Jestem zdecydowanym przeciwnikiem ekumenizmu rozumianego jako współpraca czy demonstrowanie jedności chrześcijan na niwie duchowej bez jedności w wyznawanych prawdach wiary. Ostatnio jednak występowałem ramię w ramię z katolickim księdzem! Jak do tego doszło?
Ks. Isakowicz-Zaleski, oburzony planem uhonorowania prezydenta Juszczenki tytułem doktora honoris causa przez Katolicki Uniwersytet Lubelski, zapowiedział akcję protestacyjną. Do pomysłu podszedłem z pewną rezerwą. Racje polityczne przemawiają za jak najlepszymi stosunkami z Ukrainą. Akcja protestacyjna ugodzi też w Lecha Kaczyńskiego, co też nie jest po mojej myśli. Z drugiej strony są jednak racje moralne i pamięć pomordowanych Rodaków. Postanowiłem więc pójść na konferencję prasową Księdza w roli biernego obserwatora (w przeddzień głównych uroczystości).
Kiedy jednak usłyszałem słowa: „…zaczęło się na mnie palić palto, wtedy podniosłam się i wyczołgałam spod trupa Mamy” - nie jako przytoczoną z pamiętników relację, ale z ust dziewczynki – dziś już starszej kobiety - która po latach woła o sprawiedliwość, dotarło do mnie, że postawa biernego obserwatora nie jest chyba najlepszym wyborem. „Mówię to z wielką goryczą, z wielkim bólem, że dożyłem tych lat, że dane mi jest być świadkiem wręcz niewyobrażalnych czynów i haniebnych aktów. Jutro będzie akt wielkiej zniewagi dla ponad dwustu tysięcy niewinnych ofiar zamordowanych tylko dlatego, że byli Polakami – od niemowlęcia do starców. Nie potrafię tego zrozumieć ani tym bardziej sobie wytłumaczyć, że tego aktu hańby dokona się na katolickiej uczelni” - te wypowiedziane drżącym głosem słowa Bohatera tamtych dni nie potrzebowały komentarza…
Po konferencji prasowej jej uczestnicy udali się na KUL. Gdy byliśmy o kilkadziesiąt kroków od wejścia, powstał przy nim nagły ruch i drzwi z hukiem zatrzaśnięto. Ksiądz wraz z Kresowianami został na zewnątrz, a ja wraz z nimi – dosłownie i w przenośni. Widziałem, że choć duchowo wiele nas dzieli, to w tej konkretnej sprawie stoimy razem po tej samej stronie barykady.
„Grzech popełni każdy z katolików, który od dnia dzisiejszego złoży ofiarę na KUL” – tak skomentował rozżalony obrońca polskiej wsi Rybcza na Wołyniu, stojąc pod zamkniętym dla Niego gmachem katolickiego uniwersytetu. Nie wie niestety, że dziś składki parafian to drobiazg wobec ciężkich milionów płynących na KUL z naszych podatków oraz funduszy unijnych. Kto płaci, ten wymaga…
„Siły i środki” grupki ks. Isakowicza nie przedstawiały się zbyt imponująco. Kilka osób, trzy niewielkie, choć bardzo wymowne, transparenty i mała tuba. Zaoferowałem pomoc, która została życzliwie przyjęta. Na drugi dzień czekaliśmy już pod KUL-em na oficjeli i prezydentów, dysponując sporą dawką decybeli. Zarówno władze uczelni, jak i orszak biskupów prowadzony przez kardynała Glempa powitały gorzkie i głośne słowa ks. Isakowicza. Ochrona nieprzygotowana na taki obrót rzeczy sięgnęła po wyjście awaryjne i zrezygnowała z wprowadzenia prezydentów głównym wejściem. Prezydenci i abp Życiński chyłkiem, „od kuchni” dostali się do miejsca dekoracji „doktorantów”.
„Prezydenci weszli na KUL kuchennymi drzwiami.
Ale wstyd! Prezydenci bali się spotkać z rodzinami pomordowanych Kresowian, pikietującymi główne wejście na KUL. Jednak protest udał się, bo dziesiątki dziennikarzy sfilmowało transparenty. Przez pół godziny działała też tuba nagłaśniająca, przez którą padały ostre słowa pod adresem władz KUL za nadanie doktoratu h.c. Juszczence. Słowa te padały także wtedy, gdy na uniwersytet wchodzili dygnitarze państwowi i kościelni.” – blog ks. Isakowicza-Zaleskiego
Szczególnie współczułem Księdzu, gdy Jego „bracia w kapłaństwie” starali się zepchnąć Go poza teren KUL, gdy zwracano się do Niego per „Pan”, gdy biskupi przechodzili w obojętnym milczeniu, a niektórzy pukali się w czoło lub drwiąco uśmiechali… Zastanawiałem się, czy oni wszyscy należą do tego samego kościoła???
Na popołudnie zaplanowano spotkanie prezydentów z mieszkańcami na głównym placu Lublina. Imprezę przygotowano z dużym rozmachem. Akcja protestacyjna w takich okolicznościach wydawała się być ryzykowna. Wszędzie pełno BOR-u i policji. Tu pozwolę sobie na dygresję w sprawie celibatu. Ks. Isakowicz zauważył przy innej okazji, że ma on rację bytu szczególnie w sytuacjach zagrożeń. Żonatych duchownych grekokatolickich UPA szantażowała groźbą skrzywdzenia rodziny, natomiast ksiądz bez rodziny jest wolny od takiej formy nacisku. Gdy jednak przyszło do rozłożenia transparentów, okazało się, że odważnych zabrakło pod ręką i sytuację uratowały moja Żona i Córka (ja dźwigałem tubę). Tak więc rezultat „z praktyki” sporu o celibat wyniósł 1:1.
Gdy swoje przemówienie rozpoczynał i kończył Wiktor Juszczenko, pod Jego adresem padały głośne pytania reprezentanta Kresowian. Emocje były nabrzmiałe – w każdej chwili spodziewaliśmy się brutalnej akcji ochrony, z tłumu pobrzmiewały pod naszym adresem gniewne pomruki niezadowolenia – ludzie lubią jednak „święty spokój” i odruchowo unikają sytuacji zakłócających im spokój ducha. Jednak gniew i żal Kresowian wzbierały, eksplodując gromkim „Hańba, hańba”, gdy prezydent Juszczenko przechodził ku pomnikowi Unii Lubelskiej.
„Juszczenko uciekł z Lublina przed jedną tubą i trzema transparentami
Po pikiecie protestacyjnej na placu Litewskim w Lublinie, w czasie której trwania starałem się poprzez tubę nagłaśniającą wyjaśnić cel protestu, prezydenci i towarzyszący im establishment, zamiast pójść traktem na Zamek, jak to wcześniej było ustalone, od razu pierzchli do limuzyn. Tak się bali tej jednej tuby i trzech transparentów! A BOR i ABW były tak bezradne, że nawet nikogo nie wylegitymowano.
Tylko "Gazeta Wyborcza" w jednym z wydań internetowych napisała, że BOR wyrwał mi tubę, co oczywiście jest kłamstwem, bo tuba spokojnie wróciła do hotelu.
Z kolei Juszczenko po prostu uciekł z Lublina i nie podpisał końcowej deklaracji na Zamku Lubelskim. Ale z niego bohater!” Isakowicz.pl
„Oko w oko z Wiktorem Juszczenko
W czasie oficjalnych uroczystości na Placu Litewskim, przekrzykując wypowiedzi Juszczenki, czterokrotnie wypowiedziałem przez dość dobry megafon to, co chcą prezydentowi Ukrainy powiedzieć rodziny pomordowanych Kresowian:
„Polska i Ukraina - przyjaźń i pojednanie
UPA i SS Galizien – hańba”
Kresowianie trzymali cały czas transparenty ze swoimi hasłami, a na koniec skandowali słowo "Hańba".
Gdy w defiladzie Prezydentów maszerował przed barierkami, wołaliśmy wspólnie: "Dlaczego nie ma krzyży na mogiłach naszych pomordowanych rodzin?!"
Widziałem przez cały czas ogromne zdenerwowanie Lecha Kaczyńskiego. Policja ani razu nie interweniowała, bo były tłumy dziennikarzy. To wsparcie Kresowian z nieba pozwoliło mi wytrzymać to nieprawdopodobne napięcie. Czegoś takiego nie przeżyłem chyba od strajku w Nowej Hucie w 1988 r.” Isakowicz.pl, wyr. red.
Zdaje się, że rzeczywiście historia zatacza koło i zbliżamy się do punktu wyjścia. Ks. Isakowicz wspominał o ciągle towarzyszących Mu podczas wizyty w Lublinie cywilnych agentach, a oficjalne komunikaty władz państwowych i kościelnych przypominają Mu czasy „komuny”. Policja nachodziła też prewencyjnie działaczy narodowych, indagując ich w sprawie planów na dzień uroczystości. Zarówno wtedy, jak i dziś prawdy broniła garstka, mając przed sobą potęgę władzy.
Dylemat, po której stronie w tym konflikcie stanąć, rozstrzygnąłem podobnie jak w roku 1981, wybierając ryzyko strajku studenckiego. Smutne, że z ust przywództwa PiS padają odniesienia do tamtych czasów – „My jesteśmy tu, gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO”. Tłumaczę to sobie tak, że oficjalna polityka nie zawsze idzie w zgodzie z moralnością. To jednak nie zwalnia mnie od innego wyboru…
Na korzyść dzisiejszej sytuacji przemawia fakt, że jednak wbrew kłamstwu GW władza nie zastosowała wobec nas siły:
„Na internetowych stronach lubelskiego dodatku Gazety Wyborczej w relacji z protestu przeciwko doktoratowi dla Wiktora Juszczenki przeczytałem dziś o sobie: "Pod koniec uroczystości funkcjonariusze BOR zabrali księdzu megafon, gdy krzyczał "Hańba" w kierunku przechodzącego kilka metrów obok Juszczenki."
Oświadczam więc, że to zdanie jest ordynarnym kłamstwem, gdyż funkcjonariusze BOR nie zabrali megafonu ani mnie, ani nikomu innemu. W czasie protestu w ogóle nie interweniowali, a ich zachowanie było nadzwyczaj kulturalne.”
Isakowicz.pl”.
A dziennikarze nie tylko byli niemymi świadkami wydarzeń, ale mogli przekazać w mediach swoje relacje. Czy jednak ta „sielanka” wkrótce się nie skończy???
Na koniec ks. Isakowicz, dziękując za wsparcie, powiedział: „Nie podzielam Pańskich poglądów, ale podziwiam za odwagę”. Ja odwołałem się do czasów Jagiellonów i Pierwszej Rzeczypospolitej, kiedy Jej obywatele potrafili zgodnie współpracować dla dobra Ojczyzny pomimo różnic religijnych.
Ciekawe, co jeszcze dobrego Bóg wyprowadzi z tej krótkiej i spontanicznej współpracy księdza z pastorem.
Paweł Chojecki
kontakt email: knp@knp.lublin.pl
Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka