Jacek Tomczak Jacek Tomczak
62
BLOG

Demokratyczne Himalaje hipokryzji

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Polityka Obserwuj notkę 0

Zanim opublikuję kolejny tekst, odpowiem na jeden z komentarzy, którzy znalazł się pod notką poprzednią.

"No i co, lżej Ci się zrobiło?

Od tego co jest lewicą a co prawicą ważniejsze jest kto jest patriotą a kto targowiczaninem, a tutaj już podział jest prosty: na PiS vs PO+SLD+PSL.

2008-05-03 14:56Art B "

 

Po pierwsze, od głoszenia Prawdy zawsze człowiekowi robi się lżej ;]

Po drugie, kto niby negocjował Traktat Ratyfikacyjny, jak nie Kaczyńscy (czy negocjowanie Traktatu, sprzecznego z Konstytucją RP jest dowodem patriotyzmu?)?

Po trzecie, kto niby ma stwierdzić, kto jest patriotą? Pan, ja, czy kto?

Po czwarte, ostatnie wydarzenia wskazują raczej na hipokryzję i obłudę polityków PiS-u. Wykorzystują oni hasła patriotyczne dla doraźnej walki politycznej, mówią o dołączaniu do Traktatu jakichś dziwnych ustaw, nie bacząc na fakt, że żadna ustawa nie stoi w hierarchii prawnej wyżej od umowy międzynarodowej (jutro piszę maturę, więc wiem to, jak mało kto ;)).  

Po piąte, jeśli chodzi o całe lata 90. i określanie, kto jest patriotą na podstawie wydarzeń, które wtedy zaszły, ja faktycznie bym stwierdził, że Kaczyńscy są patriotami (pod postulatami lustracji i dekomunizacji podpisuję się obiema rękami). 

Na przyszłość proszę - grzeczniej i bardziej merytorycznie.

Pozdrawiam.

Ponadto, polecam wszystkim mojego pierwszego, istniejącego już ponad 3 lata bloga - www.jacyna89.blog.onet.pl . Oprócz tych tekstów, które publikuję na Salonie jest masa ciekawych linków, krótkich komentarzy, śmiesznych historii etc. I proszę komentować! 

 

A poniżej tekst nt. całego sporu wokół przyjmowania Traktatu (godny polecenia również panu "Art B") 

 

Ponoć najtrudniejszy jest początek. Więc zacznę od truizmu. Demokracja jest systemem sprzyjającym obłudnikom i kłamcom. W Kościele ksiądz może sobie pozwolić na mówienie prawdy, a nie tego, co chcą słyszeć wierni, gdyż wierni ci go nie wybierają i nie odwołują. Władca w monarchii – podobnie – z tym, że w tym przypadku wiernych zastępuje lud. System, ustanawiający lud najwyższym suwerenem, wynosi na szczyty tych, których wybierają w dużej mierze widzowie telenowel, czy czytelnicy „Faktu” (co znamienne – ludzie nie kupują  „Faktu”, bo jest tani, kupują go, bo odpowiada ich poziomowi intelektualnemu; nawet w Empiku ludzie, gdzie nie trzeba niczego kupować niektórzy biorą  „Fakt” i „Super Express”, podczas gdy obok leżą gazety na znacznie wyższym poziomie). A im nie można mówić prawdy (np. „najlepszy system to taki, w którym promuje się najobrotniejszych i najbardziej pracowitych z was; musicie pracować, a będzie wam się żyło bardzo dobrze”), tylko to, co chcą usłyszeć (np. „najlepszy system to taki, w którym każdy z was dostanie samochód”). Nic więc dziwnego, że politycy, mający takie zasady moralne, chcący zdobyć/utrzymać poparcie takiego elektoratu ustawicznie grają w różnego rodzaju, przesycone obłudą gierki. Na „szacunek wyborców” trzeba sobie wszak jakoś zasłużyć.

Nie inaczej wyglądało zamieszanie wokół przyjęcia tzw. Traktatu Lizbońskiego. Uczestnicy owego zamieszania (sami nazywający je „procesem decyzyjnym”; nawiasem – po przejęciu władzy przez PO w większości mediów nastąpiła dziwna zmiana języka – „szukanie haków” stało się „odkrywaniem nieprawidłowości”, „uprawianie propagandy” – „przedstawianiem programu partii” etc.) wprost prześcigali się w obłudzie. Nie było tu wyjątków. Co ciekawe, spośród wszystkich parlamentarnych mędrców, biorących udział w zamieszaniu, nikt Traktatu nie czytał, a połowa z tych, którzy ze znajomości jego podstawowych założeń została przepytana przez reporterów TVN – nie miała o nich zielonego pojęcia. A wystarczyło przeczytać kilkanaście zdań, np. w Wikipedii. Niestety, okazało się to za trudne.

Oto politycy Platformy Obywatelskiej, partii do szpiku demokratycznej, tj. uznającej lud za „najwyższego suwerena”, stwierdzili, że żadne referendum w sprawie przyjęcia Traktatu potrzebne nie jest. Oczywiście, dla dobra ludu, bo przecież „nie można od ludzi oczekiwać, by znali treść Traktatu” (tak argumentował to premier). Jakoś w 2003 roku obywatele też nie znali treści wszystkich umów i traktatów wspólnotowych, jednak nie przeszkodziło to spytać ich o zdanie w sprawie wejścia do Unii Europejskiej. Ot, taka mała niekonsekwencja.

Owi miłośnicy demokracji, nie baczyli też, rzecz jasna, na fakt, że rzeczony Traktat został odrzucony przez społeczeństwa Holandii i Francji w referendach (wówczas występował pod postacią Traktatu Konstytucyjnego, jednak treść obydwu dokumentów jest niemal identyczna). Ot, nieistotny szczegół.

Oto Donald Tusk zagwarantował, że podpisze Traktat, wraz z Kartą Praw Podstawowych, by, po wysłuchaniu prezydenta, podpisać tylko Traktat (bez Karty), a następnie... wyrazić nadzieję, że Karta też zostanie przyjęta. Dom wariatów.

Nb. jeszcze w styczniu 2005 roku ten sam Tusk z wielką rezerwą wypowiadał się o przyjęciu Traktatu Konstytucyjnego (m.in.: „Będziemy pytali każdego, kto proponuje szybkie i pozytywne rozpatrzenie Traktatu Konstytucyjnego w referendum – żeby precyzyjnie i z cywilną i polityczną odwagą powiedział, w czym sytuacja Polski w Europie poprawi się po przyjęciu Traktatu Konstytucyjnego”), który – jak wspomniałem – jest niemal bliźniaczo podobny do Traktatu Lizbońskiego.

Oto politycy SLD, wywodzący się w znacznej ilości z PZPR i współtworzący poprzedni, oparty o współpracę z Radą Wzajemnej Pomocy Gospodarczej i Układem Warszawskim system nagle stali się miłośnikami Unii Europejskiej, tworzonej w 1957 roku (wskutek traktatów rzymskich powstała Europejska Wspólnota Gospodarcza) w opozycji do sytemu sowieckiego. Ciekawe, czemu wszyscy, bez wyjątków, jak jeden mąż, popierają UE. Czy naprawdę chodzi tylko o poglądy polityczne, czy może egoizm i własny interes?

Oto „centrowi” politycy PiS przekonują, że Traktat nie ogranicza suwerenności RP i respektuje zasadę pierwszeństwa prawa ustanawianego w Polsce, mimo że treść dołączonej do Traktatu Deklaracji nr. 17 jasno mówi o nadrzędności prawa wspólnotowego nad Konstytucją RP, przez co Traktat Lizboński stanowi rewizję poprzednich Traktatów (dotychczas zasadę nadrzędności prawa wspólnotowego stosował tylko Europejski Trybunał Sprawiedliwości, uzasadniając nią niektóre wyroki, teraz staje się ona częścią całości systemu prawnego UE; co ciekawe, poprzednie Traktaty nie przestały obowiązywać, prawo UE jest więc wewnętrznie sprzeczne) i jest sprzeczny z Konstytucją RP (dokładnie z przejrzystym zapisem o tym, że „Konstytucja jest najwyższym prawem RP). Polecam tekst profesor z Uniwersytetu Warszawskiego – Krystyny Pawłowicz, do którego link zamieściłem pod poprzednią notką. Wspomniani politycy PiS po prostu muszą wiedzieć to, co napisałem i zapewne to wiedzą, ale... No, właśnie. Demokratyczne Himalaje hipokryzji.

Ci sami politycy chcieli też dołączać do Traktatu jakąś przedziwną ustawę, rzekomo gwarantującą wyższość prawa polskiego nad unijnym. Jak słusznie ktoś zauważył, taka ustawa mogłaby być w swojej treści kopią programu PiS, a i tak by nic nie dała. Czy posłowie PiS myśleli, że ustawa ma większą rangę niż traktat międzynarodowy? Czy może po prostu grali w jakąś dziwną grę, by nie stracić poparcia dużej części elektoratu związanego z Radiem Maryja?

Na drugi wniosek naprowadzałaby postawa prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który najpierw mówił w swoim orędziu, że nie dopuści, by Polska, w wyniku przyjęcia Traktatu, stała się „województwem polskim”, zaś później ten Traktat zatwierdził.

Oto „toruńscy” (tzn. bliżej związani z Radiem Maryja) politycy PiS zaczęli głośno protestować przeciwko Traktatowi, mimo że jeszcze kilka miesięcy temu, gdy był on negocjowany, milczeli. Bliski termin wyborów parlamentarnych i możliwość utraty miejsc na liście wyborczej partii jest z pewnością przypadkowa...

Oto w Radiu Maryja jeszcze tak niedawno słychać było teksty sceptyczne, ale nie negujące Traktatu. Istniejąca wtedy możliwość otrzymania potężnego dofinansowania z Unii była na pewno równie przypadkowa...

Cały spektakl, zwany procesem przyjmowania Traktatu Lizbońskiego jest niebywałym wręcz festiwalem obłudy. Niebywałym i – nawet w demokracji – rzadko spotykanym. Właściwie nie warto tego wszystkiego oceniać i krytykować. Opis wystarczy.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka