W ten weekend siłą rzeczy będziemy wspominać naszych zmarłych. Niezależnie od tego, czy jesteśmy ludźmi religijnymi, czy nie, niezależnie od denominacji czy osobistej wiary bądź niewiary, nastrój, media, rodzina sprawią, że myśli dotyczące tych naszych bliskich, których już nie ma, będą nam towarzyszyły.
Jakie wnioski możemy wyciągnąć ze wspominania naszych zmarłych? Po pierwsze, powinniśmy wspominać to, co dobre - co dobrego było w naszych relacjach, a może jeszcze bardziej to, co dobrego mamy od tych, którzy już odeszli, co z ich życia miało lub ma wpływ na nasze życie.
W Liście do Hebrajczyków jesteśmy wzywani do takiej postawy wobec chrześcijan, którzy już odeszli z tego życia na ziemi.
Pamiętajcie na wodzów waszych, którzy wam głosili Słowo Boże, a rozpatrując koniec ich życia, naśladujcie wiarę ich. Hebr. 13,7
To polecenie jest ograniczone do przełożonych chrześcijańskich, którzy w jakiś sposób nam pasterzowali, ale myślę, że spokojnie możemy je rozszerzyć na naszych bliskich, także na niewierzących. To, czego od nich się nauczyliśmy, co dobrego wnieśli do naszego życia, powinno być przez nas szczególnie kultywowane. Wspominając ich, myśląc, czego nas nauczyli, powinniśmy jeszcze bardziej starać się to praktykować. Jeśli mówimy o swoich rodzicach, że przez to, jak się o nas troszczyli, jak nas kochali, nauczyli nas, jak troszczyć się o dzieci, powinniśmy pamiętać, by ten wzór przenosić na nasze pociechy. Jeśli te chwile z ojcem czy z matką są dla nas takie ważne, a już niepowtarzalne, ponieważ oni odeszli, starajmy się, by takie chwile zapewnić również naszym dzieciom. By one też mogły nas wspominać jako kochających rodziców, mogły wspominać jakieś ważne przeżycia, które z kolei będą kształtowały ich życie.
Druga rzecz, która nam się często wiąże ze zmarłymi, to wyrzuty sumienia. Często myślimy o rzeczach, których nie zrobiliśmy dla nich, choć mogliśmy. Myślimy o tym, w jaki sposób ich skrzywdziliśmy, zawiedliśmy czy daliśmy im powód do żalu, zadaliśmy im jakieś cierpienia i nie możemy sobie tego wybaczyć. Tego typu myślenie prowadzi donikąd. Już nie jesteśmy w stanie niczego naprawić, to zamknięty etap.
Co możemy z tym zrobić? Jeśli jesteśmy wierzący, jeśli już zwróciliśmy się do Jezusa o przebaczenie wszystkich naszych grzechów, jeśli On mieszka już w naszym sercu, to możemy tylko wyznać grzechy, które popełniliśmy wobec zmarłych, i prosić Go, by pomógł nam zwalczyć te wyrzuty sumienia. On już wziął na siebie karę za te grzechy. Zdjął je z nas, całkowicie zmył, wymazał. W oczach Boga już jesteśmy w tej i w każdej innej dziedzinie czyści, nasze grzechy jak śnieg wybielały. Jeśli Bóg nam je przebaczył, my nie możemy sobie ich dalej wyrzucać.
Powinniśmy pamiętać także o tym, co ksiądz Twardowski bardzo ładnie powiedział: Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Zamiast wdawać się w jakieś niepotrzebne wojny o nic, powinniśmy naszych bliskich otaczać dobrem, by kiedy nasze drogi się rozejdą, nie mieć wyrzutów sumienia, jakie być może mamy w stosunku do tych, którzy już odeszli. Jeśli tamte nasze grzechy przychodzą nam na myśl, tym bardziej powinniśmy się starać ich unikać w stosunku do tych, którzy żyją i są obok nas.
Kolejne, być może najważniejsze pytanie: w jaki sposób możemy pomóc naszym zmarłym? Wielu ludzi albo z miłości, albo właśnie z poczucia winy stara się w jakiś sposób poprawić ich los po śmierci. Zamawiają msze, dbają o groby itd. Myślą, że w ten sposób spłacają dług czy zmywają to zło, które im wyrządzili. Niektórzy robią to z czystej miłości, w przekonaniu, że te praktyki pomogą naszym zmarłym po śmierci. Mimo że takie przekonanie jest bardzo ludzkie i towarzyszy historii człowieka praktycznie od zarania dziejów (kult przodków, kult zmarłych, w różnych kulturach przybiera różne postacie), to jednak warto pamiętać, że chrześcijaństwo, mówiąc brutalnie, odbiera nam tutaj wszelką nadzieję. Chrześcijaństwo na pytanie, w jaki sposób możemy pomóc naszym zmarłym, odpowiada: w żaden! W żaden sposób nie jesteśmy w stanie pomóc naszym bliskim, którzy zmarli. Mieli swoją szansę. Bóg dał im szansę tu, na ziemi, by rozpoznali Zbawiciela w Jezusie. Jeśli z tej szansy skorzystali, są w niebie, jeśli nie skorzystali, sami płacą za swoje grzechy w piekle. I nic tu po nas. My nic nie mamy w tej sprawie do dodania. To jest rozliczenie między nimi a Bogiem.
Postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd. Hebr. 9, 27
Tak jasno przedstawia tę sprawę Biblia. Jedyne, co możemy zrobić, co troska o wieczny los naszych zmarłych powinna w nas spowodować, to dwie refleksje. Pierwsza to refleksja nad sobą. Czy idę do nieba? Czy gdybym dzisiaj umarł, znalazłbym się w niebie czy w piekle? Czy też nie wiem, gdzie bym się znalazł? Powinniśmy jak najszybciej, w sposób definitywny, odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Oczywiście odpowiedź jest w Jezusie. On zaprasza. Mówi, że poszedł przygotować nam miejsce. W domu Jego Ojca jest jeszcze wiele pustych mieszkań. On każdego zaprasza, chce wejść do serca każdego grzesznika, który uzna swoją winę, uzna, że zasłużył swoimi czynami na piekło i uzna w Nim Pana i Zbawiciela.
Drugie zastosowanie - jeśli jesteśmy wierzący, jeśli Jezus mieszka w naszych sercach, to zamiast myśleć, co możemy zrobić dla zbawienia zmarłych, kiedy ta droga jest już zamknięta, pomyślmy, co możemy zrobić dla zbawienia naszych bliskich, którzy jeszcze żyją. A tu naprawdę mamy duże pole do popisu...
Tekst jest spisaną audycją Radia Detox - tu w wersji audio
Paweł Chojecki
kontakt email: knp@knp.lublin.pl
Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości