miedzy nią a Bogiem – z którego to stosunku wynikają konkretne, zadane zasady działania osoby, jej realizacja siebie (czyli - realizacja bożego planu w stosunku do niej), do czego została przez Boga uzdolniona!
Dzisiejszemu człowiekowi nie jest łatwo zrozumieć tę definicję w sensie jej implikacji praktycznych. Jedyną pomocą może tu być dar boży – sumienie – jako jedyna instancja wartościująca.
Wynikałoby stąd, że osoba (bo wszakże sumienie jest jedynie jej atrybutem), jest w kategoriach grzechu ostateczną instancją wartościującą. Tak jednak nie jest. Z tej to przyczyny, że wskazany wyżej “stosunek między Bogiem i osobą”, jako zasada konstytuująca egzystencję osoby, nie jest w żadnym wypadku wyłącznie w jej pełnej dyspozycji! Jest stosunkiem obu stron, którego zasady są określone (lepiej byłoby powiedzieć – ofiarowane) przez Boga. Wynika stąd swoisty obowiązek konsultowania z Bogiem takiej wartościującej oceny czynu, którą podpowiada nam nasze sumienie!
Jak osoba (jej sumienie!) może dokonać takiej konsultacji, czyli rozpoznać ocenę boską swego czynu? Bóg wyposażył nas w taką możliwość! Jest nią znak, który nam daje – w postaci sakramentów!
Nieprzerwana miłość Boga do człowieka realizuje się między innymi właśnie przez sakramenty, czyli materialne znaki tej Jego miłości do nas. Za pomocą sakramentów (znaków) możemy w każdej sytuacji do tej miłości się odwołać – możemy po prostu wejść w bezpośrednią obecność wobec Boga, w dialog z nim. Bo sakrament to znak, że obie strony, Bóg i człowiek (osoba) są wzajemnie w dialogu, w więzi.
Przypomnijmy podstawowe znaczenie sakramentów, gdyż tu właśnie zobaczymy zasadniczą różnicę pomiędzy winą, nazywaną przez nas grzechem, a innymi rodzajami win, rozpoznawanymi przez człowieka. Dotyczy to trzech z siedmiu Sakramentów Świętych. Pozostałe cztery są Znakami dotyczącymi innych sfer egzystencji ludzkiej niż ta, którą się tu zajmujemy.
Chrzest jest przyjęciem człowieka (osoby) do grona dzieci bożych w jego Kościele, a więc osób obdarzonych szczególną bliskością Boga. Poza tym w tym sakramencie Bóg odpuszcza nam wszystkie winy przed chrztem popełnione, włącznie z grzechem pierworodnym, czyli szczególnym długiem w stosunku do Boga, zaciągniętym przez cały rodzaj ludzki w momencie gdy ludzie odrzucili Jego miłość.
Sakrament pojednania, czyli odpuszczenie grzechów i Komunia święta, w którym ponownie zbliżamy się do Boga, po oddaleniu od niego na skutek popełnionych po Chrzcie win (grzechów).
Bierzmowanie, czyli obdarowanie człowieka (osoby) asystencją (stałą obecnością) Ducha Świętego, co uzdatnia nas między innymi do zgodnego z wolą Boga oceniania otaczającej nas rzeczywistości i wartości naszego postępowania.
Widzimy więc, że sumienie – pozostające tak w dyspozycji człowieka jak i Boga – owo “miejsce spotkania” człowieka z Bogiem – jest rzeczywistym miejscem dialogu.
Wynika z tego niezmiernie ważna konsekwencja!
Sumienie nie jest więc miejscem, którego forma jest dana raz na zawsze! Podlega ono – na skutek właśnie tego dialogu – swoistemu rozwojowi! Bóg ofiaruje jego potencjał, natomiast jego “kształt” jest wynikiem zarówno zewnętrznego oddziaływania nań (np. kultury) jak i własnej pracy osoby nad wykorzystaniem tego powierzonego przez Boga potencjału.
A więc w przypadku osoby, pierwsza ocena czynu w kategoriach grzechu lub zasługi, w jakimś stopniu niezależna od boskiej, następuje na terenie sumienia. To dowód na wolność osoby, ofiarowaną jej przez Boga! Człowiek czyni (działa) zgodnie ze swą wolną wolą, ma też możliwość suwerennej oceny własnego postępowania. Własna decyzja na czyn i własna jego ocena otwiera kwestię odpowiedzialności. W znacznej mierze wynika to z wyżej wspomnianego „kształtu” sumienia, bo ten w dużej mierze - zależy od nas – na ile czynnie zastanawiamy się nad prawidłowością naszej samooceny i na ile korzystamy z pomocy w tym procesie z sakramentów, czyli bezpośredniej konsultacji tych naszych ocen z Bogiem!
Jedynym dysponentem (fachowo – „szafarzem”) wyżej wspomnianych sakramentów jest Kościół. Jezus, ustanawiając je, w sposób wyraźny właśnie Kościołowi je powierzył.
Prawo kanoniczne, czyli normy określające w Kościele zasady powierzania sakramentów poszczególnym osobom – w sprawie grzechu w pewnym stopniu nam sytuację ułatwia, relatywizując niejako kategorię grzechu na korzyść człowieka. Stwierdza bowiem, że zachodzi on tylko wówczas, gdy dokonujemy złego czynu w pełni świadomie, czyli rozumiejąc dany czyn jako grzech i rozumiejąc wszystkie jego implikacje, a więc świadomie wybieramy zło.
Podstawą tego swoiście liberalnego stanowiska Kościoła jest przede wszystkim wiedza o nieograniczonym miłosierdziu Boga, które w odniesieniu do osoby każe Kościołowi wartościować jej czyny zawsze „na jej korzyść”.
Jak widzimy, nie jest to żadne ułatwienie w sensie ostatecznym. Jest jedynie realizacją uprawnienia osoby do Miłosierdzia Bożego! – bo rzeczywiście mamy do tego prawo z mocy samego Objawienia!
Wyżej opisana rola sumienia i jego suwerennego prawa oceny dokonanych czynów, w historii religii chrześcijańskiej była oczywiście w różnym czasie różna i niejednokrotnie zależna od otaczającej religię kultury, czy obyczaju traktowania win. Toteż i stosunek do Sakramentu Pojednania bywał różny. Niekiedy pociągał za sobą drastyczne formy pokuty za grzech, niekiedy były one łagodne w stopniu trudno pojmowalnym itd. itp. Do dziś bywa z tym różnie na terenie różnych Kościołów chrześcijańskich. To również przykład na konieczny rozwój i doktryny i samoświadomości Kościoła, która również jest „w drodze”! Jest to osobny temat z historii doktryny i samego Kościoła. Ważne dla nas teraz jest przypomnienie, że działalność samego Chrystusa, zapisana w Ewangeliach, zdaje się nam podkreślać tą wyżej opisaną suwerenność sumienia, gdyż nawet On sam wielokrotnie pozostawia ocenę postępowania samym “grzesznikom”, z którymi się styka – ale przede wszystkim – pomagając, pozostawia im inicjatywęw przewalczeniu grzechu!! Tak dzieje się w przypadku celników, Samarytan i innych osób uznawanych na ówczesnym poziomie świadomości religijnej za osoby grzeszne, wręcz z tego powodu nieczyste.
Owo specyficzne oderwanie grzechu od uznawanych na terenie obowiązującego w danym momencie prawa i “powszechnego poczucia grzechu”, a więc zewnętrznej (pozaosobowej) oceny czynów, jest kolejną rewelacyjną cechą świadectwa chrystusowego w historii wartościowania postępowania człowieka. Jest niewątpliwą wskazówką, że terenem tej kategoryzacji jest właśnie osoba w stosunku z Bogiem -nic innego!
Na tej podstawie można powiedzieć, że Bóg zadaje nam kategorię grzechu jakoby zawsze dostosowując ją do osoby i jej statusu w otaczających i kształtujących ją warunkach.
Stwierdzenie to znów pachnie jakimś rodzajem relatywizacji pojęcia grzechu. I tak jest w istocie! - bo skoro całość realizacji boskiego planu zbawienia świata dana nam została w czasie i w procesie rozwoju (świata i naszej wiedzy o nim), to pewien specyficzny proces ciągłego dostosowywania kategoryzacji pojęcia grzechu do warunków jego popełnienia, jest w pełni uprawniony! Ta swoista relatywizacja polega na zrozumieniu, że człowiek, jako fenomen, został postawiony przez Boga odwiecznie (można nawet powiedzieć – ontycznie) w sytuacji niestatycznej, zarówno jako osoba podlegająca rozwojowi (czasem degeneracji!), jak i jako ludzkość, podlegająca stałemu procesowi stawania się i to w zmiennych warunkach tak kulturowych, jak i religijnych – gdyż religia, jako stosunek człowieka do Boga, również została przez Boga dana jako droga.
Nie zwalnia to jednak w niczym osoby z obowiązku czujności wobec „ordynarnej relatywizacji” własnych ocen (!), relatywizacji własnego sumienia - gdyż konstytuującą je zasadą jest stosunek, który niewątpliwie jest stosunkiem wymagającym – na mocy samego aktu stworzenia człowieka „na obraz i podobieństwo boże”, a więc osoby doskonałej, a przynajmniej osoby, której egzystencjalnym przeznaczeniem jest dążenie do utraconej przez grzech doskonałości.
Tak więc, ewangeliczne przesłanie jest nałożeniem na człowieka obowiązku bezustannego określania grzeszności czy zasługliwości własnego postępowania w stosunku do Boga i jego dzieła (świata nas otaczającego), co w uproszczeniu nazywamy kształtowaniem sumienia.
Czy obserwowane dziś, swoiste znieczulenie na to przesłanie, jest jedynie człowieczą “winą wobec Boga”, czy kryje się w nim coś z “bożej ekonomii drogi” ludzkości do wiecznego Jeruzalem? - nie może stanowić nawet przedmiotu ludzkiej dywagacji. Jest tajemnicą tejże ekonomii.
Tak więc, w sensie praktycznym – nie tylko świadomość istnienia w stosunku Bóg-osoba jest obowiązkiem chrześcijanina, ale też i bezustanna uwaga – co i w jakim stopniu jest treścią tego stosunku w naszym postępowaniu. Brak tego elementu można by określić grzechem grzechów, bo gdyż z tego braku wynika każdy czyn, który w kategoriach grzechu może być rozpatrywany w naszym sumieniu. Brak świadomości, że wszystko co czynię, czynie wobec Boga jest nieuprawnionym zaniechaniem stosunku Bóg-człowiek.
I na koniec! - oczywiście czyny grzeszne często przejawiają się w postaci czynów przestępczych w kategoriach prawa stosowanego (ustanowionego przez człowieka). Zabójstwo jest i grzechem i przestępstwem i może być osądzane przez innych ludzi zgodnie z prawem. Jednak pamiętajmy, że ludzka ocena czynu materialnego nie musi być tożsama z jego boską oceną! Bóg sądzi człowieka i jego czyny wiele głębiej i w ramach swego nieogrnionego miłosierdzia. To właśnie jest “nadzieją przestępców” - że ich czyn nie kończy się ziemską karą, że człowiek ma prawo do poprawy, do nawrócenia, do sprawiedliwej miłości Boga.
Co do obecnej interpretacji przez Kościół pojęcia grzech.
Szerzej na ten temat mówiłem w konferencjach na temat chrześcijańskiego pojmowania seksualności przy okazji omawiania wyników pierwszej części Synodu Biskupów w roku 2014, więc teraz powtórzę tylko podstawową tezę; - Kościół również jest „w drodze”, a więc musi być wrażliwy na to, co św. Jan Paweł II nazywał „znakami czasu” – najbardziej w odniesieniu do zjawisk o skali społecznej, bo te są dziś szczególnie szybko się rozwijają w związku z niesamowitym rozwojem środków komunikacji i nie tylko. Nie może być w stosunku do tych zjawisk konserwatywny w swej doktrynie i swym stosunku do wynikających z tych „znaków” pytań.
Co do osoby ludzkiej, czyli indywidualnie każdego z nas, i naszej „grzeszności”, musi również rozumieć, że znajdujemy się w „drodze”, na której ruch jest również bardzo i przyspieszony i coraz bardziej skomplikowany.
Nie znaczy to bynajmniej, że oczekuję od Kościoła jakichś progrsistowskich reakcji! Jednak jako wyznawca jego świętości (!) - patrz Credo – oczekuję jego wrażliwości na sytuację w której znajduje się osoba ludzka (człowiek) dziś w stosunku Bóg-człowiek. Jest to stosunek podstawowy, w którym Kościół powinien być tylko wrażliwym pośrednikiem.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo