Instytut Obywatelski Instytut Obywatelski
1812
BLOG

Dobry dzień dla emerytów i państwa

Instytut Obywatelski Instytut Obywatelski Gospodarka Obserwuj notkę 46

Jan Gmurczyk*

Rząd Donalda Tuska ma odwagę zrobić to, co z ekonomicznego punktu widzenia dobre dla milionów Polaków. Kierunek wysuniętej propozycji zmian w systemie emerytalnym jest rozsądny

Po ogłoszeniu przez rząd założeń reformy systemu emerytalnego niektórych komentatorów ogarnęła prawdziwa histeria. Niepotrzebnie, ponieważ propozycje, które przedstawił w środę premier Donald Tusk, są dobre zarówno dla zwykłych obywateli, jak i państwa.

Przede wszystkim, planowane zmiany nie zmierzają do „zamachu na oszczędności Polaków”, lecz do usunięcia (lub przynajmniej znacznego ograniczenia) patologii, która od 1999 roku toczy nasz kraj. Aby to zrozumieć, trzeba najpierw obalić mit, jakoby składki odprowadzane do OFE były pieniędzmi prywatnymi obywateli.

Na mocy obowiązującego prawa to państwo potrąca przymusowo od wynagrodzeń pracowników składki emerytalne, aby wypełnić swój obowiązek zapewnienia im bezpieczeństwa socjalnego na starość. Składki trafiające do ZUS są pobierane tak jak podatek. Część z nich potem przekazywana jest do drugiego filara (OFE), ale to wciąż pieniądze, których zasadniczym „opiekunem” jest państwo. Jeśli ktoś uważa, że zgromadzone na koncie w OFE aktywa są jego prywatnymi środkami, niech spróbuje przedstawić je w jakimś banku komercyjnym jako zabezpieczenie przy ubieganiu się o kredyt. Doradca szybko wyprowadzi klienta z błędu.

Pamiętajmy też, że to państwo określa kształt systemu emerytalnego. To na mocy decyzji państwa powstał w 1999 roku drugi filar, więc to przywilej (i obowiązek) państwa móc dokonać przeglądu oraz korekty obecnych rozwiązań. Fundusze prywatne są tylko gościem w tym systemie, a nie jego suwerenem. Składki pracowników są w drugim filarze zarządzane przez prywatne podmioty, ale nie są prywatne.

Kosztowny system

Dlaczego jednak państwo uformowało w 1999 roku system w takim kształcie? Zrobiono tak, by stworzyć szansę na osiągnięcie wyższych świadczeń dla przyszłych emerytów dzięki inwestycjom na rynku finansowym (stąd też owe pamiętne reklamy pełne słońca, którym mieliśmy się na starość cieszyć pod palmami). W tym celu państwo zdecydowało się powierzać zarządzanie częścią zbieranej przez ZUS składki emerytalnej instytucjom prywatnym. Po kilkunastu latach okazało się jednak, że wyniki OFE są w najlepszym razie porównywalne z tym, co oferuje emerytom sam ZUS.

Tymczasem – jak to zwykle bywa – system skomplikowany jest droższy w obsłudze niż prosty. Przy okazji wdrożenia reformy emerytalnej w 1999 roku pojawiły się koszty związane z prawdziwie kuriozalną sytuacją. ZUS, przekazując do OFE sporą część składki, zaczął mieć problem z finansowaniem bieżących emerytur. W efekcie państwo musiało zacząć pożyczać brakujące pieniądze w drodze emisji obligacji, które kupowały m.in. właśnie OFE.

Patologia tego rozwiązania polega na tym, że państwo pożycza własne pieniądze od firm prywatnych. Przy okazji te firmy inkasują opłaty i oprocentowanie, a państwo ma coraz większy dług, który obciąża społeczeństwo. Znamienne, że kraje zachodnie nie paliły się nigdy wprowadzić podobnej konstrukcji u siebie.

Ponieważ składki emerytalne przekazywane są do drugiego filara automatycznie i pod przymusem od wynagrodzeń kilkunastu milionów Polaków, obecne rozwiązania można uznać za niezwykle tłusty i łatwy kąsek dla tych, którzy przyjmują składki i nimi zarządzają. Trudno się zatem dziwić, że wielu przedstawicieli funduszy emerytalnych ostro sprzeciwia się zmianom w tym lukratywnym dla nich układzie. Doprawdy cyniczna jest jednak argumentacja niektórych komentatorów, jakoby polski rząd czynił „zamach na oszczędności Polaków”.

Prawda jest taka, że rząd Donalda Tuska ma odwagę zrobić to, co z ekonomicznego punktu widzenia słuszne dla milionów Polaków. Za ten niedoceniany ruch należą się wielkie brawa, ponieważ w wielu krajach zachodnich niektórzy politycy sprawiają wrażenie zakładników potężnych korporacji finansowych. Co gorsza, nierzadko poważani ekonomiści zagraniczni, którzy są analitykami, doradcami lub członkami rad nadzorczych takich instytucji, w sposób wyrachowany lub nieświadomy firmują swym autorytetem poparcie dla regulacji zapewniających cieplarniane warunki finansowemu biznesowi. W Polsce też mieliśmy symptomy tego zjawiska, ale rząd udowodnił, że potrafi oprzeć się kosztownym społecznie naciskom wąskich grup interesu.

Co z giełdą?

Warto podkreślić, że efekty zmian w systemie emerytalnym nie zawężą się tylko do „załatania budżetu”, czyli osiągnięcia szybkich i krótkowzrocznych korzyści w postaci jednorazowego spadku zadłużenia. Proponowane przez rząd zmiany będą dobre dla Polski przede wszystkim w długim okresie. Stawienie czoła wspomnianej patologii, która napędzała do tej pory systematycznie akumulację długu, sprawi przecież, że mniejsze będzie zadłużenie Polski w kolejnych dekadach, a nie tylko w 2014 roku.

Tu pewnie ktoś powie, że proponowana reforma w długim horyzoncie zaszkodzi polskiej gospodarce, ponieważ ucierpi na niej poziom inwestycji na naszej giełdzie papierów wartościowych. Owszem, to możliwe. Spytajmy jednak, czy „dopalaczem” polskiej giełdy powinien być dług, który państwo nieustannie zaciąga? Czy obecne rozwiązanie nie jest de facto formą subsydiowania rozwoju rynku kapitałowego, i to jeszcze na kredyt?

Ciekawe, że w imię obrony kondycji giełdy nieraz najgłośniej przeciw propozycjom zmian w systemie emerytalnym krzyczą ci, którzy lubią także zakładać zbroję obrońców wolnego rynku. Państwo przez ostatnie dwie dekady pomogło już jednak bardzo – m.in. przez prywatyzację i utworzenie OFE – rozwojowi warszawskiego parkietu. Kiedyś trzeba stanąć na własnych nogach i zacząć rozwijać się w oparciu o prywatne środki inwestorów polskich i zagranicznych. Aby wspomóc ten proces, z pewnością warto rozszerzyć zakres edukacji ekonomicznej w szkołach, polepszyć warunki dla prowadzenia biznesu czy zwiększać atrakcyjność inwestycyjną kraju, ale nie zadłużać się.

Inwestowanie na giełdzie to przy tym zajęcie dość niepewne, wobec czego zdania są podzielone, czy składki emerytalne Polaków powinny być w jakiejkolwiek części wystawione na podobne ryzyko. Rząd chce pozostawić w tej kwestii obywatelom pewną swobodę, co w kontraście do dotychczasowego przymusu jest krokiem naprzód.Łącznie zatem kierunek wysuniętej propozycji zmian w systemie emerytalnym należy uznać za rozsądny. Oczywiście, nie ulega wątpliwości, że w polskiej gospodarce potrzeba również całej masy innych zmian, aby zapewnić stabilność i rozwój kraju w przyszłości. To już jednak inny temat, który nie powinien być wykorzystywany do negowania słusznych założeń przedstawionego w środę projektu reformy.

*Jan Gmurczyk – ekonomista, analityk Instytutu Obywatelskiego

Tekst opublikowany na: instytutobywatelski.pl

Zajmuje nas: społeczeństwo obywatelskie, demokracja, gospodarka, miasta, energetyka. Nasze motto to "Myślimy by działać, działamy by zmieniać".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka