Bo Amerykanie mają dość plastikowych polityków, zwłaszcza wywodzących się z politycznych klanów, które oplatają Waszyngton i służą swojej kaście oraz stojącym za nimi korporacjom.
Bo mają dość rozjazdu pomiędzy tym co widzą w tv, a tym u siebie na co dzień. Z medialnymi manipulacjami jest trochę jak z podatkami i krzywą Laffera - gdy przekroczy się pewien próg, zyski zaczynają spadać.
Bo mają dość zmian, które nie są zmianami a konserwacją systemu. Chcą powrotu do prostych zasad - my home is my castle zamiast haseł o równości mniejszości seksualnych.
Bo mają dość regresu znaczenia USA na świecie i zastanawiania się czy Chiny już są potężniejsze, czy dopiero będą.
Dwa najlepsze dowody na to że Amerykanie nie wybrali źle ujawniły się tuż po wyborach. Pierwszy z nich to totalne olanie sztabu i wyborców przez Clinton, która nie raczyła nawet pofatygować się by osobiście im podziękować. Drugi, to histeryczna reakcja mediów, a wraz z nimi dziennikarzy i celebrytów. Te dwie ostatnie grupy wydają się być na tyle oderwane od rzeczywistości, że wyborcy najzwyczajniej w świecie z wkurzenia zagłosowali przeciwko tym którzy jak zawsze wiedzą lepiej, mimo iż rzadko kiedy mają okazję stykać się z problemami zwykłych obywateli. Po wielu latach przegięć, budowaniu muru między “lepszymi” i “zwykłymi”, Amerykanie opowiedzieli się za przeoraniem całego systemu. Nie za kosmetycznymi zmianami. Nie dlatego wygrał Trump. Donald Trump nie jest Rossem Perot. Nie jest wybitnym intelektualistą czy politykiem. Jest facetem, który ma posprzątać.
