Nie chcę wyjść na siewcę fermentu, depozytariusza jedynej prawdy, czy agenta wpływu, tym niemniej kongres eurosceptyczny nastroił mnie do Libertas nieco sceptycznie. Jednakże - cytując powiedzenie, które wprawdzie w niedzielę, 1 lutego nie padło, lecz można je uznać za bardzo około-kongresowe (tzn. wpisane w logikę górnolotnych, ale nic nie znaczących wypowiedzi, czasem wręcz "zajeżdżających" romantyzmem) - "na bezrybiu i rak ryba", więc zapewne w moim pierwszym w życiu głosowaniu oddam głos na Libertas.
Kongres nastroił mnie sceptycznie nie z powodu wrodzonego zamiłowania do krytykanctwa i złośliwości, lecz być może dlatego, że półtora roku przed nim, tj. we wrześniu 2007 byłem w dokładnie tym samym miejscu na konferencji znacznie ciekawszej. Nie ukrywam, że Krzysztof Filipek i Mirosław Orzechowski zamiast Janusza Korwina i Janusza Dobrosza nie natchnęli mnie entuzjazmem.
Momentami, gdy rozglądałem się po sali, miałem wrażenie, że kto inny powinien przemawiać, a kto inny słuchać.
Momentami gubiłem się w swoistej taktyce poszczególnych, wypowiadających się postaci. Wiadomo bowiem, że eurosceptyczny elektorat nie wymaga się od nich licytacji z Pacewiczem i Michnikiem o to, kto odmieni przez więcej przypadków słowo "demokracja" ("demokracji", "demokrację", "demokracją", a w ustach niektórych "demokracjom"). Tym niemniej jako taktyka służąca "pokonaniu wroga przez przyjęcie jego wokabularza terminologicznego" nie byłoby to złe. Gdy jednak, obok demoliberalnych frazesików, słyszę pana Orzechowskiego mówiącego o "spisku", to naprawdę się w tym gubię. Czy chodzi o pewien rodzaj utylitarno-pragmatycznego populizmu, czy o nakręcanie spirali radykalnych haseł? A może każdy wszedł i paplał co mu ślina na język przyniesie?
W każdym razie, jak się słuchało takiego Orzechowskiego, który wypowiadał się przy Adamie Wielomskim, to - przykro mi, ale tak uważam - żal się robiło pana doktora i myśl przychodziła, czy oby dobre poglądy sobie wybrał.
Ów Orzechowski powołał się niestety na Romana Dmowskiego, a dokładnie na fragment, który zna każde dziecko w gimnazjum. Nie raczył zwrócić uwagi, że Wielkiemu Polakowi obca była bezmyślna apoteoza swojego narodu, tak bijąca z przemówienia byłego ministra.
Gdy ktoś mówił o "polskich rękach do pracy" przypominał się kawałek pewnej kapeli o "kraju klasy robotniczej". Gdy ktoś inny wspomniał, że to "człowiek ma być przed kapitałem, a nie kapitał przed człowiekiem", czułem się, jakbyśmy cofnęli się o kilkadziesiąt lat i trafili na zebranie jakichś smutnych, w większości śpiących panów. Marksa przez grzeczność pominę. Symboliczne dla innego przemówienia wydało mi się zawarte w nim stwierdzenie "nie prawica, nie lewica, tylko Polska". Duch jego twórcy (słynnego wydawcy miesięcznika "Dziennik Narodowy" i złotnika polskiego) wyraźnie się nad tą odezwą unosił.
Kilka wspomnianych przemówień łączyło jedno - wszystkie mogłyby być odpowiedzią na przedstawione dzieciom w szkole podstawowej zadanie "Napisz przemówienie na kongres. Długość - pięć stron A4". Czyli - przydługo, pompatycznie, momentami romantycznie, zawsze nieciekawie, jeśli chodzi o artykułowanie poszczególnych słów to wyjątkowo niepatriotycznie (owe "om" - aż chciało się rzec "Ja nie rozumie").
Pomijam aspekty techniczne, czyli tłumaczenie 10 zdań p. Ganleya jednym zdaniem.
Podsumowując, eurosceptycy mają szansę (nb. nie lubię tego słowa, bo nie jestem żadnym "eurosceptykiem", ale "UEsceptykiem", tj. przeciwnikiem organizacji, która coraz bardziej zaprzecza wszelkim tradycyjnym wartościom europejskim). Scena polityczna przed wyborami do europarlamentu się polaryzuje, przeciwników UE nie jest mało, a na PiS mogą zagłosować tylko nieprawdopodobnie naiwni spośród nich. Co więcej, wybory do europarlamentu cieszą się małym zainteresowaniem, a wśród eurosceptyków istnieje spory "żelazny elektorat".
Szkoda byłby tą szansę zaprzepaścić przez własne błędy. Po tym falstarcie jestem optymistą - może być już tylko lepiej.
Inne tematy w dziale Polityka